W czwartkowy wieczór piłkarze Śląska Wrocław boleśnie przekonali się o tym, jak brutalny bywa futbol. Rozgrywając naprawdę dobry mecz, nawet mimo osłabienia, byli w stanie nawiązać równorzędną walkę z piłkarzami z Sewilli. Wynik 1:4 nie oddaje wydarzeń na boisku. Zamiast przeżywać gorycz porażki, wrocławianie muszą w końcu przełożyć dobrą grę w europie na ekstraklasę. Okazja już w niedzielnym meczu z Widzewem.
Do tej pory w T-Mobile Ekstraklasie zawodnicy Stanislava Levy’ego zanotowali trzy remisy oraz jedną porażkę. Dla porównania w europejskich pucharach przegrali tylko raz, właśnie z Sevilla FC. Gra Śląska przypominała amplitudę, w której górki pojawiały się w meczach na arenie międzynarodowej, a dołki na rodzimym podwórku. Różne było wszystko, nie tylko wyniki, ale przede wszystkim styl gry. Trener mistrza Polski z 2012 roku mówi o tym wprost: – Już od dawna powtarzam, że nie ma szans, aby z sukcesem rywalizować na trzech polach: w ekstraklasie, krajowym pucharze i Lidze Europy, z tak wąską kadrą. To muszą zrozumieć właściciele klubu. Bo albo walczymy o pierwszą ósemkę w ekstraklasie, albo o złotego ananasa – przyznaje z rozgoryczeniem. Teraz, gdy wydaje się, że piękny europejski sen wrocławian zakończy się smutnym przebudzeniem, mogą oni w końcu skupić się na T-Mobile Ekstraklasie. Rywalem będzie zespół Widzewa Łódź.
Widzewa, który jest chyba najmniej stabilnie grającym zespołem w lidze. Z jednej strony najsłabsza defensywa w lidze – ze średnią 2,5 straconej bramki na mecz. Z drugiej wcale nie najgorszy bilans spotkań – dwa zwycięstwa i dwie porażki. Triumfy zespół Radosława Mroczkowskiego święcił jednak z ogrywającym się w ekstraklasie Zawiszą i fatalnie grającą Koroną Kielce, ostatnim zespołem w tabeli. Pojedynki z silniejszymi rywalami bezlitośnie obnażają słabości łodzian. Wyniki 1:5 z Legią i 0:3 z liderem, Górnikiem Zabrze, udowadniają, że „drużyna z charakterem”, jak nazywa się Widzew, musi w tym sezonie na to miano dopiero zasłużyć. W ubiegłym tygodniu o łódzkim zespole głośniej było z powodu perturbacji wokół Bartłomieja Pawłowskiego niż z powodu aktywności transferowej czy zapowiadanych rewolucji w zespole. Wygląda więc na to, że wymęczone zwycięstwo nad Ursusem Warszawa w Pucharze Polski można traktować jako prognostyk dalszej gry Widzewa w tym sezonie. Cała siła ofensywna „Czerwonych” to w tej chwili Eduards Visnakovs, który imponuje skutecznością. Przykład Roberta Demjana z ubiegłego sezonu pokazuje jednak, że zespół grający na jednego piłkarza bić się może co najwyżej o utrzymanie.
Czego można spodziewać się po tym meczu? Wszystko zależy od wrocławian. Jeśli pokażą oni swoje oblicze z europejskich pucharów – widzewiacy mogą zostać zmieceni z boiska. Jeżeli nie – remis wydaje się prawdopodobnym rezultatem. Wszystkie te przypuszczenia oczywiście zweryfikuje boisko. W ubiegłym sezonie oba mecze między tymi zespołami zakończyły się zwycięstwami gospodarzy 2:1. Jak będzie tym razem? Nie pozostaje nic innego, jak zaprosić kibiców na trybuny lub przed telewizory. Początek spotkania w niedzielę o 15:30.
Chcesz zacząć pisać o piłce? "Kocham Futbol" to
doskonałe miejsce dla Ciebie!
http://kochamfutbol.blog.pl/ Chcesz poznać
szczegóły? Napisz [email protected]