PFC Victoria London, czyli jak rodacy na emigracji podbijają londyńskie boiska


Jedyny klub w Anglii tworzony od początku przez Polaków i z Polakami

2 maja 2017 PFC Victoria London, czyli jak rodacy na emigracji podbijają londyńskie boiska

Piłka nożna niewątpliwie jest naszym dobrem narodowym. Wszyscy jesteśmy kibicami, a nasza reprezentacja wzniosła się ostatnio na wyżyny. Nasi piłkarze swoją formą i doświadczeniem zdobytym w lokalnych klubach triumfują poza granicami. Nie brakuje i takich, którym polskie ligi nie dały szansy rozwoju, a krokiem do sukcesu stała się emigracja.


Udostępnij na Udostępnij na

Praca jako menadżer w angielskim klubie to z pewnością marzenie wielu trenerów w naszym kraju. Taki cel obrał sobie także Emil Kot. Po nieudanej współpracy z Polonią Warszawa szansą na realizację swoich planów stał się bilet na samolot do stolicy Anglii.

– O pracę za granicą aplikowałem już bardzo dawno. Po tym, jak otrzymałem zaproszenie na rozmowę o pracę w Watford FC, nie zastanawiałem się zbyt długo. Kupiłem bilet na samolot, napisałem do Bartka Foglera, czy mógłbym spędzić u niego kilka dni, i ruszyłem. Niestety w Watford się nie udało, ale nie poddałem się i walczyłem dalej. Byłem na rozmowach o pracę w Chelsea, Brentford, Barnet, przez moment pracowałem w Arsenal Soccer Schools, aż w końcu trafiłem do West Ham United Academy i pracuję tam jako skaut – o swoich doświadczeniach opowiada Emil Kot.

Współpraca z angielskimi zespołami się nie udała. Jednak Emila to nie zniechęciło i na horyzoncie pojawił się pomysł założenia własnego klubu. Co skłoniło go do takiej decyzji?

– Brakowało mi trochę seniorskiej piłki, widząc, jaki potencjał piłkarski jako Polacy mamy w Londynie. Jest tutaj bardzo dużo zawodników z przeszłością w ekstraklasie, 1. lidze, 2. lidze czy 3. lidze. Nie mówię już o niższych ligach, bo takich chłopaków są tysiące – wspomina aspirujący trener.

Nadszedł czas na odważne działania i w ten sposób powstała PFC Victoria London. Klub oficjalnie zaczął funkcjonować 1 lipca 2016 r. Pomysłodawcę zapytaliśmy, co sprawiało największą trudność na początku klubowej drogi:

– Początki były trudne, jak to zwykle bywa. Sam pomysł to tylko pomysł. Potrzebne było wsparcie finansowe, które zaproponował Tomek Słowiak (prezes Victorii). Bez niego by to w ogóle nie wystartowało. Później trzeba było się zapoznać z całą strukturą oraz zasadami panującymi w angielskim związku piłki nożnej. Na szczęście miałem obok siebie Roberta Błaszczaka (aktualny dyrektor sportowy Victorii), który pomógł w „ogarnięciu” tego całego bałaganu.

Kolejnym, w zasadzie najważniejszym krokiem było kompletowanie drużyny. W tym celu za pośrednictwem facebookowego profilu ogłoszono datę pierwszego treningu naborowego. 17 lipca na Feltham Community College stawiły się zainteresowane grą osoby.

– Na pierwszym treningu stawiło się około 35 zawodników. Kilku z naprawdę ciekawą przeszłością. Dobrym przykładem jest tutaj Michał Motyl – były zawodnik Siarki Tarnobrzeg czy Chrobrego Głogów. Już wcześniej miałem zapisane kilka nazwisk, które bardzo chciałem mieć w swojej drużynie. Pierwszym chłopakiem, do którego napisałem, był Bartek Fogler, były zawodnik Polonii Warszawa czy Crewe Alexandra. Bardzo mocno zabiegałem również o Piotrka Murawskiego, który kiedyś świetnie się zapowiadał w Jagiellonii Białystok. Często trenował z pierwszym zespołem dowodzonym przez trenera Probierza. Na szczęście dla mnie i dla Victorii udało mi się ich przekonać do grania na tym poziomie. Jeżeli chodzi o nabór, to odzywali się praktycznie sami Polacy – opowiada szkoleniowiec drużyny.

Niedługo po skompletowaniu drużyny przyszedł czas na pierwszy, historyczny mecz, który rozegrali z ekipą Cricklewood Wanderers. Spotkanie zakończyło się porażką dla naszych bohaterów. Jednak po zaaklimatyzowaniu się w angielskich realiach piłkarze szybko pokazali, na co ich stać i osiągają znaczące sukcesy. Co sprawia, że ten klub ma taką siłę?

– Wydaje mi się, że głównie profesjonalizm, który bije od osób, które pracują w naszym klubie. To przyciąga kolejnych, coraz to lepszych zawodników. Druga sprawa to marketing, który stoi na bardzo wysokim poziomie. Moim zdaniem to dwa decydujące czynniki. Do tego dochodzi długoletni plan działania, jaki wypracowaliśmy na samym początku z Tomkiem i Robertem. Każdy zawodnik, który przychodzi do nas do klubu, wie, po co tutaj jest i w którym kierunku idziemy. Zna doskonale plan na najbliższe lata. Zdają sobie sprawę, że mają do czynienia z ambitnymi, młodymi ludźmi, którzy chcą coś więcej od życia niż zwykły przeciętny śmiertelnik – analizuje Kot.

Mimo że klub funkcjonuje od niespełna roku, to szybko pnie się po szczeblach do sukcesu. Ambitni ludzie, znakomita gra, profesjonalizm i to wszystko, co wyżej opisuje trener, gwarantuje sukces i pomyślność. Jakie cele stawia menadżer na najbliższe lata?

– Naszym celem jest awans na krajowy poziom angielskiego futbolu. Odważnie celujemy w National Conference (piąty poziom w Anglii). Zdajemy sobie sprawę, że przed nami jest ogrom pracy, ale nie boimy się tego. Wszyscy mamy zakasane rękawy aż po same łokcie i ostro pracujemy na wspólny sukces. Ze swojej strony mogę powiedzieć jedną rzecz – jak już się za coś biorę, to robię to na 200%. Niezależnie, czy jest to KS Pniewo w Lidze Okręgowej, czy Polonia Warszawa w 4. lidze, czy teraz PFC Victoria London w 12. lidze angielskiej. Taryfy ulgowej nie ma nigdzie. Zawsze musi być wszystko dopięte na ostatni guzik, a poprzeczka ma być zawieszona bardzo wysoko – bo jestem ambitnym, młodym człowiekiem i takimi ludźmi lubię się również otaczać – podsumowuje Emil Kot.

Pomocnik, który zawiesił buty na kołku

Jednym z zawodników grających w Victorii London jest Dawid Krzemień – wychowanek Polonii Bytom. Jak sam twierdzi, do Londynu trafił przypadkowo, nigdy nie myśląc o emigracji. Chciał zmienić coś w swoim życiu.

– Kilka niefortunnych decyzji oraz fakt, że to, co robię, czyli granie w piłkę, nie sprawiało mi już tak wielkiej przyjemności jak przed kilkoma laty, spowodowało, że postanowiłem całkowicie odmienić swoje życie. Pomogło mi w tej decyzji to, że moja narzeczona wyjechała na pół roku do Londynu, zobaczyła, jak jest, uwiła małe gniazdko. Zaraz po ślubie w sierpniu jako świeżo upieczona rodzinka wyjechaliśmy z Polski – opowiada Dawid Krzemień.

I właśnie w ten sposób Dawid wraz z małżonką zamieszkali w Londynie. Codzienne życie, praca już nie jako piłkarz sprawiły, że futbol poszedł w odstawkę. Jednak po tylu latach energicznych treningów nie można całkowicie zapomnieć o piłce. Można powiedzieć, że codzienna rutyna przesądziła o jego powrocie do piłki.

– Teoretycznie swoją przygodę z piłką postanowiłem zakończyć na ostatnim gwizdku sezonu w 3. lidze opolsko-śląskiej. Tutaj w Londynie żartobliwie można powiedzieć, że po zawieszeniu butów na kołek czegoś mi brakowało. Wiadomo było czego – przez ostatnie 15 lat trenowałem codziennie i w sumie całe moje życie kręciło się wokół futbolu. Doszedłem do wniosku, że przecież to jest niemądre, co robię, mam 23 lata i nie mam zamiaru po pracy siedzieć w domu. Napisałem na jednym z portali społecznościowych, gdzie byli sami Polacy, małe zapytanie, czy ktoś w weekendy nie gra sobie hobbystycznie. Minął tydzień, dwa, zero odzewu, aż w końcu ktoś się odezwał i zaproponował, abym przyszedł na trening Victorii Londyn pokazać się. Długo się nie zastanawiałem i już następnego dnia byłem na treningu. I tak zostało do dziś – wspomina pomocnik Victorii London.

Mimo że Dawid przyszedł do klubu, traktując grę jako rozrywkę, to nie wyklucza, że wróci do starych czasów, kiedy był zawodnikiem Polonii Bytom i grał w 3. lidze.

– Wiem, że zrobię wszystko, by zagrać tutaj na wysokim poziomie. Czuję się teraz, jakbym dostał od losu drugą szansę i wiem, że trzeba zrobić wszystko, żeby ją wykorzystać, choć nie można zapominać o tym, że w tej pogoni za funtem to znakomita opcja na chwilę zwolnienia i robienia czegoś, co się tak naprawdę lubi robić – podkreśla Dawid.

Klub składa się z samych Polaków. Każdy z nich przylatując do Londynu, ma ze sobą bagaż doświadczeń i planów na swój czas w stolicy Anglii, jednak ich wszystkich łączy miłość i pasja do futbolu. Jak ocenia ich Dawid Krzemień?

– Cieszę się, że rodacy w drużynie to normalni ludzie, którzy nie zapomnieli o swoim pochodzeniu i o tym, że każdy powinien sobie pomagać. Atmosfera w zespole jest taka, jak być powinna. Jedyne, czego nam brakuje, to własny budynek klubowy, co pozwoliłoby bardziej scalić zespół. Dobra informacja na przyszłość jest taka, że klub się rozwija i wszystko jest na dobrej drodze do tego, aby takie sprawy jak szatnia, budynek klubowy i stadion były wizytówką tego klubu. Warto dodać kilka słów o trenerach, którzy wkładają całe serce w klub i rozwój drużyny. Od razu widać, że to nie jest byle jaki zespół, ale klub z dużymi aspiracjami, który mam nadzieję, że napisze swoją historię na Wyspach – twierdzi nasz rozmówca.

W kolejnym sezonie marzeniem Victorii jest udział w pucharze FA Vase Cup, którego finał odbywa się na Wembley. Naszym bohaterom, jak i całej drużynie życzymy, by polityczna sytuacja w Wielkiej Brytanii nie wpłynęła na działalność klubu i by walczyli o swoje, pokazując, jak wielka siła drzemie w Polakach na Wyspach. Good luck!

Komentarze
tomasz (gość) - 6 lat temu

Nieprawda jest ze to jedyny polski klub w Anglii. Jest ich kilka na roznych poziomach rozgrywek. Jest m.in. Bristol Eagles FC calkowicie prowadzony przez Polakow.

Odpowiedz
Czytelnik (gość) - 6 lat temu

Szanowny Panie Redaktorze (jak i cały Zespole Redakcyjny),
jako publicyści i kreatorzy treści nieśmiertelnych jesteście zobowiązani do nadzwyczajnej dbałości o interpunkcję i stylistykę. O tę Was proszę. Wasze treści to nie tylko teksty ale także wzorzec utrwalający albo miernotę i niedbalstwo, albo wysoką jakość, odpowiedzialność za słowo pisane oraz szacunek do czytelnika i naszego języka. Pamiętajcie proszę też o tym, że wpływacie na młode pokolenie i chyba nie chcecie, by stało się ono pokoleniem jęzkowych miernot? W końcu "Polacy nie gęsi..." Pozdrawiam z nadzieją, że nie trafiłem w próżnię. :)

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze