Sędzia w piłce nożnej – zawód marzeń czy syzyfowa praca?


1 kwietnia 2016 Sędzia w piłce nożnej – zawód marzeń czy syzyfowa praca?

Tematy dotyczące sędziów zawsze budzą zainteresowanie. Łatwo w walce o miejsce na stronie czy na łamach gazety napisać tekst, który krytykuje sędziowanie w dowolnie wybranym meczu. Dużo trudniejszym zadaniem jest stanąć w obronie sędziów. Temat nie wzbudzi sensacji, nie podgrzeje atmosfery, spotka się z zarzutami zamiatania problemów pod dywan. Znajdą się i tacy, którzy zarzucą mu wazeliniarstwo. Wydaje się jednak, że warto wbrew temu wszystkiemu walczyć o szacunek do arbitrów. Sędzia w futbolu pełni rolę pierwszoplanową.


Udostępnij na Udostępnij na

Spoglądając na sytuację w różnych krajach Europy, mieliśmy możliwość przekonać się o tym, że mimo błędów sytuacja raczej nie jest tragiczna, także w naszym kraju. Wprawdzie kibice każdego z ekstraklasowych klubów zaczynają w tym momencie krzyczeć, gdy wspominają mecze, minuty i niesłuszne, ich zdaniem, decyzje sędziego. Krzyczeć tak samo głośno, jak ich koledzy z Anglii, Hiszpanii, Francji czy Niemiec. Los sędziego wszędzie jest trudny.

Wiele osób nie będzie szukało daleko w pamięci, bo 27. kolejka była mocno nasycona kontrowersjami. To bardzo delikatne określenie, gdyż wypada zauważyć, że to chyba najgorsza od lat seria spotkań w naszej ekstraklasie.

Polskie Kolegium Sędziów
Logo PKS wraz z logo sponsora, firmy Zina (fot. Łukasz Cyraniak)

Chcesz zostać sędzią?

Postronnym obserwatorom wydaje się, że praca sędziego to los wygrany na loterii. Przez 90 minut pobiega sobie raz w tygodniu po boisku i dostanie jeszcze wysoki przelew na konto. Nawet jeśli popełni pomyłkę, to nic się nie stanie. Cierpieć będą zawodnicy, kibice i kluby. Jakże płytkie to spojrzenie.

Zaczęliśmy od polskiej ligi, więc spójrzmy na to, jak w naszym kraju wygląda sędziowska droga przed wybiegnięciem na ekstraklasowe murawy. Początkiem jest kurs sędziowski, a w wypadku pozytywnego jego zakończenia, trasa przez kartofliska najniższych klas rozgrywkowych. Nielicznym wytrwałym, podnoszącym kwalifikacje i uczącym się na własnych błędach, dane będzie wziąć w rękę gwizdek w rozgrywkach lig centralnych (III liga i wyższe). Nie łudźcie się, że stamtąd już tylko prosta droga. Jednym z najtrudniejszych przeskoków jest ten z III ligi do II. Związki okręgowe proponują swoich kandydatów, a Kolegium Sędziów do ich oceny wysyła ekstraklasowych obserwatorów.

Dla zachowania zasad sprawiedliwości każdy z kandydatów jest oceniany trzykrotnie. Minimum ośmiu spośród kandydatów kolejny sezon spędzi w II lidze. Stąd do ekstraklasy jeszcze długa droga. Równie prawdopodobny jest awans, jak i powrót do III ligi. Przyjmijmy jednak, że jesteś idealnym kandydatem na przyszłą gwiazdę wśród arbitrów. Jeszcze tylko droga przez I ligę (która, jak wiemy, jest stylem życia) i awansujesz do ekstraklasy. Z presją miałeś już okazję się zmierzyć na niektórych stadionach w I lidze. Teraz poznasz ją w zupełnie innym wymiarze.

Większość kibiców jest w stanie wymienić przynajmniej kilku sędziów ekstraklasy, mało który z nich zna choćby trzech z I ligi. Poznasz też zupełnie inny poziom piłkarskiego aktorstwa i zupełnie nowy poziom emocji. Wydaje ci się, że zyskałeś odporność psychiczną, gdy w B klasie uciekałeś przed kibicami do samochodu po meczu? Sprawdź, czy równie odporny będziesz na ryk 40 tysięcy gardeł na meczu, na zaczepki piłkarzy próbujących ugrać swoje, a także na dziennikarzy, którzy dla sensacyjnego tytułu z chęcią zrobią z ciebie szaszłyk.

29.07.2011 KS Polkowice - Pogoń Szczecin 1:1
Przedmeczowe losowanie (fot. Mikołaj Olszewski / iGol.pl)

Nadajesz się do tej pracy?

Wystarczy więc kilka lat przemęczyć się, przecież każdy musi poświęcić czas na edukację i karierę. Zaczynasz sędziować w najwyższej lidze i życie jest piękne. Niekoniecznie. Praca sędziego to nie tylko 90 minut biegania po boisku raz w tygodniu. Resztę czasu zajmują przygotowania do spotkań. Zarówno te fizyczne, jak i teoretyczna znajomość przepisów. Do tego należy dołożyć zjazdy szkoleniowe, czas poświęcony na analizy i okazuje się, że będziesz poświęcał na pracę tyle samo czasu, co każdy zatrudniony na etacie.

Oczywiście obowiązki to nie wszystko. Praca sędziego nie jest dla każdego. Stres towarzyszy tej pracy ciągle, jak i stałe odczucie „bycia na celowniku”. Masz wpływ na mecz dużo większy niż którykolwiek z piłkarzy. Twojego błędu już nikt nie naprawi. Jeden gwizdek i możesz zdecydować o losach tytułu albo spadku, który pogrąży klub na lata.

Jesteś na celowniku kamer i obserwatorów. Każda twoja decyzja zostanie przeanalizowana za pomocą wielu powtórek z różnych ujęć. Każda, która będzie niejednoznaczna, zostanie zinterpretowana na twoją niekorzyść. Masz być sprawiedliwym arbitrem, sam nie możesz liczyć na sprawiedliwość.

Przygotowanie fizyczne i odporność na stres już masz? Poćwicz więc zdolności interpersonalne. Na boisku zmierzysz się z 22 naładowanymi adrenaliną facetami, a spora grupka zza linii bocznej chętnie także wymieni z tobą uwagi na ten temat. Nie zapomnij o tym, że każde twoje słowo jest nagrywane (wprawdzie, jak dowiedzieliśmy się, przy okazji meczu Cracovia – Legia, w naszym kraju ten system nie funkcjonuje), a zawodnicy mają różne temperamenty i słownictwo. Im wolno. Tobie nie. Przekonał się o tym Mark Clattenburg, który po kontrowersyjnym sędziowaniu meczu pomiędzy Chelsea a Manchesterem United, został oskarżony przez piłkarzy „The Blues”. Na szczęście dla niego zarzuty oddalono, gdyż nikt, poza Obi Mikelem i Juanem Matą, nie chciał potwierdzić nietypowego słownictwa sędziego. Pamiętaj więc: jeśli poniosą cię emocje lub spróbujesz odpowiedzieć piłkarzowi jego językiem, to konsekwencją będzie koniec pracy z gwizdkiem.

Lista rzeczy, których ci nie wolno, jest zdecydowanie dłuższa. Bronić się przed mediami też nie masz szans. Nawet wtedy, gdy dziennikarze rozszarpują cię na strzępy, odsyłasz ich do Kolegium Sędziów.

Jedna kontrowersyjna sytuacja i jak Howard Webb usłyszysz w telewizji groźby premiera pewnego państwa. Jeden słabszy dzień i jak Andres Frisk kończysz karierę, widzisz swój adres w internecie i zastanawiasz się, czy któryś z frustratów nie przyjdzie wcielić słów w czyny.

Koniec żartów

Tak naprawdę, to żartobliwe podejście jest nie na miejscu. Patrząc na dzisiejszy futbol, bez trudu można zobaczyć, że kampanie UEFA w pierwszej kolejności powinny walczyć o szacunek do sędziów. Niestety coraz częściej jesteśmy świadkami agresji w stosunku do arbitrów. Dopóki było to domeną trybun, dopóty można to było zrozumieć. Kibice mają prawo być subiektywni, nie muszą znać przepisów. Są tylko widzami.

Problem polega na tym, że ta agresja i krytyka zeszła na poziom murawy, ławek trenerskich i wszystkich twórców widowiska. Jeśli nie zaczniemy walczyć o szacunek do sędziów, nawet tych, którzy popełniają błędy, to prędzej czy później dojdzie kolejny raz do dramatu. W artykule o nienawiści w futbolu opisywaliśmy sytuację, która miała miejsce w Holandii. Przypomnijmy więc  kilka zdań z tamtego tekstu: „Kilka dni po tym, jak Clattenburg wrócił do pracy z gwizdkiem, świat obiegła szokująca wiadomość z Holandii. W Almere tuż po meczu trzech młodych piłkarzy amsterdamskiego Nieuw Sloten pobiło sędziego liniowego. 47-latek na skutek urazów zmarł. Najstarszy z zabójców miał 16 lat”.

Swoją cegiełkę dokładają także media, niewydrukowane tabele, poszukiwacze spisków i tropiciele sensacji. Szczególnie do dziennikarzy należy mieć pretensje. Ci sportowi powinni znać przepisy w sposób pozwalający na obiektywną ocenę sytuacji. Niestety przeglądając media sportowe często widzimy, że górę nad trzeźwą oceną bierze poszukiwanie sensacji. Wielokrotnie czytając artykuły czy słuchając dyskusji osób zajmujących się zawodowo sportem, dostrzegamy, ile w nich subiektywizmu. Dziś ręka jest podstawą do podyktowania rzutu karnego, jutro w analogicznej sytuacji sędzia absolutnie nie ma prawa podjąć takiej decyzji. Oczywiście, jak to w naszym kraju, przepisy znamy wszyscy, każdy z nas jest arbitrem szczebla Elite i nie wiadomo tylko, dlaczego po murawach biegają tak słabi sędziowie.

Zacznij czytać

Zanim dojdziemy do tak radykalnych wniosków, radzę przestudiować jedną tylko ekspertyzę szkoleniową ze strony Kolegium Sędziów:

W pierwszej z sytuacji za piłką wrzuconą w pole karne Śląska wbiegają obrońca i napastnik Korony. Obrońca Śląska przewraca się, zagrywając rozmyślnie piłkę ręką, a  sędzia odgwizduje przewinienie napastnika. Jest to typowa walka o  pozycję i  każdy znający metodologię oceny takich starć, przede wszystkim zwróciłby uwagę na położenie przeciwników względem siebie, najpierw w  momencie zagrania piłki w  ich kierunku i  później w momencie ich „starcia” zakończonego upadkiem obrońcy.

Nie sposób było nie zauważyć, że napastnik początkowo jest wyraźnie z  tyłu, ale w  momencie starcia jest już przynajmniej równo z  obrońcą. Popatrzcie na załączoną stopklatkę, na której widoczne jest wygranie pozycji przez napastnika. Z  pozycji sędziego to nie musiało być tak oczywiste, ale musiało być oczywiste, że napastnik porusza się szybciej i  jeżeli nawet nie wygrał walki o  pozycję, zrównując się tylko z  obrońcą, to zaraz ją wygra. Tak musicie patrzyć na tego typu starcia, gdy będziecie sędziowali swoje mecze. I widząc, że napastnik jeżeli nawet nie wygrał walki o pozycję, to zaraz ją wygra, a  na pewno jej nie przegra biegnąc obok obrońcy, to musicie wyraźnie widzieć, jakie przewinienie on popełnia, aby je odgwizdać. A jakie przewinienie może popełnić napastnik w  omawianej sytuacji, jeżeli już dogonił obrońcę, będąc obok niego.

Teoretycznie może go tylko popchnąć ręką, ale atak barkiem z  ręką „uciekającą” w  kierunku upadającego obrońcy w  żadnym razie nie jest popchnięciem przeciwnika, uciekająca w  bok ręka po udanym ataku ciałem najczęściej pomaga utrzymać balans ciała zwycięzcy starcia barkiem w bark. Niestety w omawianej sytuacji nie można dopatrzyć się żadnego przewinienia napastnika i uprawnione jest stwierdzenie, że to obrońca zdając sobie sprawę z  zagrożenia, podjął próbę przekonania sędziego, że jest faulowany. Nie była to próba najwyższych lotów, ale, niestety zakończyła się sukcesem obrońcy. A powinna się zakończyć podyktowaniem rzutu karnego za rozmyślne zgranie piłki ręką przez obrońcę Śląska. Jest takie przysłowie: „co się odwlecze, to nie uciecze”.

Tak wygląda to ze strony sędziego. Cytowany tekst pochodzi ze strony PZPN. Proste? Może warto więc spojrzeć na to, że takich sytuacji do oceny sędziowie mają w meczu kilka, kilkanaście lub kilkadziesiąt. Nie zawsze tylko od nich zależy, jak znaczący dla przebiegu spotkania będzie to błąd. Jak po meczu Real Madryt – AS Roma stwierdził Szymon Marciniak: – Widziałem kilka nagłówków, które krzyczały o „koszmarnym błędzie sędziego Marciniaka”. Jedyne, o czym pisano, to niepodyktowany rzut wolny na środku boiska. Gdyby padł po nim gol, to byłby problem. Ale nie padł, więc rozmawiamy o jednym rzucie wolnym.

Marciniak
Szymon Marciniak

Lepsza sensacja czy szukanie obiektywnej oceny?

Nawet jeśli 99 procent decyzji będzie poprawnych, to na ocenie często zaważy ten pozostały jeden procent. Ogromną pomocą mogą okazać się powtórki wideo, ale nawet one okażą się bezwartościowe, jeśli nie zmieni się stosunek do arbitrów. Nie powinno się rozpatrywać za pomocą monitora każdej sytuacji, zwłaszcza że ze względu na specyfikę piłki nożnej sędziowie siłą rzeczy będą zmuszeni ograniczać liczbę ingerencji technicznych. Wystarczy spojrzeć, jaką falę krytyki wywołał sędzia Mariusz Złotek, podejmując poprawną decyzję o ręce Murayamy w meczu z Górnikiem Łęczna. Popełnił błąd, ale po konsultacjach i namyśle doszedł do poprawnych wniosków. To nie wystarczyło, w ocenie mediów trwało to za długo, był opieszały i było to fatalne zachowanie.

Oczywiście nikomu powtórki nie pomogą bardziej niż sędziom. Ogromna część ich problemów odejdzie w niepamięć. Nastąpi wyrównanie szans. Dziś tylko kibice i komentatorzy mogą ocenić sytuację oczami kamery. Sędzia ma na to ułamek sekundy i nie ma w niej miejsca na dywagacje. Gwizdek i wskazanie. Absolutna pewność. A za nią tylko doświadczenie, lata nauki i sędziowski nos. Czasem tylko przeczucie.

Można mieć także żal do sędziów, że pozwalają zawodnikom czy trenerom na pewne zachowania. Może zwiększyłaby się liczba czerwonych kartek dla szkoleniowców, może posypałyby się kary dla zawodników, ale sędzia pozostałby autorytetem. A zbyt często jest kolegą z boiska. Tolerowanie i tłumaczenie takich sytuacji, jak naruszenie nietykalności sędziego, nie może mieć miejsca. Może i sędzia powinien być blisko zawodników, ale zbyt koleżeńskie stosunki powodują, że cierpi na tym autorytet środowiska. Oczywiście sędziowie mają różne charaktery. Trochę jak z nauczycielami w szkole. Będą tacy, którzy wolą tłumaczyć i pobłażliwym okiem patrzyć na ekscesy i będą tacy, których jedno spojrzenie wystarczy za tysiąc słów.

Są oczywiście sędziowie słabi, tacy, którzy świetnie wypadają na testach, tacy, których paraliżują światła stadionowych reflektorów, tacy, którzy tak bardzo chcą być zauważeni, że podejmują najbardziej kontrowersyjne decyzje, niekoniecznie zgodne z duchem gry. Są sędziowie aptekarze, którzy potrafią zepsuć najlepsze widowisko i tacy, których zamiłowanie do twardej gry może szkodzić zawodnikom. Są ludźmi. Ze swoimi charakterami, upodobaniami i słabościami. Warto jednak dostrzec, że środowisko sędziowskie ma zdolność do samooczyszczania się i słabi sędziowie znikają z ekstraklasowych boisk, dla innych prowadzi się dziesiątki szkoleń, po to, by pracowali jeszcze lepiej. Nie mamy prawa tego nie dostrzegać.

Warto pamiętać, że sędzia jest pierwszoplanową postacią meczu, nie tylko wtedy, gdy popełnia błędy. Tak naprawdę widowiska toczą się dlatego, że na boiskach są świetnie przygotowani merytorycznie i fizycznie sędziowie. Bez ich pracy każdy mecz byłby podwórkową kopaniną, która kończyłaby się wojną.

Poprosiliśmy o rozmowę Przewodniczącego Kolegium Sędziów – Pana Zbigniewa Przesmyckiego. Czytając tę rozmowę, warto wziąć pod uwagę, że mówi to nie tylko człowiek, który ze względu na zajmowane stanowisko, by nie być posądzonym o stronniczość, musi w swoich postulatach być zdecydowanie bardziej delikatny od reprezentantów innych środowisk piłkarskich. Jak już wspomnieliśmy, sędziom wolno mniej.

24.01.2012 PZPN Konferencja dotycząca sędziów piłki nożnej
Zbigniew Przesmycki (fot. Grzegorz Rutkowski / iGol.pl)

Spojrzenie profesjonalisty

Panie Przewodniczący, nie wydaje się Panu, że środowisko sportowe powinno w szczególny sposób zająć się tematem szacunku do arbitrów?

Nie powinniśmy unikać tego tematu, choć w dzisiejszych czasach sytuacja jest zdecydowanie lepsza od tej, z którą mieliśmy do czynienia kilka lat temu. Coraz częściej możemy spotkać się ze zrozumieniem, czy nawet z pochwałami sędziego.

Naprawdę uważa Pan, że możemy być spokojni i przestać się martwić?

Może jeszcze szacunek do sędziego w piłce nożnej nie jest na tym poziomie, który widzimy choćby w rugby, ale sytuacja wyraźnie się poprawia. Dochowaliśmy się grona sędziów, którzy są doceniani nie tylko u nas, ale i na arenie europejskiej.

Subiektywizm kibiców łatwo zrozumieć, ale czy nie powinniśmy wymagać więcej szacunku ze strony innych uczestników meczów?

Futbol to zawsze są emocje, spójrzmy choćby na ostatni mecz Lecha z Legią. Nie możemy liczyć, że unikniemy nieporozumień czy niesprawiedliwych ocen. Oczywiście z ust trenerów czy piłkarzy bolą one zdecydowanie bardziej. Czasem warto spojrzeć na własne błędy, a nie szukać na siłę winy u sędziego – to naprawdę nie służy ani wizerunkowi futbolu, ani rozwojowi własnej drużyny. Sędziowie, mimo świetnego przygotowania atletycznego i technicznego, będą popełniać błędy. Praca powinna iść w tym kierunku, by było ich jak najmniej.

Sędziowie są najważniejszymi uczestnikami meczu…

Tego nie wolno mi powiedzieć (śmiech), a tak już bardzo poważnie, to wcale tak nie uważam.

Nie oszukujmy się, bez nich każde spotkanie siłą rzeczy zmieniłoby się w wojnę. Nie powinniśmy powrócić do momentu, w którym sędzia był jednak ostatecznym punktem odniesienia dla piłkarzy?

Powoli wracamy, chociaż nadal często widzimy na boiskach podważanie decyzji, próby podważania autorytetu sędziego czy to przez piłkarzy, czy przez trenerów. Sędziowie są jednak bardzo dobrze przygotowani mentalnie, pracujemy także nad psychiką. Niewątpliwie pochopne i niemerytoryczne opinie bolą, ale nasi arbitrzy muszą, i jak widać potrafią, sobie z tą presją poradzić.

Od osób ze środowiska powinniśmy jednak więcej wymagać…

Wrócę jeszcze raz do emocji. Myślę, że często, gdy piłkarz czy trener obejrzy daną sytuację na spokojnie, to przyzna rację sędziemu. Jeśli oczywiście będą chcieli zachować obiektywizm, a wiem, że zdecydowana większość chce.

Słowa jednak poszły w świat, niewiele osób będzie dociekało, jak wygląda prawda.

Nikt nie mówił, że rola sędziego jest łatwa. Ważne, żeby arbitrzy wykonywali swoją pracę najlepiej jak potrafią i aby ciężko pracowali, aby potrafić. Wtedy liczba błędów obniży się do poziomu akceptowalnego dla sędziów najwyższej klasy. A ci, którzy zechcą zagłębić się w sprawę, będą mogli ocenić, czy naprawdę nastąpił błąd, czy też, wbrew pozorom, udało się go uniknąć.

A da się ich uniknąć?

Niektórych tak. Czasem szwankuje ustawienie, czasem decydują subtelności w komunikacji pomiędzy sędziami. W większości wypadków jednak to, co media nazywają kontrowersją, podnosząc ją do rangi błędu, jest po prostu kontrowersją. Bo przecież kontrowersja oznacza podzielone stanowiska, co do prawidłowości decyzji sędziego. A przecież sędzia decydując o użyciu gwizdka nie może być „za, a nawet przeciw”. Co bowiem może zrobić sędzia w tak zwanych sytuacjach „fifty-fifty”? Rozpocznie dyskusję? Spójrzmy na analizy decyzji sędziów dokonywane na naszej stronie, by zobaczyć, jak często w poszukiwaniu głośnych tytułów mówi się o błędzie, którego nie było. W większości przypadków wynika to z braku wiedzy, ale czasem niestety, chociaż coraz rzadziej, z braku dobrej woli i z nie zachowania obiektywizmu.

Gdzie jest granica nietykalności sędziego?

Nie mówimy oczywiście o nietykalności fizycznej, bo tu granica jest na poziomie zerowym. Natomiast granica w obszarze, nazwijmy go „poza fizycznym”, siłą rzeczy musi być akceptowana na wyższym poziomie. Kibic, patrząc z boku, nie widzi tych emocji, które są obecne na boisku. To się czuje dopiero, stając się uczestnikiem meczu. Często zawodnicy po decyzji sędziego reagują w sposób, który określamy, w odróżnieniu od niesportowego zachowania, frustracją. To nie jest przekroczenie tej „poza fizycznej” granicy nietykalności sędziego. W moim rozumieniu sędzia jako jeden z uczestników widowiska piłkarskiego, w ramach działań prewencyjnych, musi dobrze komunikować się z zawodnikami. I, nie tylko w mojej ocenie, sędziowie robią to coraz lepiej. Karać należy tam, gdzie jest to naprawdę konieczne, na pewno nie należy nie doszukiwać się złej woli w każdym zachowaniu zawodnika.

Sędziowie popełniają błędy i będą je zawsze popełniać. W wielu ligach starają się ułatwić im pracę, choćby przez wprowadzenie technologii goal-line. Nadal pozostaje niestety kwestia spalonych, fauli, prowokacji i symulowania. Praca sędziego to nie jest bułka z masłem. Warto o tym pamiętać, gdy następnym razem poderwiecie się na stadionie albo przed telewizorem, krzycząc to, co myślicie o arbitrze.

Żeby nie popadać w skrajność pamiętajmy jednak, że głaskanie po głowach też nie jest rodzajem szacunku. Wytykanie błędów może prowadzić do oczyszczania środowiska z tych, którzy sobie permanentnie nie radzą. Dziwią więc czasem interpretacje pana Sławomira Stępniewskiego w niedzielnym programie Liga + Ekstra. Szacunek to także mówienie o tym, co złe. Wytykanie błędów nie odbierze szacunku sędziom, zamiatanie pod dywan może to uczynić.

PS Jeśli jesteś kobietą, masz dużo większe szanse na popularność wśród kibiców. Wybaczą ci nawet błędy

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze