Premiership: Podwójny strzelec Gallas


W jedynym niedzielnym spotkaniu Bolton Wanderers w ostatnich sekundach spotkania uratował remis z West Ham United w meczu rozgrywanym na Upton Park.


Udostępnij na Udostępnij na

Goście przystąpili do gry bez najlepszego strzelca drużyny – Nicolasa Anelki – który wciąż leczy kontuzję. Odbiło się to na akcjach ofensywnych „Kłusaków”, których nie miał kto wykończyć. Przewagę w całym spotkaniu mieli bez wątpienia gospodarze, jednak groźne akcje przeprowadzały obie ekipy. Świetnie spisywali się obaj golkiperzy, Robert Green i Jussi Jaaskelainen. To dzięki nim „zawdzięczamy”, że niedzielnego popołudnia nie obejrzeliśmy więcej bramek. „Młoty” prowadziły od 20. minuty, gdy w zamieszaniu podbramkowym piłkę w siatce umieścił McCartney. Goście dążyli do wyrównania, a najbliżej tego był Danny Guthrie, który trafił w słupek. Bolton uratował remis w trzeciej minucie doliczonego czasu gry, gdy Kevin Nolan z bliska wykończył akcję kolegów.

Sobota w Premiership

Od początku spotkania inicjatywa należała do podopiecznych Wengera, którzy narzucali rywalom swój styl, grali bezpośrednimi podaniami, jednak nijak nie mogło się to przełożyć na sytuacje bramkowe. Goście próbowali kontratakować i po jednej takiej akcji mało co bramki nie zdobył Ryan Giggs. W pierwszej połowie oddano zaledwie dwa strzały w światło bramki. Przy pierwszym, główce Gallasa, niesamowicie blisko zdobycia bramki był Arsenal. Drugi strzał już zakończył się bramką. Gdy wydawało się, że obie drużyny zejdą na przerwę z  bezbramkowym remisem po nudnym spotkaniu, szybką akcję przeprowadził Cristiano Ronaldo, a Wayne Rooney nastrzelił Williama Gallasa, który skierował piłkę do własnej siatki. Ponad 60000 kibiców zamarło w jednej chwili.
W drugiej połowie nie musieliśmy długo czekać na wyrównującą bramkę. W 48. minucie Adebayor wpadł w van der Sara, piłka dostała się pod nogi Eboue, ten zagrał na piąty metr do Fabregasa, a 20-letni Hiszpan dopełnił tylko formalności trafiając do pustej bramki. „Kanonierzy” chcieli pójść od razu za ciosem, jednak ich strzały albo świetnie bronił van der Sar, albo przelatywały nad poprzeczką. Goście w drugiej połowie przeprowadzili trzy groźne akcje. Najpierw Rooney główkował obok bramki, potem Evra trafił w poprzeczkę, a w 82. minucie „Czerwone Diabły” znowu wyszły na prowadzenie. Akcja bliźniacza do wyrównującego bramki „Kanonierów”: Louis Saha zagrywa na piąty metr, a Cristiano Ronaldo trafia do pustej bramki. Piłkarze Wengera znów byli pod gilotyną, jednak jak przystało na klasową drużynę, do tego z Premier League, grali do końca i to się opłaciło w doliczonym czasie gry. W zamieszaniu w polu karnym Manchesteru piłka odbijała się jak na stole bilardowym, w końcu wpadła pod nogi Gallasa i Francuz z trzech metrów strzelił swoją druga bramkę w tym meczu, pierwszą do siatki przeciwników.
Druga połowa tego klasyku stała na bardzo wysokim poziomie, jak zresztą przystało na hit kolejki. Remis w tabeli nie zmienił absolutnie nic, jednak sir Alex Ferguson może być pocieszony faktem, że jego drużyna gra coraz lepiej i ma w zanadrzu rewanż z Arsenalem – już na Old Trafford.

Z innych aren

Dwie bramki w doliczonym czasie gry dały Evertonowi zwycięstwo nad Birmingham w meczu na Goodison Park. Gospodarze prowadzili już od 10. minuty po strzale Yakubu, na dziesięć minut przed końcem do wyrównania doprowadził Oliver Kapo. To wystarczająco rozjuszyło „The Tofees”, a w szczególności Lee Carsleya, który był bohaterem końcówki spotkania. Najpierw sam pokonał bramkarza gości ładnym strzałem z dystansu, a chwilę potem asystował przy trafieniu Jamesa Vaughana.

Kolejne zwycięstwo odniosła Chelsea Londyn, tym razem na wyjeździe pokonując Wigan 2:0. Świetne spotkanie rozegrał powracający do pierwszego składu Shaun Wright-Phillips, który asystował przy bramce Lamparda i wielokrotnie udanie szarżował prawą stroną boiska. Wynik ustalił Juliano Beletti pięknym uderzeniem z 20. metrów. Było to piąte z rzędu spotkanie, w który gospodarze nie potrafili zdobyć bramki. Najbliżsi przerwania tej fatalnej passy byli Landzaat i Scharner, jednak Petr Cech nie dał się pokonać ani razu. „The Blues” awansowali już na trzecią lokatę w tabeli.

Coraz lepiej gra Portsmouth, które w sobotnim meczu już po 11. minutach rozwiało wszystkie wątpliwości, co do zwycięzcy meczu z Newcastle. Goście prowadzili wtedy już 3:0 i było jasne, że tego zwycięstwa nie oddadzą do końca. Fatalnie spisał się Claudio Cacapa, który zawinił przy dwóch golach. Najpierw dał się ograć Benjaniemu (8 bramka w sezonie), a potem piłkę zabrał mu John Utaka i także skierował ją do siatki. Gospodarze zdobyli honorową bramkę w 15. minucie, a wszystkich napastników Newcastle wyręczył Sol Campbell, który pokonał własnego bramkarza. W drugiej połowie wynik ustalił jeszcze Niko Krancjar. Portsmouth, przynajmniej do zakończenia meczu Blackburn – Liverpool znajduje się na czwartym miejscu w tabeli.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze