FJW: 90 lat od pierwszego finału mistrzostw świata


30 lipca 1930 rozegrano pierwszy finał mistrzostw świata. Wspominamy tę chwilę

30 lipca 2020 FJW: 90 lat od pierwszego finału mistrzostw świata
Nieznany

Przedostatni dzień lipca. Ponad 90 tysięcy widzów na trybunach nowo wybudowanego stadionu. Kilkadziesiąt tysięcy kibiców szturmujących granice kraju. Arbiter i piłkarz bojący się o własne życie oraz zaatakowany konsulat. To wszystko łączył w sobie finał mistrzostw świata w 1930 roku.


Udostępnij na Udostępnij na

30 lipca 1930 roku w finale w Montevideo naprzeciw siebie stanęły reprezentacje Urugwaju i Argentyny. Zanim jednak przejdziemy do samego starcia finałowego, poznajmy nieco bliżej ten mundial.

Geneza pierwszych mistrzostw świata

Przed rokiem 1930 za rozgrywki wyłaniające najlepszą piłkarską reprezentację na świecie uważano igrzyska olimpijskie. Turniej, choć pod egidą igrzysk, organizowany był jednak od 1920 przez FIFA, a nie Komitet Olimpijski. Właśnie ten podział stał się później źródłem konfliktu. Konfliktu, który de facto zapoczątkował ideę organizacji mistrzostw świata.

FIFA nie chciała się zgodzić na kontynuowanie amatorskiego charakteru turnieju piłkarskiego podczas igrzysk w Los Angeles w 1932 roku. Brak porozumienia w tej kwestii z Międzynarodowym Komitetem Olimpijskim doprowadził do sytuacji, w której z nadchodzących igrzysk wykreślono z katalogu dyscyplin piłkę nożną.

Po tym rozłamie FIFA, pod przewodnictwem Julesa Rimeta, ogłosiła zorganizowanie nowego turnieju, niezależnego od IO. Zagrać w nim mogła każda reprezentacja na świecie. Tak – każda. Wystarczyło przynależeć do FIFA i zaakceptować zaproszenie na rozgrywki. Nie przewidziano żadnego systemu eliminacji. Najbardziej skorzystała na tym Boliwia, która pojechała na mistrzostwa świata pomimo tego, że wcześniej nie wygrała ani jednego meczu.

Dlaczego Urugwaj?

Gospodarzem mistrzostw świata został Urugwaj. Wybrano go w zasadzie z dwóch powodów. Po pierwsze – posiadał wówczas najlepszą reprezentację. Urugwajczycy byli bowiem aktualnymi mistrzami olimpijskimi. Po drugie – kraj ten jako jedyny zobowiązał się do wybudowania nowego stadionu na okoliczność organizacji turnieju. Arenę nazwano, na cześć stulecia urugwajskiej niepodległości, Estadio Centenario.

Na dodatek tuż przed ogłoszeniem decyzji FIFA z wyścigu o organizację mundialu wycofali się wszyscy konkurenci Urugwaju. Wybór był zatem oczywisty.

Droga do finału mistrzostw świata

Od początku za faworytów turnieju uważano Urugwaj. O ogromie oczekiwań wobec gospodarzy najlepiej świadczy fakt, że po inauguracyjnym zwycięstwie nad Peru 1:0 na Urugwajczyków spadła fala… krytyki. Miejscowa prasa uważała bowiem taki wynik za zbyt słaby i po prostu za niski. Pomimo tego Urugwaj osiągnął swój cel, przechodząc przez fazę grupową bez straconej bramki. Następnie w półfinale rozgromił aż 6:1 solidnie dysponowaną do tego momentu Jugosławię. Gospodarze zatem w dobrym stylu zameldowali się w finale.

Dobrze spisywały się również reprezentacje USA i Argentyny, które zagrały ze sobą w drugim półfinale. Amerykanie, podobnie jak gospodarze turnieju, w fazie grupowej nie stracili ani jednego gola. Argentyńczycy z kolei dysponowali najlepszą ofensywą mistrzostw, strzelając średnio ponad trzy bramki na mecz. W bezpośrednim starciu triumfował zespół z Ameryki Południowej, który powtórzył półfinałowy wynik Urugwaju i również wygrał 6:1.

Przed nami był finał – Urugwaj kontra Argentyna. Starcie dwóch zespołów z absolutnego światowego topu, które zmierzyły się ze sobą dwa lata wcześniej w finale igrzysk olimpijskich. Wtedy wygrał Urugwaj i takiego samego rozstrzygnięcia oczekiwano też w drużynie gospodarzy.

Przed meczem

Od najwcześniejszych godzin porannych 30 lipca port w Montevideo był zalewany dziesiątkami łodzi przewożących argentyńskich kibiców. Do Urugwaju mogło przybyć wówczas od 10 do nawet 15 tysięcy Argentyńczyków. Tłok w przystani był tak ogromny, że wielu przyjezdnych nie dobiło nawet do brzegu, gdy mecz właśnie się rozpoczynał.

Ci jednak, którym udało się dotrzeć na czas do stolicy Urugwaju, od razu ruszyli na stadion. Bramy Estadio Centenario zostały otwarte już o 8 – sześć godzin przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Jednak już o 12 praktycznie wszystkie miejsca na trybunach zostały zajęte.

Około 93 tys. osób oczekiwało na rozpoczęcie meczu. Meczu, który niemal do ostatniej chwili nie miał wyznaczonego… sędziego. Na poprowadzenie finału zgodził się w końcu Belg John Langenus. Arbiter miał jednak jeden warunek – organizator musiał być w stanie zapewnić mu szybką drogę ucieczki ze stadionu po spotkaniu. Na wypadek, gdyby emocje zbyt mocno zaczęły ponosić urugwajskich i argentyńskich kibiców.

Do końca nie było też jasne, czy w finale wystąpi Argentyńczyk Luis Monti. Monti był kluczowym piłkarzem swojego zespołu, więc jego absencja byłaby na pewno zauważalna. Dlaczego zatem miałby nie zagrać? Kontuzja? Jakieś zawieszenie? Nic z tych rzeczy. Reprezentant Argentyny miał w przeddzień meczu otrzymywać liczne groźby śmierci. Groźby, które traktowano z pełną powagą. Jednak pomimo tego Luis Monti zignorował zagrożenie i w tym finale wystąpił. Puentując tę historię, dodam jeszcze tylko, że Argentyńczyk mecz przeżył i dożył sędziwego wieku 82 lat.

Już prawie gramy

Wydawać by się mogło, że więcej problemów już nie będzie. Uzgodniono arbitra, ostateczne składy, a kibice czekali już tylko na początek meczu. Co w takiej sytuacji może pójść nie tak? Śpieszę z odpowiedzią – piłka.

Urugwajczycy i Argentyńczycy nie mogli dojść do porozumienia, czyją piłką zagrają. Problem mógł zaistnieć, ponieważ wówczas nie praktykowano jeszcze gry jedną, z góry ustaloną przez organizatora futbolówką. Kłótnia obu ekip stała się na tyle poważna, że finał mógł się przez nią po prostu nie odbyć. Zmuszona do interwencji została FIFA, która zarządziła rozwiązanie kompromisowe. Pierwszą połowę miano rozegrać piłką argentyńską, a drugą urugwajską. Obie ekipy przystały na tę propozycję.

Mecz

Po zażegnaniu kryzysu mecz finalnie się rozpoczął. Worek z bramkami rozwiązał się już w 12. minucie, kiedy to ku uciesze gospodarzy gola zdobył Pablo Dorado. Tak fenomenalny początek powinien był nakręcić gospodarzy do jeszcze lepszej gry, jednak to Argentyńczycy przejęli inicjatywę. Już osiem minut później wyrównał Carlos Peucelle, a przed przerwą prowadzenie Argentynie dał król strzelców, Guillermo Stábile. Była to jego ósma strzelona bramka w tych mistrzostwach.

Po pierwszej połowie Urugwaj przegrywał 1:2, a na Estadio Centenario zaczęto realnie bać się o końcowy wynik.

Po wznowieniu gry stuprocentową szansę na bramkę zmarnowali Argentyńczycy. Chwilę później, zamiast 1:3, zrobiło się jednak 2:2, gdy gola strzelił José Pedro Cea. Urugwaj po wyrównaniu zaczął grać zdecydowanie lepiej i przejął inicjatywę. W 68. minucie prowadzenie odzyskał dla gospodarzy Santos Iriarte. Żywo reagujące trybuny Estadio Centenario wpadły w radosny szał. Minuty upływały, a wraz z nimi do pierwszego w historii mistrzostwa świata zbliżał się Urugwaj.

Na minutę przed końcem spotkania ostatnią dobrą akcję przeprowadzili gospodarze. Zwieńczył ją bramką Héctor Castro, ustalając wynik na 4:2. Urugwaj został oficjalnie pierwszym w historii mistrzem świata. Trofeum w imieniu drużyny odebrał prezes urugwajskiej federacji piłkarskiej, Raúl Jude.

Co dalej?

Zdobycie mistrzostwa świata świętowano w całym Urugwaju. Dzień po finale w kraju ogłoszono nawet święto narodowe. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że sukcesem reprezentacji żyli wówczas niemal wszyscy Urugwajczycy.

A co się działo w Argentynie? Cóż – doszło tam do niemałego skandalu dyplomatycznego. Bowiem rozgoryczony prestiżową porażką tłum obrzucił kamieniami urugwajski konsulat w Buenos Aires. Na całe szczęście pomiędzy Argentyną a Urugwajem nie doszło do żadnej eskalacji konfliktu z powodu tego zajścia. Traktowano to bardziej jako odreagowywanie sportowej klęski.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze