Rafał Boguski i reszta najbardziej uniwersalych ligowców


Wszechstronni? A może zapchajdziury?

10 grudnia 2016 Rafał Boguski i reszta najbardziej uniwersalych ligowców

Po tylu latach spędzonych na dopingowaniu ekstraklasy niewielu kibiców potrafiło w dalszym ciągu poważnie traktować Rafała Boguskiego. Pośród nich sami sympatycy „Białej Gwiazdy”, którzy na forach internetowych zdołali już chyba kilkaset razy wysłać swojego zawodnika na sprzedaż, wypożyczenie lub zawieszenie butów na kołku. Co więcej, w ciągu tego długiego okresu pojawił się moment, gdy... o piłkarzu zwyczajnie zapomniano. Miało to miejsce w czasie, gdy sam zainteresowany leczył kontuzję, a w Krakowie postawiono na projekt holenderski. Klubowy krach sprawił, że przy Reymonta nagle przypomniano sobie o „Bogusiu” – bądź co bądź dobrym chłopie, który raczej nie ma w zwyczaju narzekać.


Udostępnij na Udostępnij na

Dlaczego jednak o nim piszemy? Ano skłoniła nas do tego pewna chwila refleksji nad poszczególnymi piłkarzami naszej ekstraklasy. Zainspirowana w ciągu ostatnich tygodni, a podyktowana szczególnymi wydarzeniami na polskich boiskach. Albowiem casus Boguskiego uzmysłowił nam, że jeśli chodzi o wiślaka, mamy do czynienia z naprawdę szczególnym przypadkiem zawodnika. Kimś, kto z powodzeniem może wypełniać swoje zadania, występując na różnych pozycjach. Idąc tym tropem, postanowiliśmy poszukać jeszcze kilku kandydatów pasujących do tego szczególnego grona. Kiedyś tytuł etatowej zapchajdziury odbierał Dariusz Dudka. Kto dziś podążył jego tropem?

Rafał Boguski

Rafał Boguski jest istotnym ogniwem drużyny. To prawda, jednak w dalszym ciągu lekko zabawna. Bo chociaż Boguskiemu nie można było odmówić pracy, zaangażowania i przywiązania do Wisły, jego chwile nieporadności, charakter i wypowiedzi potrafiły również wzbudzać delikatny uśmieszek politowania. Niemniej fakty i liczby mówią same za siebie. Zawodnik ma na swoim koncie już 257 występów w barwach Wisły, podczas których wykręcił 52 bramki i 36 asyst. Co więcej, statystyki również wyraźnie mówią o jego zwyżkowej formie. W ostatnich dwóch latach ustrzelił on bowiem więcej goli w ekstraklasie (16) niż w ciągu całego okresu, który minął od pamiętnego dla piłkarza sezonu 2008/2009. A już to, co wyprawia w ostatnich tygodniach, przechodzi wszelkie granice zdrowego rozsądku. Siedem goli i jedna asysta w ostatnich czterech spotkaniach pozwalają sądzić, że to właśnie na Boguskiego gracze Cracovii powinni zwrócić dziś szczególną uwagę.

Wróćmy jednak do głównego wątku, czyli tzw. uniwersalności. Na przestrzeni całego okresu spędzonego w Wiśle Rafał Boguski ustawiany był już na wielu pozycjach. U Macieja Skorży zawodnik z powodzeniem pełnił funkcję podwieszonego napastnika. U Moskala często wykorzystywano go na prawym skrzydle. A czy ktoś pamięta solidną dyspozycję „Bogusia” na… „szóstce”? Takie oto zadanie piłkarzowi wymyślił nie kto inny jak Franciszek Smuda. Jak się później miało okazać, bardzo korzystne. U byłego selekcjonera reprezentacji Polski Boguski w każdym meczu dwoił się i troił, harując za kilku graczy. I dzięki solidnej grze zgarniał bardzo dobre noty. Gdy zaś jego zespół dopadł regres formy na wiosnę, akurat Rafała trapiły poważne problemy z kolanem.

Sami więc widzimy, że pomimo wielu zastrzeżeń sympatyczny piłkarz Wisły już wielokrotnie pokazał, że warto go mieć u siebie w klubie. Zresztą „Boguś” to szczególny przypadek, przy którym nie ma mowy o stratach. Zabrzmi to brutalnie, ale swoim poziomem nie zaszkodzi, zwyżkami zaś może tylko pomóc. Na jego korzyść działa również wspomniana już łagodna osobowość.

Adam Frączczak

Rok w rok Adam Frączczak w naszych ligowych rozgrywkach prezentował solidną dyspozycję, wykręcając do tego przyzwoite statystki. Tym bardziej dziwne, że tak naprawdę do tej pory mało kto z ligowych potentatów zainteresował się jego usługami. Możemy zaryzykować tezę, że z kilkoma więcej Frączczakami w składzie Pogoń Szczecin spokojnie okupowałaby dziś miejsce na podium ekstraklasy. Podobnie jak część innych drużyn. Przesada? Niespecjalnie, wszak mało który szkoleniowiec pogardziłby takim piłkarzem w składzie. A nie będzie przesadą stwierdzić, że wychowanek Legii to towar deficytowy na rynku. Solidny w defensywie, wielokrotnie występujący na boku obrony, to po pierwsze. Po drugie, dobrze przygotowany fizycznie, idealny do roli tzw. wahadłowego. I wreszcie, bramkostrzelny, tylko tyle i aż tyle.

W tego typu przypadkach potrzeba zawsze generuje wynalazki i eksperymenty. Nie inaczej sytuacja wyglądała w Szczecinie, gdzie trener Kazimierz Moskal nie ma co narzekać na wysyp napastników z prawdziwego zdarzenia. Zaciął się na dobre Zwoliński, Kort poza jednym wystrzałem więcej petard już nie zaprezentował. Nic dziwnego, że dysponując bogactwem w drugiej linii, szkoleniowiec postanowił szukać za wszelką cenę snajpera. I wygląda na to, że go znalazł, oczywiście kosztem bocznej strefy. Pomysł wypalił niemal natychmiast i co potwierdzą niektórzy, prawdopodobnie uratował trenera przed zwolnieniem.

 Guilherme i Miroslav Radović

Gdybyśmy mieli wskazać tego, który przy Łazienkowskiej odgrywałby rolę „zapchajdziury”, postawilibyśmy na Guilherme. Lewonożnego Brazylijczyka widzieliśmy już w różnych rolach. Zajmował miejsce na boku defensywy, skrzydle czy w środku. I chociaż nie zawsze jego gra wnosiła wiele do ogólnej dyspozycji Legii, to jednak nikt nie ma wątpliwości, że zawodnik ten już wielokrotnie przydał się zespołowi. Zwłaszcza w poprzednim sezonie, gdy u trenera Czerczesowa Brazylijczyk był w stanie bardzo często pobudzić drużynę, dać jej odpowiedni impuls. Teraz przez Jacka Magierę wykorzystywany jest bardziej na prawej flance. Chociaż część sądzi, że nie prezentuje on obecnie swojej najmocniejszej dyspozycji, u nowego szkoleniowca jego pozycja jest dość mocna.

Wydaje się, że podobną rolę wszechstronnego zawodnika przejął również Miroslav Radović. W sferze ofensywnej Serb w poprzedniej przygodzie z Legią był w stanie wskoczyć na wyżyny swoich umiejętności, z powodzeniem wymieniając pozycje między napadem a skrzydłem. Teraz jego rola uległa nieco zmianie, głównie w wyniku zegara biologicznego. Wiek wymusił na piłkarzu przejście z flanki nieco bardziej do środka. Nie oznacza to jednak, że Radović całkowicie zrezygnował z gry przy linii. Jest ona jednak bardziej zbilansowana, co wiąże się z nową funkcją bardziej schodzącego ze skrzydła napastnika.

Do tej dwójki moglibyśmy jeszcze dorzucić Tomasza Jodłowca, który kiedyś z powodzeniem, w barwach Polonii i Śląska, zajmował miejsce na środku defensywy, zaś po przeprowadzce na Łazienkowską przekwalifikowano go na defensywnego pomocnika. Jeszcze jednym, ale już byłym legionistą o wszechstronnych umiejętnościach (jak na poziom ekstraklasy), jest Tomasz Brzyski. Ten ostatni lepiej jednak sobie poczynał w barwach Ruchu i Polonii jako zapchajdziura.

Adam Marciniak

Przebranżowienia spróbował również Adam Marciniak, który jeszcze przed trzema laty u Adama Nawałki w reprezentacji wystąpił przeciwko Irlandii, grając na pozycji lewego obrońcy. Wówczas wiedzieliśmy także, że obecny zawodnik Arki radził sobie przyzwoicie na środku defensywy. Ten jednak po kilku latach okazał się jeszcze bardziej wszechstronny. Wystarczył powrót z Cypru i kontrakt w Gdyni, by gracz otrzymał od trenera Nicińskiego nową, istotną rolę w zespole, występując na miejscu „szóstki”. Nie ma jednak wątpliwości, że gdyby zaszła potrzeba, dałby radę zagrać na swoich poprzednich pozycjach.

Swoją drogą, kilka miesięcy temu sam piłkarz Arki miał stwierdzić, że w ekstraklasie nie ma zbyt wielu wybitnych zawodników. Jego zdaniem obecnie większość z nich prezentuje się na podobnym poziomie. Może i jest w tym trochę prawdy. Naszym jednak zdaniem jeszcze mniejsza jest liczba tych „wszechstronnych”.

Towar deficytowy

Przejrzeliśmy składy naszej ligowej szarzyzny i tak naprawdę z trudem znaleźliśmy kilku kandydatów do tego rankingu. Co nie oznacza, że jego wynik świadczy o niskim poziomie ligowym. Wprost przeciwnie, niewielka liczba „wszechstronnych” czy, jak kto woli, zapchajdziur – równie dobrze może świadczyć o dominacji piłkarzy wyspecjalizowanych na konkretnych pozycjach. Czy zaś to zjawisko można ocenić pozytywnie, jest z pewnością kwestią dyskusyjną. Jedni powiedzą, że wolą świetnego skrzydłowego niż niezłego środkowego pomocnika z możliwościami gry na boku. Inni stwierdzą, że preferują tak naprawdę zawodnika, którego można dopasować do taktyki, nie odwrotnie. Jak zatem widzimy, jasnej odpowiedzi nie ma.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze