Polacy w Niemczech cz. 1


23 listopada 2012 Polacy w Niemczech cz. 1

W najnowszej historii Niemcy są jednym z głównych państw, do których emigrują Polacy. Nie inaczej było i jest z piłkarzami. Do gry w lidze naszych zachodnich sąsiadów przyciaga ich zarówno poziom sportowy, jak i możliwość zarobienia większych pieniędzy. Przedstawiamy naszych rodaków, którzy najtrwalej odznaczyli się na kartach historii niemieckiej piłki.


Udostępnij na Udostępnij na

Ernest Wilimowski
Ernest Wilimowski (fot. wikipedia.org)

Cała przygoda Polaków w lidze niemieckiej rozpoczyna się od osoby budzącej chyba największe kontrowersje od samego początku istnienia piłki nożnej w naszym kraju. Najpierw bohater całego kraju, po czterech bramkach strzelonych Brazylii w finałach mistrzostw świata w 1938 roku, a tuż przed wybuchem wojny, zdobywając trzy gole i wywalczając rzut karny, zapewnił Polsce zwycięstwo 3:2 z wicemistrzami świata – Węgrami. Później uznany za zdrajcę, ponieważ grał dla III Rzeszy. Ernest Otton Willimowski jeden z najlepszych piłkarzy swoich czasów to człowiek, o którym można by napisać wiele książek. O jego karierze piłkarskiej, ale także o życiu pozasportowym, które nie było łatwe. Grał w wielu klubach niemieckich, m.in. PSV Chemnitz, Karlsruher FV TSV Detmond, BC Augsburg, Singen 04, VfR Kaiserslautern, Kehler FV. Jednym z największych sukcesów było zdobycie Pucharu Niemiec z TSV 1860 Monachium. Jeśli chodzi o ilość bramek, to najwięcej zdobył ich dla VfR Kaiserslautern – 70. Więcej o Wilimowskim można przeczytać w artykule mu poświęconym, w ramach cyklu Futbol jest wielkikilk.

Na kolejne wyjazdy polskich piłkarzy za zachodnią granicę musieliśmy czekać bardzo długo, bo aż do lat 80. Spowodowane to było panującym w Polsce ustrojem. Jednym z niewielu wyjątków był Waldemar Słomiany, który… grał na Zachodzie nielegalnie. Głośniej niż o występach byłego obrońcy Górnika Zabrze w Schalke Gelsenkirchen było o „karierze”, jaką zrobił w Arminii Bielefeld. Jednokrotny reprezentant Polski brał udział w przekupieniu kilku piłkarzy innych klubów, w celu utrzymania się jego drużyny w Bundeslidze. Ostatecznie Arminia została zdegradowana do trzeciej ligi, a sam Słomiany po odbyciu kary zakończył karierę piłkarską, wcześniej reprezentując drużynę z Bielefeld w 46 meczach. Wracając jeszcze do jego występów w Schalke, rozegrał dla „Die Knappen” 52 spotkania i pozostawił po sobie bardzo dobre wrażenie. Być może właśnie jego postawa zachęciła działaczy S04, do sięgania po polskich obrońców już na przełomie wieków.

W latach 80. najwięcej polskim piłkarzom zawdzięczał Eintracht Frankfurt. Pierwszym, który reprezentował barwy „Orłów”, był Cezary Tobollik. Przez dwa sezony gry były napastnik Cracovii strzelił 12 goli w 42 meczach. Wystarczyło to jednak, aby po jego odejściu w 1985 roku w Frankfurcie zatęsknili za polskimi napastnikami. Rok później do klubu zostali sprowadzeni Włodzimierz Smolarek i Janusz Turowski. Wraz z tym drugim do Eintrachtu przybył również Jarosław Biernat, ale on akurat wielkiej kariery w Niemczech nie zrobił. Co innego dwaj napastnicy, którzy byli czołowymi postaciami zespołu „Orłów”, z którym w 1988 roku zdobyli Puchar Niemiec. Po tym sukcesie z klubu odszedł Smolarek, kończąc przygodę z Eintrachtem z dorobkiem 13 bramek i kontynuował swoją karierę w Feyenoordzie Rotterdam. Z kolei Turowski pozostał w Frankfurcie jeszcze trzy lata i łącznie w przeciągu pięciu sezonów zdobył 28 goli. Potem występował jeszcze w VfB Leipzig, gdzie zakończył swoją karierę w 1993 roku.

Okazję do powstrzymywania Tobollika, Smolarka i Turowskiego miał Stefan Majewski. Świetne występy w Legii Warszawa zaowocowały transferem do 1. FC Kaiserslautern, w którym grał w latach 1984-1987. Zarządzał grą obronną „Czerwonych Diabłów”, będąc jej podstawowym zawodnikiem. Niestety, w Kaiserslautern nie udało mu się osiągnąć sukcesów, a 31-letnim już obrońcą nie był zainteresowany żaden z lepszych klubów Bundesligi. Ostatecznie Majewski przeszedł do drugoligowej Arminii Bielefeld. Grał tam zaledwie rok, tak samo jak w cypryjskim Apollonie Limassol. Przez ostatnie cztery lata kariery występował w innym niemieckim klubie, Freiburger FC.

Zdecydowanie inaczej potoczyła się kariera Aleksandra Famuły. W 1983 roku, po dwóch sezonach gry w Górniku Zabrze, gdzie był podstawowym bramkarzem, zdecydował się na przenosiny do Niemiec. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby jego nowym klubem nie zostało… trzecioligowe SG Heidelberg-Kirchheim. Zawodnik prezentował się tam na tyle dobrze, że po trzech latach zainteresowało się nim grające wówczas w 2. Bundeslidze Karlsruher SC. Od razu wywalczył sobie miejsce w bramce i awansował wraz z nowym zespołem do 1. Bundesligi. Więcej sukcesów już nie odniósł – Karlsruher zajmowało w kolejnych latach 15.,11.,10., 13. i 8. miejsce. Łącznie przez sześć sezonów Famuła rozegrał 150 spotkań w bramce KSC. Swoją karierę zakończył w Niemczech. W sezonie 1992/1993 rozegrał dziewięć meczów dla FC 08 Homburg.

Jeszcze większą karierę za naszą zachodnią granicą zrobił Rudolf Wojtowicz. W barwach Szombierek Bytom przez sześć lat rozegrał zaledwie 30 spotkań, ale zdążył zapisać na swoim koncie mistrzostwo Polski (jedyne w historii Szombierek). Nic nie zapowiadało, by 26-letnim obrońcą zainteresował się Bayer Leverkusen. Tak się jednak stało i popularny „Rudi” sezon 1982/1983 rozpoczął w Bundeslidze. W europejskich pucharach jednak nie zagrał, bo po wywalczeniu przez Bayer prawa gry w rozgrywkach Starego Kontynentu odszedł z klubu, w którym przez trzy sezony wystąpił w 72 meczach. Niemal dwa razy więcej spotkań rozegrał dla Fortuny Düsseldorf, z którą związał się po odejściu z Leverkusen. Jego wejście do zespołu nie było zbyt szczęśliwe, bo w pierwszym sezonie spadł z nową drużyną do 2. Bundesligi, w której grał przez kolejne dwa sezony, po których Fortunie udało się awansować. Po kolejnych trzech latach spędzonych w najwyższej klasie rozgrywkowej zdecydował się na zakończenie kariery. Nie była to dobra informacja dla ekipy z Düsseldorfu, która w kolejnym sezonie zanotowała kolejny spadek.

Krócej w Niemczech grał Andrzej Pałasz. Po dziesięciu latach spędzonych w Górniku Zabrze (225 spotkań) zgłosił się po niego Hannover 96, który po awansie do Bundesligi szukał wzmocnień. Padło na napastnika reprezentacji Polski. Jego kariera w niemieckiej lidze nie potoczyła się jednak zgodnie z jego oczekiwaniami. Przez dwa sezony zdobył jedną (!) bramkę, a po spadku Hannoveru odszedł do tureckiego Bursasporu. Gwiazdą za naszą zachodnią nie stał się też inny reprezentant Polski i srebrny medalista mistrzostw świata w 1982 roku, Andrzej Iwan. „Ajwen“, grając w Wiśle Kraków, a potem Górniku Zabrze, był czołowym zawodnikiem rodzimej ligi. Nic dziwnego, że zainteresował się nim ówczesny średniak Bundesligi, VfL Bochum. Przez rok zdobył zaledwie dwie bramki i szybko wrócił do Górnika.

Kolejna legenda Wisły Kraków nastrzelała o wiele więcej bramek w Niemczech. Niestety, Kazimierz Kmiecik grał tylko w 2. Bundeslidze. Do Stuttgarter Kickers przyszedł z greckiej Larisy. Z srebrnym medalistą mistrzostwa świata i mistrzem olimpijskim w składzie stuttgarcki klub zajmował szóste i siódme miejsce, a w sezonie 1987/1988 uplasował się na pierwszej pozycji i awansował do Bundesligi. Kmiecikowi nie dane było jednak zagrać w najwyższej klasie rozgrywkowej w Niemczech, bo z dorobkiem 21 bramek w 81 meczach odszedł do trzecioligowego Offenburger FV, gdzie zakończył karierę.

„Okoń” nadal jest dobrze wspominany w Hamburgu
„Okoń” nadal jest dobrze wspominany w Hamburgu (fot. Hanna Urbaniak / iGol.pl)

O kolejnym piłkarzu od naszych zachodnich sąsiadów zapewne usłyszelibyśmy o wiele więcej. Prawdopodobnie nie tylko o rzeczach związanych z futbolem, o czym pisaliśmy tutaj. Mirosław Okoński w 1987 roku w plebiscycie na najlepszego piłkarza Bundesligi przegrał jedynie z największym niemieckim talentem tamtych czasów, Uwe Rahnem. Co wpłynęło na taką wysoką opinię o Okońskim wśród Niemców? Kapitalna gra w Hamburgerze SV, do którego przeszedł z Lecha Poznań, gdzie do dziś pozostaje zawodnikiem legendą. Wracając jednak do jego przygody po drugiej strony Odry, to była ona krótka. Przez dwa sezony zaprezentował się jednak na tyle dobrze, że na zawsze zapisał się w pamięci kibiców. Dowodem tego było głosowanie na jedenastkę stulecia HSV. Więcej razy do niej typowani byli tylko Franz Beckenbauer i Keving Keegan. Trudno, żeby było inaczej, jeśli jeden z najwybitniejszych trenerów, Maximilian Merkel, stwierdził wtedy, że „Okoń“ jest najlepszym lewonożnym piłkarzem, jaki kiedykolwiek grał w Bundeslidze. Po zajęciu przez HSV drugiego miejsca były zawodnik Lecha zaliczył lekki spadek formy. Nic jednak nie stało na przeszkodzie, aby swoją karierę kontynuował w klubie z Hamburga. Ale Okoński postanowił wybrać atrakcyjniejszą finansowo ofertę AEK Ateny. Pomimo tego kibice w Niemczech jeszcze przez lata wspominali niesamowite dryblingi i strzały (z których 15 przyniosło bramki), jakie prezentował „Oko“.

W tym samym czasie co Okoński za zachodnią granicę wyemigrował również Andrzej Buncol. Pozostał tam jednak o wiele dłużej. Rozpoczął swoją przygodę od występów w beniaminku Bundesligi, FC Homburg. W pierwszym sezonie, zdobywając pięć bramek, zaprezentował się na tyle dobrze, że wzbudził zainteresowanie silniejszych klubów i przeszedł do Bayeru Leverkusen. Przez pięć sezonów był niekwestionowaną gwiazdą tego zespołu, z którym zdobył Puchar UEFA. Zachwycali się nim wszyscy – od kibiców przez trenerów po komentatorów. Szkoda, że nie w Polsce. W naszym kraju został uznany za zdrajcę, kiedy przyjął obywatelstwo niemieckie. Media szkalowały go, nie wspominając o tym, że inaczej zapewne nie mógłby grać w Bayerze. Ówczesne przepisy pozwalały na grę w składzie tylko trzem obcokrajowcom. Działacze „Aptekarzy”, wiedząc o niemieckich korzeniach Buncola, zaproponowali mu przyjęcie ich obywatelstwa, na co srebrny medalista mistrzostw świata w 1982 roku przystał. Nie zagrał więcej w reprezentacji Polski, mimo że obywatelstwa naszego kraju nigdy się nie zrzekł. Jego kariera klubowa nadal rozwijała się dobrze. W 1992 roku odszedł do spadkowicza, Fortuny Düsseldorf. Głównie dzięki jego dobrej postawie po trzech sezonach F95 awansowało z powrotem do Bundesligi. Buncol grał jeszcze przez dwa lata, a po zakończeniu przez niego kariery Fortuna ponownie spadła z ligi. Łącznie popularny „Krupniok” w Niemczech rozegrał 272 spotkania (185 w Bundeslidze), w których strzelił 35 bramek (21 w Bundeslidze). Obecnie Andrzej Buncol zajmuje się trenowaniem juniorów Bayeru.

Komentarze
~aaaaa (gość) - 11 lat temu

od kiedy w 1982 r. zdobylismy srebro ? porazka panie
Dylewski

Odpowiedz
Artur Dylewski (gość) - 11 lat temu

W 1982 r. reprezentacja Polski na mistrzostwach
świata zajęła trzecie miejsce, za co wtedy
otrzymywano srebrny medal.

Odpowiedz
~xxx (gość) - 11 lat temu

Nikt nie zauważył porażki na samym początku
artykułu? Podpowiem: chodzi o wynik meczu.
Elementarna pomyłka, po której odechciało mi się
czytać reszty. Zresztą - o polskich piłkarzach w
Bundeslidze pisano już setki razy, ten artykuł nie
wnosi niczego nowego ani ciekawego. Szkoda chyba
energii na klepanie następnych części.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze