Życie po Suarezie


24 lipca 2014 Życie po Suarezie

Liverpool bez urugwajskiego snajpera – to tego lata stało się faktem poprzez odejście króla strzelców Premier League do FC Barcelona. Podczas gdy większość kibiców zastanawia się, jak słynący z kontrowersji napastnik będzie współpracował na Camp Nou z Messim i Neymarem, my spróbujemy się zastanowić, w jakim miejscu stoi Liverpool po odejściu Urusa.


Udostępnij na Udostępnij na

Brendan Rodgers. Ten człowiek jest dla kibiców Liverpoolu receptą na wszystkie choroby, których klub doznał po odejściu Rafy Beniteza. Ta sama osoba stoi teraz przed arcytrudnym zadaniem. Wprowadzenie klubu z Merseyside z powrotem na europejskie salony i zdobycie wicemistrzostwa może się okazać względnie łatwe w porównaniu z obroną tego stanu rzeczy.

Pokaż mi swoją ławkę, a ja ci powiem, jak mocną masz drużynę

W imię tego słynnego piłkarskiego powiedzenia Liverpool wypada blado nie tylko w porównaniu z drużynami, z którymi walczył o miejsca dające awans do europejskich pucharów, ale nawet z niektórymi zespołami, które plasowały się w środku tabeli. Iago Aspas zwyczajnie był za słaby na Liverpool, Luis Alberto nie dostawał odpowiedniej ilości szans wskutek ciągłej gry zespołu pod presją, a Victor Moses zwyczajnie nie wypalił. „The Reds” mieli mocnych zmienników tylko na jedną pozycję – środek obrony. Ale nawet to nie pomogło w zapobiegnięciu utraty 49 goli (!!!) w sezonie. Rogers to wszystko wiedział i od razu po sezonie ruszył z transferami. Rezerwowy napastnik? Proszę bardzo, Rickie Lambert. Mówicie, że nie ma uzupełnienia środka pola? Emre Can, na wasze życzenie. Nie udało się zimą z Konoplianką? Nie szkodzi, teraz mamy Lallanę (dodać należy, iż zakupiono również Lazara Markovica i Loica Remy’iego). Wszystko to sprawia, że kadra Liverpoolu wygląda o wiele okazalej, a wiemy, że to jeszcze nie koniec transferów. Na celowniku klubu z Anfield znajdują się tacy zawodnicy, jak: Xhedran Shaquiri, Divoc Origi czy utalentowany pomocnik z  Derby – Will Hughes.

Liverpool wersja 2.0 czy Tottenham wersja AVB?

W klubie z miasta Beatlesów bardzo się chwalą wzmocnieniami – w końcu mimo że nie są potentatem finansowym w porównaniu z Chelsea czy Manchesterem City, to ciągle wyglądają na tym polu lepiej od swoich odwiecznych rywali zza miedzy – Evertonu.  Ale na wyspach wielu ekspertów w swoich analizach zastanawia się, czy „The Reds” nie podzielą losu Tottenhamu z zeszłego sezonu. „Spurs” sprzedali wówczas Garetha Bale’a, a w jego miejsce sprowadzili siedmiu piłkarzy, żadnego tej samej klasy. Na Anfield w obecnej chwili jest podobnie. LFC już teraz jest przez brytyjskie gazety krytykowany za to, że przepłacił za piłkarzy sprowadzanych z Southampton – Lallanę i Lamberta. Odpowiedź na pytanie zawarte w tytule tego artykułu nie znajduje się jednak kwestii przepłacenia bądź nie za owych futbolistów. Wydaje się, że decydującymi aspektami w tej kwestii będą aklimatyzacja tych piłkarzy oraz wpływ trenera na tę nową grupkę. Z tym pierwszym raczej będą mniejsze problemy niż na White Hart Lane rok temu, ponieważ większość piłkarzy sprowadzanych grała już w BPL. Odpowiedź na drugie zagadnienie też wydaje się być pozytywna – Brendan Rogers ze składem, którym dysponował przez dotychczasowe dwa lata kadencji, zrobił niewyobrażalny postęp. Każdy piłkarz pod jego wodzą stał się lepszym grajkiem, każdy też uwierzył w siebie od strony mentalnej. Najlepsze przykłady to: John Flanagan, Raheem Sterling czy Jordan Henderson.

Powrót na swoje miejsce

O kibicach Liverpoolu, którzy na wygraną w rozgrywkach o mistrzostwo Anglii czekają od 1990 roku, napisano już wszystko. W 2008, odpadając w fazie grupowej LM, stracili też możliwość oglądania swoich ulubieńców w najbardziej prestiżowych rozgrywkach klubowych na świecie. Teraz tam wracają, a prowadzi ich debiutant na europejskich salonach, Brendan Rogers. Gdy Liverpool w latach 70. i 80. wygrywał wszystko na wyspach i na kontynencie, drużyna i sztab szkoleniowy składały się w większości z Brytyjczyków. Teraz w składzie jest nieco mniej Brytyjczyków, ale trener nim jest. Kto wie, może właśnie on, a nie kupieni obecnie gracze, okaże się być kluczową postacią klubu w obecnym okresie. Na The Kop, najsłynniejszej trybunie Anfield, na której zasiadają najzagorzalsi sympatycy, już teraz porównuje się Irlandczyka z północy do legendarnego Billa Shankly’ego.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze