Polska spoza murawy: Dalibor Pleva


5 sierpnia 2016 Polska spoza murawy: Dalibor Pleva

"Polska spoza murawy” to nowy cykl, w którym będziemy rozmawiać z piłkarzami z zagranicy grającymi w ekstraklasie o tym, jak im się żyje w naszym kraju. Co sądzą o Polsce i Polakach, czy pobyt tutaj jest dla nich jedynie epizodem, czy może znaczy coś więcej? Odpowiedź na te pytania i wiele innych poznamy w poniższym oraz kolejnych wywiadach, do lektury których serdecznie zapraszamy! Na początek Dalibor Pleva. O tym, co jest dla niego najcenniejsze, bez czyjego wsparcia by tutaj nie dotarł i co chciałby jeszcze w Polsce zobaczyć.


Udostępnij na Udostępnij na

W dobrym momencie się spotykamy. Szczerze, zaskoczony startem?

No tak, trzy mecze, dwa zwycięstwa. Rzeczywiście lepiej być nie mogło. A co do pytania, nie, ja zawsze wierzę w zwycięstwo, do każdego spotkania podchodzę z nastawieniem, że chcę wygrać, podobnie zresztą jak cała drużyna.

Dużo się zmieniło od przyjścia nowego szkoleniowca?

Każdy trener ma swój styl pracy, inne treningi, tak że nie można powiedzieć, że się nic nie zmieniło. Widać to po wynikach, że zmiana na pewno nam pomogła. Michniewicz chce przede wszystkim dobrze ustawić defensywę, wymaga od wszystkich zawodników zaangażowania w obronę.

Przejdźmy jednak do samego początku. Jak to było z Twoim przyjazdem do Polski?

Początki zawsze są trudne, ale bardzo chciałem w tamtym czasie wyjechać za granicę. To zawsze było jedno z moich marzeń. Naprawdę, Polska czy Japonia, to było dla mnie bez różnicy. Akurat skończyła mi się umowa na Słowacji i mojemu menedżerowi powiedziałem o tym, że chcę spróbować gry poza krajem. Pojawiła się propozycja z Grecji, nawet poczyniliśmy pewne kroki w tym kierunku, ale ostatecznie temat upadł. Wkrótce jednak dostałem telefon, że chcą mnie tutaj, w Niecieczy, no i że jest tu słowacki trener, którego znałem z naszej ligi (Dusan Radolsky – przyp. red.). To był argument, który w największym stopniu pomógł mi w podjęciu decyzji o przyjeździe do Polski.

Ta Grecja to były luźne rozmowy czy poważne negocjacje?

To była konkretna oferta z zespołu Olimpiakos Volos, wówczas w tym klubie grali już dwaj zawodnicy ze Słowacji –Peter Doležaj i Mário Breška. Właśnie od moich rodaków dostałem ostrzeżenie, żeby się tam nie wybierać, ponieważ w ekipie są problemy z korupcją. I rzeczywiście, wkrótce drużyna spadła do IV ligi, a właściciel zespołu znalazł się w więzieniu.

Nie byłeś zdziwiony, gdy przyjechałeś zobaczyć wioskę, w której przyjdzie Ci grać?

Już wiedziałem co nieco o stadionie, miejscu, jakim jest Nieciecza, ale wkrótce przedstawiono mi plany, jakie drużyna stawia przed sobą. Usłyszałem, że klub ma ambicje, by awansować do ekstraklasy, a także nie ma żadnych problemów z pieniędzmi. Wystarczająco mnie to wszystko przekonało.

Polska miała być przystankiem czy sądziłeś, że będziesz tu grać dłużej?

Chciałem wyjechać za granicę, zasmakować chleba gdzieś indziej, spróbować czegoś nowego. I to wszystko mi się udało. Wydaje mi się, że nigdy nie można tak do końca wszystkiego przewidzieć. Możesz mieć przykładowo umowę na pięć lat, a jednak zakończyć współpracę już po pół roku. Ale akurat mnie po prostu się tu podoba, udało się awansować do ekstraklasy, więc trudno nie być zadowolonym.

Trochę tych podejść do tej ekstraklasy było. Gol bramkarza w 90. minucie, najgorszy Twój dzień w Polsce?

Myślę, że to dla całego klubu był najgorszy dzień w historii, najboleśniejszy. Bo przecież jak często takie bramki padają? Raz na rok? Jeden mecz na tysiąc?

Nie chciałeś tego wszystkiemu po tamtym sezonie rzucić i odejść?

Nie, raczej nie. Tak jak mówiłem, wystarczająco mi się podobało. W ostatniej chwili uciekł nam awans, na który ostatecznie czekałem cztery lata, odkąd tu przyjechałem. Ale postanowiłem zostać i nie żałuję tej decyzji.

Skoro już jesteśmy przy ekstraklasie. Jak byś ją porównał do słowackiej ligi?

Nasza liga różni się od waszej. Moim zdaniem ekstraklasa poziomem poszła do góry, w przeciwieństwie do słowackiej, która jest słabsza. Wszystko przez brak pieniędzy. Kluby są biedniejsze, piłkarze wyjeżdżają za granicę. Podoba mi się również, że u was rozgrywki są bardzo dobrze opakowane przez telewizję, do tego dochodzą duże stadiony. U nas czegoś takiego nie ma. Ostatnie dwa lata pokazały, że wielu Słowaków chce przyjeżdżać do Polski, ponieważ są lepsze warunki, atmosfera. Tego nie da się porównać z tym, co jest u nas.

Słowacy w Polsce nie powinni mieć chyba większych problemów z aklimatyzacją. A u Ciebie jak to wyglądało?

Wiadomo, na początku nie było łatwo. Akurat wtedy nie grał tu żaden Słowak. Mój język również jeszcze nie był tak dobry, szczególnie gdy ktoś szybciej mówił, to trudno było mi zrozumieć. Pierwsze sześć miesięcy było najtrudniejsze, ale potem się przyzwyczaiłem. Generalnie nie ma jakichś większych różnić między Polakami a Słowakami. Ludzie są bardzo podobni, to też ułatwia życie tutaj.

Jest jeszcze jedna fajna rzecz w Polsce, po prostu życie jest tutaj tańsze. Kiedy u nas w Słowacji wskoczyło euro, ceny wszystkich towarów poszły w górę. Zawsze coś kupujemy w Polsce, gdy jedziemy na Słowację, np. mleko, które również jest u nas bardzo drogie, kawę, takie rzeczy. Bardzo lubimy również przywozić ze sobą krówki, coś, czego u nas w kraju się nie dostanie, świetne cukierki.

Język stanowił dla Ciebie największy problem?

Myślę, że po pół roku rozumiałem już wszystko, trochę gorzej było z wymową. Ten wasz język, pełno w nim głosek świszczących, pytałem chłopaków, jak można wymawiać ciągle te „sz”, „cz”? Tak samo mocno się zdziwiłem, jak zobaczyłem jak piszecie słówka. Myślałem: co jest grane?

Często się słyszy o nieporozumieniach wynikających z różnic w znaczeniach słów w językach polskim i czeskim. Czy są też takie pułapki polsko-słowackie? 

Są, są… np. takie słówko czerstwy. U was to oznacza, że coś jest stare, a u nas odwrotnie – świeże, nowe. Najlepiej to widać na przykładzie chleba. Czerstwy chleb – w Polsce, wiadomo, co oznacza, a u nas  odwrotnie – świeżo wypieczony.

Twoi znajomi wciąż się dziwią, gdy dowiadują się o Niecieczy?

Zdziwili się, jak już awansowaliśmy do ekstraklasy. Taka mała wioska? Nie wiem, czy w Europie w jakiejś najwyższej klasie rozgrywkowej gra mniejszy klub od nas. Gram już kilka lat, tak że wiedzą co nieco. Ale muszę przyznać, że np. stadion bardzo im się podoba. Przyjeżdżają od czasu do czasu na mecze i zawsze wyjeżdżają zadowoleni.

Widziałem na zdjęciach, że lubisz zwiedzać nasz kraj…

Bardzo! Z żoną niemal całą Małopolskę już zobaczyliśmy. W pierwszej kolejności, gdyby znajomi przyjechali, pokazałbym im w Krakowie Wawel i Rynek Starego Miasta. Często tam zresztą przyjeżdżamy. Ze dwa albo trzy razy odwiedziliśmy również krakowskie ZOO. Miałem też okazję  być w Auschwitz-Birkenau, a także w Wadowicach, skąd pochodzi Karol Wojtyła.

Myślimy o tym, żeby zobaczyć też polskie morze. Jeszcze nie było okazji, żeby się wybrać, ale z żoną powoli planujemy. Może wybierzemy się z rodziną, większą grupą. Nie byliśmy również w stolicy, jedynie przejazdem. Generalnie na to wszystko potrzeba czasu. Ale chcemy zobaczyć, jak wiele się uda. Wkrótce planujemy się wybrać do Energylandii w Zatorze z żoną i synem.

Widziałem również zdjęcia z gór. Narty? Wspinaczka?

Narty. Na Słowacji dużo jeździmy, choć najlepsze stoki, w mojej opinii, są w Austrii. Teraz, kiedy urodził się syn, rzadziej mamy takie wypady.

No to jak góry i narty, to na pewno byłeś w Zakopanem…

Właśnie w Zakopanem byłem tylko raz, jak graliśmy sparing, ale prywatnie jeszcze nie miałem okazji. Żona już kilkakrotnie pytała mnie, kiedy tam pojedziemy. Na pewno się wybierzemy, jak tylko znajdziemy czas.

Po tylu latach gry na wsi nie myślałeś, by się w takie miejsce przenieść, z dala od miasta?

Tak, myślałem. Będziemy przecież mieszkać w takim podobnym miejscu. W tej chwili budujemy dom pod Trenczynem, w którym zamieszkamy po powrocie z Polski. Zresztą ja jestem człowiekiem ze wsi położonej 8 km od Trenczyna. Tam się urodziłem, dorastałem i chcę później żyć. Zresztą moja żona także nie lubi dużych miast, mówi, że za dużo ruchu, ludzi, hałasu.

Czyli swoją żonę poznałeś właśnie w swojej rodzinnej miejscowości?

Żonę znam, odkąd mam 10 lat, mieszkała dokładnie 300 metrów od mojego domu. Jak miałem 20 lat, żona pracowała pięć lat w Niemczech. Dopiero jak wróciła, tak jakoś to wszystko się potoczyło, że zaczęliśmy się ze sobą spotykać. Teraz już jesteśmy dwa lata po ślubie, mamy syna.

Dom, rodzina, stabilny klub – spełniony mężczyzna. Czy masz jeszcze jakieś marzenia?

Spełniony mężczyzna? Myślę, że tak. Podstawą jest to, że wszyscy jesteśmy zdrowi. Mnie to wystarczy. Nie wiadomo, co będzie jutro, dlatego nie wybiegam z jakimiś wielkimi marzeniami jeszcze. Zdrowie to podstawa i cieszę się, że tutaj u nas wszystko w porządku.

Gdyby nie piłka, to byłoby co?

Trudno powiedzieć. Prawda jest taka, że zawsze liczyła się głównie piłka. Pamiętam, odkąd miałem pięć lat, to leciałem u nas w wiosce na boisko. Potem, jak już miałem 11 lat, to codziennie 10 km autobusem jeździłem do Trenczyna na treningi do sportowej szkoły.

Było coś jeszcze poza piłką?

Jak byłem młody, to w zasadzie wszystko. Zimowe sporty, narty, łyżwy, a w lecie naprawdę wszystko. Teraz już człowiek nie ma na to wszystko czasu.

Wolny czas: dobra książka czy gra na konsoli?

Zawsze dostaję książki pod choinkę na święta. Kilka ich mam, najwięcej biografii sportowych. Ostatnio przeczytałem Zlatana Ibrahimovicia. Nie mam może jakichś szczególnie ulubionych. Prócz tego typu przeczytałem również serię o mafii na Słowacji w latach 90., taka literatura oparta na faktach.

Myślisz już o tym, co będzie po karierze?

Już mnie żona o to pytała… a ja zawsze odpowiadam, że to się tak nie da w 100 procentach odpowiedzieć. Tyle wiemy, że na razie budujemy dom na Słowacji. Tak jak mówiłem, koncentruję się na tym, co jest teraz. Nie ukrywam, że chcę grać jak najdłużej, jeśli tylko zdrowie dopisze. Jasne, wiemy, jak to czasem bywa. Jesteś zdrowy, a za tydzień możesz doznać kontuzji. Ale naprawdę, staram się o tym nie myśleć, tylko po prostu grać, robić swoje.

A o tym, by zostać w piłce nie myślałeś? Może trener?

W roli trenera piłkarskiego raczej bym siebie nie widział. Myślałem za to bardziej już konkretnie o roli trenera od przygotowania fizycznego.

Takie przejście od piłkarza do trenera szkółki to dość popularne zajęcie wśród polskich piłkarzy. 

U nas też. Dużo zawodników po zakończeniu kariery wraca i zakładała szkółki dla dzieci. Jest również część takich, którzy jak są starsi, jeżdżą grać w V i VI lidze w Austrii. Tak żeby pograć. Przyjeżdża do Austrii na trening w piątek, potem sobota mecz i wraca do domu. Dostają za trochę pieniędzy, nie jakoś dużo, ale zawsze coś.

Niektórzy piłkę traktują jako zwykły zawód i nie oglądają nic po treningu. A Ty?

Jak tylko są europejskie puchary, Liga Mistrzów, zawsze oglądamy z żoną, która też to bardzo lubi, z czego jestem bardzo zadowolony. Zresztą ona też pochodzi z piłkarskiej rodziny. Jej bracia grali w piłkę jako młodzieżowcy w Trenczynie, potem trochę w klubie, jeden występował w III lidze. Teraz mają ponad 30 lat i już od mniej więcej dziesięciu lat nie grają. Nie wszystkie, ale jak jest czas, to również oglądam mecze ekstraklasy, chyba że idziemy z rodziną na spacer.

Euro i Słowację rozumiem też śledziłeś?

Euro też oglądaliśmy. Cieszę się, że Słowacy awansowali z grupy, to na pewno dobry wynik dla nich. Ale już w meczu z Niemcami według mnie pokonał ich przede wszystkim strach. Za bardzo się baliśmy przeciwnika. Ja to tak odbieram, jak to widziałem.

Czytałem, że Twoja żona świetnie gotuje. W domu góruje kuchnia słowacka czy polska?

W większości słowacka, ale bierze przepisy z Polski, np. nauczyła się robić świetną pomidorową czy pierogi na słodko. Jak tylko zjemy coś dobrego, to stara się znaleźć od razu w internecie przepis. I robi to naprawdę bardzo dobrze. Jest świetną kucharką, tak samo jak jej mama. Tak, myślę, że po powrocie na Słowację na pewno trochę polskiej kuchni zagości u nas na stole.

Wyobrażasz sobie, że w Termalice miałbyś grać do końca kariery?

Chyba tak. Nie jestem już najmłodszy, wieku nie oszukasz. Niemniej jeśli tylko będą ze mnie zadowoleni, chcę tu grać jak najdłużej.

A jakiś daleki wyjazd? Dopuszczałbyś takie rozwiązanie?

Myślę, że raczej w przypadku, gdyby już nie chcieli mnie tutaj, po zakończeniu kontraktu.

Widzę, że nie masz problemu, by się umówić na wywiad. Wszystko potoczyło się przecież bardzo szybko i konkretnie.

Dziennikarze, wywiady to normalna rzecz wchodząca w skład piłki.

Fanpage – część pracy czy zabawa?

To fajna sprawa. Kontakt z kibicami, dostarczanie im wiadomości o klubie, wynikach, wszystkim istotnym, co się dzieje w drużynie. Ale raczej zajmuje się tym moja żona.

Czyli rozumiem, że nie należysz do osób, którzy bez telefonu i mediów nie są w stanie przeżyć dnia?

Nie, raczej nie, spokojnie. Pół godziny, góra 40 minut, sprawdzę codziennie, co się dzieje w Polsce i na Słowacji, głównie w wiadomościach sportowych i pogodzie. Ale nie mam czegoś takiego, że co chwila muszę sprawdzać Facebooka czy inne portale. Nie mam z tym problemu. Generalnie głównie korzystam, by sprawdzić najważniejsze informacje.

Za to zauważyłem, że masz inny nawyk, korki…

Oj tak, bardzo lubię, bardzo. Uwielbiam ich dużo kupować. Co prawda już żona kilka razy się mnie pytała, po co mi tyle obuwia, ale staram się oddawać już korki, z których nie korzystam, rodzinie albo kolegom ze Słowacji. Zawsze staram się im dawać tyle obuwia, żeby nikt nie musiał specjalnie kupować nowego. Oczywiście jeśli tylko nie jest zniszczone.

Alkoholu polskiego próbowałeś?

Tylko trochę, czasem jakieś wino z żoną. Ale nawet nie wiem, czy można gdzieś dostać polskie. Próbowałem też piwa, ale nieskromnie powiem, że nasze lepsze, np. Złoty Bażant.

Analizujesz swoją grę, gdy jesteś już w domu?

Zawsze z żoną rozmawiamy na takie tematy po powrocie do domu. Ona mi zawsze szczerze powie, czy zagrałem dobrze czy źle, co mogłem zrobić lepiej, co gorzej.

Czyli nie jest tak, że ma czasem dość piłki? 

Nie, nie, na to nie ma szans. Kilka razy nawet jak jest sytuacja, że mnie coś boli, zazwyczaj ona szybko mi przerywa, mówiąc: „Nie chcę o tym słyszeć, nic cię nie boli”. Jest bardzo twarda pod tym względem. W ogóle zgodzę się z tym, że żona w karierze piłkarza jest bardzo ważna. Znam takich zawodników, których małżonki nie interesują się futbolem. Ja natomiast jestem szczęśliwy, że moja do nich nie należy. Wielokrotnie dawała mi swoje wsparcie, czułem dzięki niej dodatkową moc, siłę, impuls. Nie ma czegoś takiego, żeby nie chciała słyszeć o piłce.

W ogóle mam wrażenie, jak z Tobą rozmawiam, że jesteś bardzo rodzinnym człowiekiem.

Oboje z żoną jesteśmy. Ona ma dwóch braci i siostrę, ja dwóch starszych braci. Też grali w Trenczynie, ale teraz już pracują z ojcem w trzyosobowej firmie. Z tatą dzwonimy do siebie często. Staramy się trzymać ze sobą, to jest podstawa. Wiesz, jak to jest z przyjaciółmi. Jak jest źle, mogą ci podłamać kolana, jak to się u nas mówi na Słowacji. Kiedy jest gorsza sytuacja, to zawsze jako pierwsza rodzina ci pomoże. Ja się z tym zgadzam.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze