Kasa, misiu, kasa


27 sierpnia 2014 Kasa, misiu, kasa

Anioł stał się Diabłem i natychmiast wybuchła piekielna afera. Kwestią czasu było oczywiście wyciąganie brudów z jednej lub drugiej strony, ale tak szybkiej akcji – reakcji to chyba się nie spodziewaliśmy. Di Maria odszedł z Realu Madryt niby pokojowo, ale co nieco w powietrzu nadal się unosi. Wyczytując to, co na temat transferu do powiedzenia mają europejscy żurnaliści, stwierdzimy, że wychodzi na to, iż wszystko rozbijało się, rozbija i nadal rozbijać się będzie o kasę – misiu – oczywiście, że o kasę.


Udostępnij na Udostępnij na

Jedno w całej tej sytuacji z Di Marią jest pewne: Real zrobił naprawdę niezły interes. Oczywiście zastąpienie kogoś takiego (znaczy Di Marii z drugiej połowy poprzedniego sezonu) jest szalenie trudne – może nawet niemożliwe – ale z drugiej strony 75 baniek piechotą nie chodzi. A mając na uwadze fakt, że klub na nowo rozważa zakontraktowanie Falcao, dostrzeżemy, że potrzebna kasa jest już przygotowana. Można nawet powiedzieć szefom Manchesteru, żeby od razu pieniążki przelali na konto Monaco, bo pewnie przelewu jeszcze nie zrobili. Być może za transferem Fideo stał sam – i tylko sam – Florentino Perez, który raz na zawsze chciał zakończyć krytykę Realu za fatalną strategię finansową. Wszak Angel przybył do Madrytu za 25 milionów (plus 11 milionów zmiennych), a odszedł za ponad dwa razy więcej. Dobra robota, Florentino. Ale co na to Carletto?

Ancelotti od samego początku powtarzał, że ani myśli sprzedawać Argentyńczyka. Dla włoskiego trenera „Fideo” był jednym z najważniejszych graczy w zespole. A przecież ich początki wcale nie były łatwe, co zresztą również mogło przyczynić się do tego, że zawodnik zdecydował się w końcu zmienić barwy klubowe. Przecież Angel to skrzydłowy z krwi i kości, istny struś pędziwiatr piłkarskich boisk wkręcający w ziemię bocznych defensorów. To piłkarz, który uwielbia swobodę, a tę otrzymuje, grając właśnie blisko linii boiska. Nic więc dziwnego, że były zawodnik Benfiki nie skakał z radości, kiedy rok temu Florentino wydawał blisko 100 milionów euro na Garetha Bale’a. Di Maria już wtedy wiedział, że jego rola w Madrycie drastycznie się zmieni. Nawet w topowej formie reprezentant Argentyny nie mógł rywalizować z Walijczykiem, a już tym bardziej z Cristiano Ronaldo. Skrzydła były obsadzone. Basta.

Nazwiska nazwiskami, a treningi treningami. Ancelotti bardzo szybko przekonał się, że ma w drużynie człowieka zdolnego do wszystkiego. Trzymanie Di Marii na ławce rezerwowych byłoby totalnym szaleństwem, dlatego Włoch musiał znaleźć dla niego miejsce. Trafił w dziesiątkę, bo Argentyńczyk w systemie 4-3-3 na pozycji środkowego pomocnika odnalazł się pierwszorzędnie. Aż mnie skręca, że nie było mi dane zobaczyć Angela w tym ustawieniu na żywo. Rozkochałem się w „Aniele” na dobre właśnie po tym, jak pierwszy raz zobaczyłem go z wysokości trybun na Santiago Bernabeu. Wierzcie lub nie, ale ten gość nawet jak stoi to jest szybszy i dynamiczniejszy niż reszta piłkarzy na boisku. To właśnie tym poświęceniem Di Maria tak ujął całe madridismo, które bardzo łatwo wybaczyło mu nawet „poprawianie sobie” tego i owego w pamiętnym meczu z poprzedniego sezonu. Angela po prostu nie dało się nie lubić i wskazują na to nawet komentarze zawodników Realu po jego odejściu. Sam Cristiano apelował zresztą do zarządu, aby za żadne skarby nie pozbywać się Angela.

Niestety, liga hiszpańska straciła jednego z najlepszych zawodników. Dlaczego? Teorii jest mnóstwo, ale tak naprawdę każda zahacza o kwestie finansowe. Czy po odejściu Di Marii pozostał niesmak? Dla jednych tak, dla drugich nie. Faktycznie, w pożegnalnym liście Argentyńczyk mógł zachować się nieco inaczej. Pisał w nim o tym, że „jego styl gry nie odpowiadał pewnej osobie”. Ogólnie Argentyńczyk pozwolił sobie na kilka cierpkich słów w kierunku zarządu, zarzucając mu między innymi to, że nie zrobił nic, by spróbować zatrzymać go w klubie. Pisząc nic, Angel na 99.9% miał na myśli podwyżkę, choć w kolejnym zdaniu rzecz jasna napisał coś całkiem innego.

To właśnie ów list pozostawia jedyny niesmak po odejściu Di Marii. Jeśli już Angel tak bardzo chciał wyładować swoje emocje, to mógł wypisać jakieś konkrety, podać nawet jakieś nazwiska. Ogólnikowa krytyka nie przypadła do gustu kibicom Realu, ale ci przyjęli ją ze zrozumieniem. Argentyńczyk dał madryckim fanom wiele radości, szczególnie w końcówce zeszłego sezonu. Gol w finale Copa del Rey przeciwko Barcelonie czy zygzak z Atletico przy bramce Garetha Bale’a to bez wątpienia najważniejsze wyczyny „Fideo”. Sam piłkarz we wspomnianym liście pożegnalnym zapewnia, że on sam nie chciał odejść z Realu. Nie dodał co prawda, że oczekiwał po prostu podwyżki, ponieważ: raz – wszyscy na około o tym trąbili, dwa – najzwyczajniej w świecie nie wypada. A jeśli już trzymać się tych nieszczęsnych pieniędzy, to akurat tutaj Angel wypadł dość blado, zwłaszcza w kontekście tego, co sam napisał. Reprezentant Argentyny zarabiał w Madrycie 4 miliony euro, co zdecydowanie mu nie odpowiadało. Na nowy sezon zażądał więc dwukrotności tej pensji, na co oczywiście Real ani myślał się zgodzić. „Królewscy” oferowali piłkarzowi 6 milionów euro rocznie, czyli o milion więcej niż z klubowej kasy pobiera James Rodriguez, tegoroczny nabytek klubu. W tej sytuacji wypada się zastanowić, czym kierował się Di Maria, podejmując decyzję o swojej przyszłości. Argentyńczyk wybrał 2 miliony euro więcej i brak występów w Lidze Mistrzów. Czy można nazwać to brakiem ambicji i chęcią szybkiego zysku? Mając na uwadze słowa Argentyńczyka, że nie chciał odchodzić z Realu, można domniemywać, że nie jest to wykluczone. Daleki jestem od jakichkolwiek oskarżeń, bo mam ogromny szacunek do „Anioła”, ale ta cała przeprowadzka to dla mnie jedna wielka niewiadoma…

Komentarze
LuCaS (gość) - 10 lat temu

Dla mnie sytuacja jest bardzo jasna w przeciwieństwie do autora. Real po najlepszym sezonie w życiu Angelasprowadza za 80 mln € gracza na jego pozycje ofensywnego pomocnika podwieszonego pod Benzemą - Jamesa Rodrigueza, podczas gdy jego trzymali na głodowej jak na Real pensji. Kluczem do sytuacji w mojej ocenie był transfer Jamesa, który pokazał brak zaufania do Di Marii. W obliczu bycia tym 4-tym, wchodzącym z ławki ofensywnym pomocnikiem Argentyńczyk wolał odejść do równie wielkiego klubu, gdzie ma szanse zostać niekwestionowanym liderem

Odpowiedz
Jaro (gość) - 10 lat temu

do LuCaS- uważasz, że Di Maria będzie niekwestionowanym liderem Manchesteru United? Dobry żart. United ma równie dobrych piłkarzy np. Rooneya, Matę czy Van Persiego, Argentyńczyk będzie rządził na skrzydle ale w drużynie będzie jednym z wielu.

Odpowiedz
LuCaS (gość) - 10 lat temu

Do Jaro - w systemie gry Van Gaala jedyną pozycją na której może Di Maria grać jest ofensywny pomocnik (zamiast Maty). Nie sądzę, aby grał bardzo głęboko skrzydłowego z dużą ilością zadań defensywnych. Nie uważam, że zostanie liderem, ale że takowym zostać może. Z taką formą jak w zeszłym sezonie może (ale nie musi) zakończyć sezon z dwucyfrową ilością goli i asyst. Nawet jeżeli tak się nie stanie rozumiem powódki, które kierowały Argentyńczykiem. Nie uważam, aby tylko "kasa misiu" była tutaj jedyną motywacją...

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze