Arsenal Londyn vs Manchester United (1:2) – analiza taktyczna


23 listopada 2014 Arsenal Londyn vs Manchester United (1:2) – analiza taktyczna

Pojedynek dwóch uśpionych gigantów – tak światowe media zapowiadały najciekawsze spotkanie 12. kolejki Premier League, a więc mecz Arsenalu Londyn z Manchesterem United. Ten nieco przyblakły w ostatnim czasie klasyk był jednak niezwykle ważnym i prestiżowym starciem dla doświadczonych menedżerów obu drużyn, Arsene'a Wengera oraz Louisa van Gaala. W sobotni wieczór cieszyć się ze zwycięstwa mógł tylko ten drugi, ale gra "Czerwonych Diabłów" jest jeszcze daleka od perfekcji.


Udostępnij na Udostępnij na

Manchester United (1-5-2-3)

Louis van Gaal po raz kolejny w tym sezonie zmuszony był do kilku zmian personalnych w zestawieniu linii obrony. Pod nieobecność kontuzjowanych Johnathana Evansa, Rafaela, Marcosa Rojo i Daleya Blinda menedżer „Czerwonych Diabłów” odważnie postawił w środku pięcioosobowego bloku obronnego na dwóch tegorocznych debiutantów – Taylora Blacketta i Paddy’ego McNaira, których wspomagać miał o wiele bardziej doświadczony reprezentant Anglii, Chris Smalling. To właśnie jego należy uznać za zdecydowanie najlepszego zawodnika formacji defensywnej zespołu z Old Trafford, a może nawet całego meczu na Emirates Stadium.

Na niektórych grafikach przedmeczowych prezentujących wyjściowe składy Smalling ustawiany był na pozycji półprawego środkowego obrońcy, ale niemal od początku meczu wychowanek Millwall zajmował pozycję centralnego stopera (bliżej prawej strony boiska biegał McNair, a półlewym środkowym defensorem był Blackett). Ze swojego odpowiedzialnego zadania piłkarz pozyskany przez MU z londyńskiego Fulham wywiązał się znakomicie: miał stuprocentową skuteczność w przerywaniu akcji gospodarzy i pojedynkach główkowych, bardzo dobrze grał na wyprzedzenie, często asekurował mniej doświadczonych partnerów z defensywy, naprawiając popełnione przez nich błędy, a nawet był bliski zdobycia bramki otwierającej spotkanie po rzucie rożnym. O wiele gorzej wyglądała gra u boku Smallinga  dwóch niedoświadczonych młokosów, którzy popełniali wiele elementarnych błędów, przede wszystkim w ustawieniu. Przodował w nich głównie Blackett, którego gapiostwo z pierwszego kwadransa premierowej połowy na Emirates Stadium mogło zakończyć się co najmniej jednobramkowym prowadzeniem gospodarzy. Ciemnoskóry wychowanek „Czerwonych Diabłów” grał przez większość spotkania bardzo nerwowo, często wybijał piłkę do przodu bez sprecyzowanego adresata, zamiast próbować utrzymać się przy niej, zachowując w ten sposób płynność gry. Niewłaściwe ustawianie się młodego stopera, niejednokrotnie powodujące złamanie linii spalonego, mogło być brzemienne w skutki i tylko nieskuteczności piłkarzy Arsenalu oraz fantastycznej formie bramkarza Davida de Gei zawdzięcza on szczęśliwe dla swojej drużyny zakończenie wszystkich sprokurowanych sytuacji bramkowych. Z kolei niespełna 20-letni McNair miał ogromne kłopoty z upilnowaniem swoich przeciwników przy stałych fragmentach gry, szczególnie słabo radził sobie w pojedynkach powietrznych. Swoje nie najlepsze momentami ustawienie próbował korygować skutecznymi wślizgami, ale w grze jeden na jednego ma jeszcze wiele do poprawienia (wygrywał ledwie co drugi pojedynek indywidualny).

Warto docenić niezłą postawę dwóch wahadłowych skrzydłowych – Antonio Valencii oraz rezerwowego Ashleya Younga, który pojawił się na boisku za kontuzjowanego Luka Shawa jeszcze w pierwszej części meczu. Jego aktywna gra w ofensywie, szczególnie w drugiej połowie, zaowocowała asystą drugiego stopnia przy premierowej bramce dla MU. Co ciekawe, było to jedyne stosunkowo udane dośrodkowanie angielskiego skrzydłowego w całym spotkaniu. Niemniej jednak zaangażowanie Younga w grę defensywną było tego dnia nadzwyczajnie duże i zaowocowało dwoma istotnymi przechwytami piłki w bocznym sektorze boiska, w tym jednym pozwalającym zainicjować kontratak. Valencia był natomiast zawodnikiem, który znalazł się w czołówce piłkarzy z największą liczbą przebiegniętych kilometrów, ale do tego zdążył już przyzwyczaić kibiców z Old Trafford. Ekwadorczyk mocno pracował w defensywie, a kiedy była możliwość, podłączał się do akcji ofensywnych. Jeden z takich wypadów pod bramkę przeciwnika zakończył się golem. Udało mu się również zneutralizować grającego na lewym skrzydle, najskuteczniejszego ostatnio w szeregach „The Gunners”, Alexisa Sancheza.

W środkowej części boiska najczęściej poruszali się usposobiony defensywnie Michael Carrick oraz grający na pozycji numer 8 Marouane Fellaini. Ten pierwszy szczególnie angażował się w pomoc obrońcom, a w drugiej połowie dołączył nawet na moment do linii obrony, wchodząc między stoperów i pomagając powstrzymać ataki Arsenalu. Często udzielał wsparcia lewemu obrońcy Shawowi, który szczególnie w pierwszej części gry nie radził sobie sam z dynamicznym skrzydłowym „The Gunners”, Oxlade’em-Chamberlainem. Jeden z przechwytów Anglika w drugiej połowie pozwolił zainicjować akcję bramkową na 0:2. Reprezentant Belgii z kolei przeplatał udane momenty gry zdecydowanie słabszymi. Potrafił umiejętnie wspomóc zespół w ataku, aby chwilę później w nieodpowiedzialny sposób stracić piłkę w okolicach środka boiska i narazić drużynę na poważne zagrożenie. Nie ma jednak wątpliwości, że gra Fellainiego uległa znacznej poprawie w porównaniu z ubiegłym sezonem i początkiem obecnego, a momentem przełomowym była prawdopodobnie udana zmianą, jaką dał Fellaini w spotkaniu z West Bromwich (gol chwilę po wejściu na boisko). Były zawodnik Evertonu musi popracować jeszcze nad dynamiką i koncentracją, a wówczas powinien stanowić ważny element taktyki van Gaala.

Spośród piłkarzy najbardziej ofensywnych bezsprzecznie najbardziej efektywny (i efektowny zarazem) występ zaliczył Angel di Maria. Indywidualne akcje przeprowadzane na obu skrzydłach przez argentyńskiego skrzydłowego stwarzały poważne zagrożenie pod bramką Wojciecha Szczęsnego. Ruchliwość byłego piłkarza Realu Madryt i jego umiejętność wygrywania pojedynków indywidualnych powodują, że akcje ofensywne Manchesteru United są często nieprzewidywalne. Niestety, poza Rooneyem, często partnerzy nie nadążają za zamiarami di Marii, dlatego potrzeba jeszcze trochę czasu, aby ofensywna gra drużyny z czerwonej części Manchesteru zaczęła wyglądać na miarę oczekiwań. Największym mankamentem szybkiego i dynamicznego pomocnika pozostaje gra w defensywie – na własnej połowie miał on ledwie kilka kontaktów z piłką, z czego większość stanowiły próby wyprowadzenia kontrataku. Wracając do wspomnianego już kapitana „Czerwonych Diabłów”, to należy pochwalić go za pracę wykonaną w środku pola. W pierwszej połowie Anglik nie miał zbyt wielu kontaktów z piłką, ale ustrzegł się strat i dbał o płynność konstruowanych akcji. W drugiej już zdecydowanie odważniej wziął na siebie ciężar rozegrania i bardzo dobrze współpracował z di Marią. To właśnie Argentyńczyk asystował przy golu Rooneya, a ten odwdzięczył  mu się w końcówce meczu doskonałym podaniem prostopadłym na wolne pole, ale sytuacji sam na sam Angel nie wykorzystał. Występ van Persiego należałoby przemilczeć, a najlepszym obrazem jego gry w sobotnim spotkaniu niech będzie ta infografika, obrazująca liczbę kontaktów z piłką holenderskiego napastnika w pierwszej połowie spotkania.

Pozostaje zatem czekać, aż kolumbijski supersnajper Radamel Falcao wyleczy kontuzję i dojdzie do pełnej dyspozycji. Tym bardziej że były zawodnik Monaco nie ogranicza się wyłącznie do czekania na piłkę w polu karnym przeciwnika, ale potrafi również brać udział w akcjach kombinacyjnych swojego zespołu. Bez niego trudno będzie Manchesterowi United realnie zagrozić drużynom zajmującym czołowe miejsca w tabeli, mającym w swoich składach przynajmniej jednego znakomitego strzelca.

Gra trójką środkowych obrońców i dwoma wahadłowymi skrzydłowymi stanowi powrót do taktyki proponowanej przez Louisa van Gaala na początku sezonu. Wówczas gra Manchesteru United wyglądała bardzo słabo, a piłkarze nie potrafili przystosować się do nowego systemu gry. Z czasem Holender zdecydował się na powrót do klasycznego ustawienia z czwórką defensorów, ale liczne kontuzje, jak i charakterystyka gry sobotniego przeciwnika, zmusiły go do ponownej zmiany taktyki. Trzeba przyznać, że na Emirates Stadium realizacja niektórych założeń przedmeczowych w taktyce 1-5-2-3 wyglądała poprawnie, zważywszy na nieobecność niezwykle wszechstronnego Daleya Blinda, jednego z kluczowych piłkarzy w taktyce menedżera United.

Uśredniona pozycja piłkarzy MU w meczu z Arsenalem
Uśredniona pozycja piłkarzy MU w meczu z Arsenalem

Wahadłowi skrzydłowi, którzy spełniają bardzo ważną rolę w tym ustawieniu, starali się pracować pod obiema bramkami, ale już organizacja gry w środku pola musi budzić pewne zastrzeżenia. Szczególnie w pierwszych 30 minutach meczu „Czerwone Diabły” dały się mocno zdominować piłkarzom Arsene’a Wengera, którzy mieli spore problemy z przerwaniem starannie konstruowanych akcji rywala. Największe pretensje LVG miał do swoich zawodników właśnie za brak agresywniejszego ataku na przeciwnika z piłką i nieumiejętność dłuższego utrzymania się przy futbolówce w pierwszej połowie meczu. Gracze MU nie mieli natomiast problemów z płynnym przechodzeniem do ustawienia 1-5-2-1-2 w okresie gry bez piłki. W drugiej połowie, po strzelonej bramce, potrafili skonstruować także kilka groźnych kontr, co było, jak przyznał w pomeczowym wywiadzie dla telewizji SkySports menedżer gości, istotnym założeniem w przypadku objęcia przez United prowadzenia.

Gra defensywna wymaga oczywiście poprawy, piłkarze z linii obrony potrzebują przede wszystkim stabilizacji i zgrania, a to wymaga czasu. Jedynym, który ostatnio regularnie nie zawodzi, jest znajdujący się w znakomitej formie bramkarz David de Gea. Mając za plecami fachowca najwyższej klasy, defensorzy Manchesteru United będą mogli w spokoju doskonalić wszystkie warianty gry obronnej. W meczu z Arsenalem Hiszpan uchronił swój zespół od straty większej liczby goli (zaliczył aż 7 udanych interwencji!), a na szczególne uznanie zasługuje parada z pierwszej połowy meczu po strzale znajdującego się na czystej pozycji Wilshere’a. Gra ofensywna United także wymaga kilku poprawek, ale ze względu na ogromne umiejętności indywidualne poszczególnych piłkarzy tworzących formację ataku pewne niedoskonałości mogą zostać zatuszowane. W ostatnich dziewięciu ligowych meczach tylko raz zdarzyło się, aby „Czerwone Diabły” nie zdołały strzelić gola – było to w derbowym starciu z City. Dlatego też wydaje się, że wygrana na Emirates Stadium pozwoli piłkarzom MU nabrać wiary w to, że praca wykonywana przez ekscentrycznego van Gaala może stosunkowo szybko przynieść wymierne efekty.

Arsenal Londyn (1-4-3-3)

Arsene Wenger nie ugiął się pod naciskiem wielu ekspertów, którzy sugerowali, aby ustawić Jacka Wilshere’a na pozycji nr 6, na której występuje on aktualnie w reprezentacji Anglii, zbierając bardzo pozytywne opinie. Francuski trener uznał, że walory pomocnika, grającego jakby na przekór wszystkim z dziesiątką na koszulce, zostaną wykorzystane optymalnie w ustawieniu 1-4-3-3, w którym funkcję klasycznego defensywnego pomocnika miał pełnić Mikel Arteta. Trzeba przyznać, że Hiszpan rozegrał w sobotę bardzo udane spotkanie, udowadniając swoją wyższość nad mało kreatywnym Mathieu Flaminim. Wychowanek słynnej katalońskiej La Masii świetnie potrafi zapoczątkować akcję ofensywną w ataku pozycyjnym (zaliczył asystę przy bramce Giroud), notując przy stosunkowo dużej liczbie zagrań do przodu imponującą celność podań na poziomie prawie 90%. W defensywie nie jest może równie nieustępliwy i agresywny jak Flamini, natomiast posiada rzadką, ale bardzo wartościową umiejętność czystego odbioru piłki. Role Ramseya oraz Wilshere’a, ustawionych teoretycznie na podobnej szerokości w środkowym pasie boiska, miały być podzielone pomiędzy zadania defensywne i ofensywne, przy czym ten drugi miał w momencie chwilowego przejścia ustawienia wyjściowego w formację 1-4-2-3-1 odgrywać rolę najbardziej ofensywnego z trójki środkowych pomocników. W rzeczywistości nie wyglądało to tak skutecznie jak w przedmeczowych założeniach, bo Anglik i Walijczyk często się dublowali, co najdobitniej pokazuje poniższa grafika.

Uśredniona pozycja piłkarzy Arsenalu w meczu MU
Uśredniona pozycja piłkarzy Arsenalu w meczu MU

Wilshere za rzadko próbował również prostopadłych zagrań w kierunku wbiegającego za plecy obrońców drużyny MU Danny’ego Welbecka czy ruchliwego i często wbiegającego w okolice pola karnego gości Oxlade’a-Chamberleina. Nie od dziś wiadomo, że pochodzący ze Stevenage piłkarz znakomicie czuje się w tzw. krótkiej grze, kiedy na niewielkiej przestrzeni można wymienić kilka szybkich podań z pierwszej piłki, ale nie w każdym spotkaniu taki sposób rozegrania akcji przynosi zamierzony efekt. W meczu z Manchesterem United zawiodło Wilshere’a także wykończenie akcji, szczególnie w sytuacji sam na sam z Davidem de Geą. Przeciętny występ angielskiego pomocnika Arsenalu zakończył się stosunkowo wcześnie, bo z powodu urazu musiał opuścić boisko już dziesięć minut po rozpoczęciu drugiej połowy. Nieco aktywniejszy starał się być Aaron Ramsey, który próbował kilku otwierających podań (nawet kilkudziesięciometrowych), ale był w swojej grze dosyć niedokładny (78% celnych zagrań – najgorszy wskaźnik, po Alexisie Sanchezie, wśród piłkarzy ofensywnych). W defensywie także nie był równie efektywny jak Wilshere czy Arteta, dlatego na kwadrans przed końcem w jego miejsce wszedł strzelec honorowej bramki, Olivier Giroud.

Dobra postawa skrzydłowych Arsenalu miała być w ustawieniu 1-4-3-3 istotnym elementem zaskoczenia, szczególnie w momencie niepowodzenia akcji przeprowadzanych w ataku pozycyjnym środkiem boiska. O ile dyspozycja Chamberlaina była naprawdę niezła, o tyle poziom zaprezentowany w sobotnim meczu przez Alexisa Sancheza daleki był od optymalnego. Chilijczyk przyzwyczaił w ostatnim czasie kibiców „The Gunners” do efektownej gry: dynamicznych wejść w pole karne przeciwnika, dużej liczby strzałów na bramkę i skutecznych dryblingów. Przeciwko United były piłkarz Barcelony był cieniem samego siebie sprzed kilku tygodni – zanotował najwięcej niecelnych podań wśród zawodników przedniej formacji, wygrał zaledwie 2 z 7 pojedynków indywidualnych i oddał dwa celne, ale niezbyt groźne strzały na bramkę de Gei. Na plus należy mu zaliczyć dobrze wykonywane rzuty rożne, po których Arsenal stwarzał realne zagrożenie. Na tle najlepszego strzelca zespołu skrzydłowy reprezentacji Anglii wypadł zatem co najmniej dobrze. Był bardzo aktywny, brał udział w wielu akcjach kombinacyjnych, nie notując przy tym wielu strat (aż 91% celnych podań), odważnie wchodził w pole karne Manchesteru United, udanie asekurował również środkowych pomocników, kiedy ci wychodzili wyżej, aby odebrać piłkę rywalom. Zabrakło jedynie dobrego wykończenia akcji pod bramką MU, aby niezły indywidualnie występ zakończyć ze zdobytą bramką. Bramki nie udało się strzelić także jedynemu nominalnemu napastnikowi w drużynie Wengera, Danny’emu Welbeckowi. Owszem, bardzo starał się pozytywnie zaprezentować na tle byłego pracodawcy, jednak jego walka fizyczna z obrońcami zespołu z Old Trafford i aktywne szukanie wolnej boiskowej przestrzeni na niewiele się zdały. Anglik otrzymywał za mało podań, a jeśli już decydował się na strzał, to z reguły było to uderzenie niegroźne lub niecelne. Trudno oprzeć się wrażeniu, że w tym spotkaniu możliwości Welbecka nie zostały w pełni wykorzystane.

Zestawienie linii defensywnej to od kilku miesięcy poważny problem drużyny Wengera. Pod nieobecność podstawowego obrońcy „The Gunners”, Laurenta Kościelnego partnerem Pera Mertesackera byli już w tym sezonie m.in. dwaj nominalni boczni defensorzy – Chambers i Monreal. Mimo iż pierwszy z nich spisywał się na pozycji stopera stosunkowo dobrze, to najdłużej pracujący w Premier League menedżer postawił w sobotę na Nacho Monreala i wydaje się, że nie była to optymalna decyzja. Hiszpański obrońca, biorąc pod uwagę jego skromne warunki fizyczne, dobre wyszkolenie techniczne i walory ofensywne, nie powinien być ustawiany w roli centralnego defensora. W spotkaniu z United dobrze czuł się, rozgrywając piłkę w ataku pozycyjnym (był jednym z najczęściej podających piłkarzy meczu), ale w grze obronnej popełniał pojedyncze błędy w ustawieniu, szczególnie w drugiej połowie. Także dla bocznych obrońców Arsenalu mecz z United był nieudany. Chambers w pierwszej połowie grał nieźle, ale potem to właśnie z jego strony zagrożenie pod bramką Szczęsnego stwarzał swoimi dośrodkowaniami Young. Poza tym nie włączał się skutecznie do akcji zaczepnych swojego zespołu. Gibbs z kolei próbował pomagać kolegom w ofensywie, ale za to popełnił kluczowy dla losów meczu błąd (do spółki z polskim bramkarzem) zakończony bramką samobójczą. Później angażował się niemal wyłącznie w grę do przodu, ale nie zdołał już naprawić swojej pomyłki z 56. minuty meczu. Problemy „The Gunners” w defensywie pozostają zatem niezmienne: gapiostwo oraz niespodziewane błędy indywidualne często niweczą trud całego zespołu, który mimo objęcia prowadzenia (aż 9 razy w tym sezonie) nie jest w stanie utrzymać korzystnego wyniku.

Taktyka Arsene’a Wengera nie zdaje egzaminu w starciach z rywalami z góry ligowej tabeli, którzy potrafią skutecznie powstrzymać ataki pozycyjne Arsenalu, wyprowadzając przy tym skuteczne kontrataki. Sposób gry londyńczyków staje się zatem nie tylko bardzo przewidywalny i momentami monotonny dla postronnego obserwatora, ale przede wszystkim coraz mniej efektywny i dosyć jednowymiarowy. W grze Arsenalu brakuje elementu zaskoczenia, szybkiej zmiany kierunku prowadzonych ataków (np. przerzutów w boczne rejony boiska). Gra zespołu z Emirates Stadium w środku pola wygląda często bardzo dobrze – nawet w sobotnim meczu udało się piłkarzom Wengera wykonać 21 podań otwierających drogę do bramki przeciwnika, ale po raz kolejny zawiodło wykończenie akcji. Sam fakt większego posiadania piłki nie przynosi już we współczesnym futbolu sukcesu.

Strata pierwszego gola przez Arsenal była momentem kluczowym sobotniej rywalizacji. Od tego momentu Manchester United ograniczył się do szybkich kontrataków, a gospodarze postanowili rzucić większe siły do ataku, po wejściu Cazorli przechodząc do ustawienia 1-4-1-4-1. W końcówce meczu, po wejściu na boisko strzelca honorowej bramki, „Kanonierzy” zaczęli nawet grać odważnie dwójką zawodników z tyłu, co skutkowało bardzo groźnymi kontrami United (po jednej z nich padł gol na 0:2). Do straty bramki Arsenalowi udawało się neutralizować ofensywne poczynania „Czerwonych Diabłów”, ale już wszystkich błędów w defensywie przeciwnika nie potrafili „The Gunners”wykorzystać.

W bezpośrednim pojedynku trenerów górą okazał się Louis van Gaal, który potrafił w przerwie właściwie zareagować na słabą postawę swojej drużyny w pierwszej połowie meczu. „Czerwone Diabły” były w stanie poprawić swoją grę w trakcie spotkania, zyskując z minuty na minutę większą pewność w grze. Arsenal natomiast nie był w stanie skutecznie zareagować na lepszą postawę przeciwnika, mimo iż zmiany, których dokonał menedżer „Kanonierów”, okazały się trafione. Przewaga w statystykach jednej z drużyn po raz kolejny nie przełożyła się zatem na wynik końcowy. Futbol to przecież gra błędów i ważne jest, kto będzie potrafił je skuteczniej wykorzystać. Tym razem udało się to Manchesterowi United, ale styl sobotniego zwycięstwa pozostawia jeszcze wiele do życzenia.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze