Kopie Barcelony


29 listopada 2015 Kopie Barcelony

Tiki-taka jednych zachwyca, a drugich nudzi i uważają, że ustawienie „autobusu” jest prostym przepisem na zwycięstwo z tak grającym zespołem. Nikt jednak nie zaprzeczy, że jeszcze niedawno to „klepanie” piłki przyniosło paru zespołom większe bądź mniejsze sukcesy.


Udostępnij na Udostępnij na


Ten styl gry miał swój początek w Hiszpanii. Pierwszym trenerem, który zaczął osiągać dzięki niemu większe sukcesy, był Johan Cruyff. Z pewnością sporo osób kojarzy jego „Dream Team”. Był on pierwszym trenerem, który wygrał z FC Barcelona Ligę Mistrzów, a kolejni trenerzy „Blaugrany” mniej lub bardziej wzorowali się na tym, co robił Holender. Dziś „Barca” ma pięć Pucharów Europy i od lat jest w czołówce europejskich gigantów.

Kolejnym przykładem jest reprezentacja Hiszpanii, która w latach 2008–2012 zdominowała piłkarski świat. Zdobycie upragnionego mistrzostwa świata i dwukrotne wygranie mistrzostw Europy spowodowało, że popularne powiedzenie o Hiszpanach „gramy jak nigdy, przegrywamy jak zawsze” stało się nieaktualne.

Jednak to „Pep Team” miał największe sukcesy. Chyba nikomu nie trzeba przypominać, co Guardiola osiągnął z „Dumą Katalonii” w okresie swojej pracy. Rekordowe 14 trofeów w ciągu czterech sezonów, tryplet – coś, co jest nieosiągalne dla większości piłkarskich potęg – czy sześć pucharów w jeden rok musi robić wrażenie i myślę, że w najbliższych latach nikt nie będzie w stanie powtórzyć takich wyników.

https://www.youtube.com/watch?v=pk1DQBruwnQ

Nic dziwnego, że kilka drużyn spoza granic Hiszpanii zaczęło się wzorować na tych z Półwyspu Iberyjskiego. – Wiadomo, podróba nie dorówna oryginałowi – tak rapował kiedyś Vienio. Czy jego słowa można odnieść do „kopii Barcelony”? Zobaczmy.

AS Roma i Celta Vigo Luisa Enrique

Luis Enrique – człowiek, który z aktualnych trenerów zaraz za Pepem chyba najbardziej pojmuje filozofię tiki-taki. Podobnie jak jego przyjaciel był piłkarzem Barcelony, a karierę trenerską rozpoczął od prowadzenia rezerw tegoż klubu. Zresztą miało to miejsce zaraz po tym, jak Guardiola objął stery pierwszej drużyny.

W jego najlepszym sezonie FC Barcelona B zajęła trzecie miejsce w Segunda Division, co jest godne podziwu. Dziś siedzi już na ławce trenerskiej na Camp Nou i może pochwalić się zdobyciem trypletu. Po drodze miał jednak jeszcze przygodę w dwóch klubach, w których próbował przenieść myśl trenerską.

Pierwsza była AS Roma. Włodarze klubu ze stolicy Włoch dostrzegli sukcesy „Lucho” i postanowili dać mu szansę. Trener zabrał z Barcelony Bojana Krkicia. Potrzebował na boisku kogoś, kto jest już przyzwyczajony do takiej gry. Wychowanek La Masii, który chciał odbudować swoją formę, wydawał się dobry wyborem. Roma dokonała jeszcze kilku transferów, jednak rewolucja na nic się zdała.

„Giallorossi” zajęli 8. miejsce, co kompletnie nie spełniło oczekiwań, a na pierwszy rzut oka widać było, że tiki-taka do Serie A po prostu się nie nadaje. W sumie można było się tego spodziewać, nawet „Blaugrana” odpadła za Guardioli w półfinale LM z Interem, a z AC Milan rozgrywała bardzo wyrównane mecze. Tiki-taka vs. włoska defensywa to raczej kiepski pomysł.

„Lucho” wrócił do Hiszpanii i odbił się od dna. Celta grała świetnie, pokonała nawet Real Madryt, i to w momencie, kiedy „Królewscy” w walce o mistrzostwo naprawdę tych trzech punktów potrzebowali. Hiszpanom chyba bardziej podoba się taki system gry. Eksbarcelonista Nolito pod wodzą nowego trenera wzbił się na wyżyny, a będący na wypożyczeniu Rafinha po bardzo dobrym sezonie został przywitany na Camp Nou z otwartymi rękami. Zresztą i sam Luis właśnie po tym sezonie dostał szansę od katalońskiego zespołu.

Swansea Brendana Rogersa
Brendan Rogers był pierwszym, który udowodnił, że poza granicami taka filozofia gry może przynieść wyniki. I to gdzie! W Anglii, w lidze, która tamtym okresie była strasznie toporna. Wydawało się, że nie ma tam miejsca na taką grę. Irlandzki szkoleniowiec awansował najpierw z walijskim klubem do Premier League po dramatycznych barażach z Reading, a tam jego zespół pokazał się z bardzo dobrej strony.

„Łabędzie” grały z polotem, zajęły w sezonie 2011/2012 11. miejsce z 47 oczkami na koncie. Potrafiły wyrwać punkty czołówce BPL, nieźle jak na beniaminka. Walijski klub w okresie, w którym prowadził go irlandzki szkoleniowiec, doczekał się nawet przydomku „Swansealona”. Praca, jaką wykonał Rogers, została doceniona, trafił on po sezonie na Anfield z misją przywrócenia Liverpoolu do czołówki angielskich drużyn.

Bayern Monachium Pepa Guardioli

Pep Guardiola, wspomniany na początku artykułu trener, za którego sprawą tiki-taka osiągnęła taką rozpoznawalność. Po rocznym odpoczynku od futbolu miał zastąpić w Bayernie przechodzącego na emeryturę Juppa Heynckesa. Zadanie bardzo trudne, bo zespół z Bawarii miał za sobą niesamowity sezon. Zdominował całą piłkarską Europę, zdobył tryplet we wspaniałym stylu.

Głodni kolejnych sukcesów Bawarczycy odkuli się w końcu w Niemczech na Borussii Dortmund, a w Lidze Mistrzów nie dali szans takim zespołom jak Arsenal czy Juventus, jednak w świat najbardziej poszedł wynik dwumeczu z FC Barcelona. 7:0 robiło wrażenie i sprawiło, że Pep miał jeszcze trudniejsze zadanie, bo kibice na całym świecie widzieli, że „tiki-taka” przechodzi kryzys, a on musiał im udowodnić, że się mylą.

Nikt nie chciał, żeby Guardiola zmieniał styl wypracowany przez Heynckesa na bezbarwne „klepanie”. Hiszpan jednak postawił na swoim. Przesunął na środek pola z prawej obrony Philipa Lahma. Kapitan miał być mózgiem drużyny, a Ribery odgrywać taką rolę, jaką Messi pełnił w „Barcy”. We wprowadzeniu tiki-taki mieli pomóc mu hiszpańscy piłkarze.

Trener ściągnął do klubu swojego byłego piłkarza Thiago Alcantarę (wbrew wcześniejszym zapowiedziom o niekupowaniu zawodników Barcelony). W składzie miał już Javiego Martineza, którego talent podziwiał, jeszcze gdy siedział na ławce trenerskiej na Camp Nou. Z czasem do zespołu doszli kolejni zawodnicy: Xabi Alonso i, bardzo przypominający swoim stylem gry Jordiego Albę, Juan Bernat.

Od pierwszych spotkań Bayernu z nowym szkoleniowcem było widać zmianę, zespół często wymieniał podania, szanował piłkę. Nie podobało się to kibicom, mistrzowie Niemiec odnosili wymęczone zwycięstwa, a wymagania były znacznie większe.Wielu tęskniło za Juppem.

Po jakimś czasie jednak wszystko wróciło do normy, rekordowo szybko zapewnili sobie kolejne mistrzostwo Niemiec, wygrali Puchar Niemiec, a w LM doszli do półfinału. Tam jednak Real Madryt wręcz ośmieszył Bawarczyków. Wygrali w dwumeczu 5:0. W tym wszystkim najbardziej bolesny dla Niemców był rewanż na Alianz Arena – przegrana z „Królewskimi” 0:4 przed własną publicznością musiała być bardzo wstydliwa.

W kolejnym sezonie pracy Pepa mieliśmy podobnie. Bayern idealnie radził sobie w Niemczech (mistrzostwo i półfinał Pucharu Niemiec), bardzo łatwo wygrywał też z europejskimi klubami (bardzo wysokie zwycięstwa nad Romą, Shakhtarem i Porto robiły wrażenie), jednak jak przyszło co do czego, znowu zawiódł. Tym razem monachijczycy przegrali z „Barcą”: drużyna pod wodzą przyjaciela „Lucho” zrewanżowała się za pamiętne 0:7, rozbiła Bawarczyków na Camp Nou 3:0 i pokazała, że nie m sobie równych. Był to mecz o tyle ciekawy, że oba zespoły uwielbiają posiadanie piłki, w tamtym spotkaniu przez długi czas posiadanie piłki wynosiło po 50%, ostatecznie Bayern miał 53%, ale w niczym to nie pomogło. Jedynym pocieszeniem może być to, że Bawarczycy nie poddali się bez walki i w rewanżu wygrali 3:2.

Jak poradzi sobie Pep w trzecim sezonie pracy w Niemczech? Wymagający kibice mają dość półfinałów i chcą znowu sięgnąć po wymarzone trofeum, jakim jest Puchar Europy. Mamy końcówkę fazy grupowej Ligi Mistrzów i wszystko jest na dobrej drodze, ale prawdziwy sprawdzian czeka Guardiolę w późniejszych etapach, a szczególnie w półfinałach, w których hiszpański trener odpadał już cztery razy.

Real Sociedad Eusebio Sacristana

O Realu Sociedad Eusebio Sacristana jak na razie za wiele powiedzieć nie można. Hiszpan przyszedł tu, by wyciągnąć klub z kryzysu. Z pewnością nowy szkoleniowiec zespołu z San Sebastian będzie próbował zaszczepić w drużynie kataloński styl gry. W końcu był związany z FC Barcelona kilka lat. Najpierw jako piłkarz, następnie jako asystent pierwszej drużyny w kadrze Rijkaarda, by później w roli pierwszego trenera poprowadzić rezerwy.

Do tej pory ma za sobą bardzo udany debiut z nie byle kim, bo z Sevillą. „Txuri-Urdin” pewnie pokonali u siebie klub z Andaluzji 2:0.Piłkarze Realu dominowali od początku spotkania, mieli 58% posiadania piłki i potrafili wykorzystać błędy rywala. Drugi mecz już taki dobry nie był, podopieczni Sacristana przegrali aż 0:4 z nie kim innym jak z „Barcą”. Patrząc jednak na poziom rywala i ich aktualną, wysoką formę (4:0 z Realem Madryt na Bernabeu, 6:1 z AS Romą w Lidze Mistrzów), myślę, że wynik nie jest taki wstydliwy, jak mógłby się wydawać.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze