Premiership: Liverpool nie zwalnia tempa


W niedzielę oglądaliśmy dwa bramkowe spotkania. Liverpool rozgromił na Anfield Bolton, a Tottenham po prawdziwym thrillerze uległ przed własną publicznością 2:3 baniaminkowi Birmingham.


Udostępnij na Udostępnij na

„Kłusaki” w poprzedniej kolejce sensacyjnie ograli Manchester United po bramce Nicolasa Anelki. Był to wystarczający powód, aby myśleć, że z Liverpoolem podopieczni Megsona powalczą o coś więcej, niż tylko o najniższy wymiar kary. Spotkanie zakończyło się jednak wysokim zwycięstwem gospodarzy, jak najbardziej zresztą zasłużonym. Najlepiej zaprezentował się Steven Gerrarda, kapitan „The Reds” asystował przy trafieniach Hyppia’ego i Torresa, a potem skutecznie wyegzekwował rzut karny. Czwarte trafienie dołożył Ryan Babel. Dla porównania goście zagrozili bramce Reiny zaledwie raz, gdy strzelał wspomniany już Anelka.
Liverpool jest ostatnio w wysokiej formie. Tydzień temu bez problemu poradził sobie z Newcastle, w środę rozprawił się 4:1 z Porto, a teraz rozgromił outsiderów ligi. Rafa Benitez może być chyba spokojny o swoją posadę.

Poziom widowiska na White Hart Lane zaskoczył chyba wszystkich. Tottenham przegrał mecz, który miał wygrać, jednak Birmingham zaprezentowało się ze świetnej strony, a dodatkowo „The Blues” pomogła czerwona kartka dla Robbiego Keane’a. Ogólnie Irlandczyk był najjaśniejsza postacią tego spotkania. Przy stanie 0:1 w trzy minuty dwoma golami dał „Kogutom” prowadzenie, aby potem po brutalnym faulu wylecieć z boiska. O wyniku przesądził Sebastian Larsson, który najpierw asystował przy trafieniu Jerome’a, a w doliczonym czasie gry, po pięknym strzale z ponad 20 metrów, dał swojej drużynie trzy punkty.

Sobota: zaledwie 1.86 bramki na mecz

Tak niskiej średniej goli w Premier League nie było dawno, wystarczy jeszcze dodać, że tylko w dwóch meczach zobaczyliśmy jakieś bramki w pierwszej połowie. W reszcie spotkań, jeżeli gole padały, to po wymęczonych akcjach w drugich odsłonach gry.

Spotkanie określane mianem najciekawszego w tej kolejce, czyli pojedynek będącej w wysokiej formie Aston Villi oraz lidera Arsenalu przyniósł sporo wrażeń, ale tylko w pierwszej połowie. Po bramce Craiga Gordona z 14. minuty zapachniało na krótko sensacją, ale jeszcze w przed upływem 45 minut „Kanonierzy” wystrzelili dwukrotnie i to wystarczyło, aby wywieźć z Birmingham trzy punkty. Druga odsłona wyjątkowo rozczarowała, gospodarze mieli wprawdzie sporą przewagę, ale groźnie pod bramką Almuni było tylko raz – gdy John Carew trafił w poprzeczkę.

W kolejnych „małych” derbach Londynu Chelsea minimalnie pokonała West Ham. Jedyną bramkę zdobył Joe Cole (już druga w tym tygodniu), jednak jak pokazały telewizyjne powtórki, reprezentant Anglii, w momencie podania Salomona Kalou, był na pozycji spalonej. Niemniej jednak „The Blues” systematycznie pną się w górę i co najmniej do jutra będą na drugiej pozycji.

Tak jak przypuszczano, mecz dwójki outsiderów nie przyniósł ani trochę wrażeń. Zarówno Sunderland, jak i Derby nie prezentują na dzień dzisiejszy poziomu Premiership i najlepiej dla wszystkich, aby szybko wróciły na drugoligowy front. Gospodarze wprawdzie wygrali mecz, po bramce 19-letniego Anthony’ego Stokesa w drugiej minucie doliczonego czasu gry (wprowadzony został 20 minut wcześniej), jednak przy takim poziomie gry, „Czarne Koty” już niedługo znajdą się w strefie spadkowej.

Absolutnie nikt nie jest zaskoczony remisem pomiędzy Portsmouth i Evertonem. Obie ekipy sąsiadują ze sobą w tabeli i prezentują podobny, dość wysoki poziom gry. Nikt jednak się nie spodziewał, że sobotniego popołudnia na Fratton Park nie zobaczymy żadnej bramki! Napastnikom obu drużyn wyraźnie się dzisiaj nic nie chciało, a najwięcej zagrożenia stwarzał pomocnik gospodarzy – Sulley Ali Muntari, który trzykrotnie próbował pokonać Tima Howarda. Szkoda tylko, że za każdym razem były to próby bardzo nie udane

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze