Koniec gry w kadrze Krzysztofa Mączyńskiego i Sławomira Peszki?


Czy zawodnicy powinni się już martwić o swoją przyszłość w reprezentacji?

4 września 2016 Koniec gry w kadrze Krzysztofa Mączyńskiego i Sławomira Peszki?

Bez większego echa przeszła informacja o braku powołania dla Sławomira Peszki i Krzysztofa Mączyńskiego na mecz z Kazachstanem. Dla większości była to raczej wiadomość w pełni oddająca naturalną kolej rzeczy – skoro bowiem nie są w formie, to słusznie nie powinni się w kadrze znaleźć. Wśród różnych komentarzy nie zabrakło również nieco dalej idących wniosków ogłaszających koniec reprezentacyjnej kariery wspomnianej dwójki. Czy na takie konkluzje możemy już sobie pozwolić? Postanowiliśmy przygotować krótkie zestawienie argumentów "za" i "przeciw". Co nam z tego wyszło?


Udostępnij na Udostępnij na

Dlaczego to już ich koniec?

Lepsi już raczej nie będą

W przypadku Sławomira Peszki sytuacja raczej dostarcza nam wątpliwości. Skrzydłowy Lechii Gdańsk pewnego poziomu już nie przeskoczy, przede wszystkim międzynarodowego. O ile w lidze może on jeszcze dostarczyć kibicom wiele radości, o tyle w ważniejszych spotkaniach będzie mu coraz trudniej dodawać coś od siebie. Już na Euro 2016 widzieliśmy, że jego wejścia na boisko z ławki wnosiły niewiele. I nie ma w tym nic dziwnego, po prostu pewnego poziomu się nie pokona.

Z Krzysztofem Mączyńskim sprawa wygląda nieco inaczej. W przeciwieństwie do „Peszkina” nasz środkowy pomocnik we Francji zaliczył swój turniej życia. Jasne, może i trudno było go zaliczyć do liderów zespołu, ale z pewnością „nie pękł”, a przecież tego większość z nas się obawiała przed pierwszym gwizdkiem na Euro. Zawodnik Wisły udowodnił, że może sobie radzić na bardzo wysokim poziomie. Trochę szkoda, że ostatecznie po turnieju nie zakotwiczył w Marsylii czy Weronie.

Niestety początek sezonu w wykonaniu Mączyńskiego trudno już uznać za rewelacyjny. Sam zawodnik nie przypomina tego piłkarza, który ciężko pracował w środku pola, a także potrafił coś dorzucić od siebie. I tutaj mamy nie lada zagwozdkę, ponieważ obawiamy się, czy gracza Wisły stać na jeszcze lepszą dyspozycję od tej zaprezentowanej na mistrzostwach Europy. Gdybyśmy mieli obstawiać, mamy wrażenie, że Euro mogłoby być szczytem jego możliwości. W tym miejscu pojawia się kolejny problem, jakim mogą być:

Coraz lepsi następcy

Mączyński niewątpliwie z biegiem czasu będzie miał coraz trudniej. Zieliński i Linetty to docelowi piłkarze pierwszego składu, aspirujący właśnie na jego pozycję. Jeśli zawodnik Wisły wycisnął już swoją karierę niczym sok z cytryny, to jego dwaj młodsi koledzy nie są jeszcze w połowie. Oczywiście możemy się mylić i za rok o środkowym pomocniku z Krakowa będziemy pisać w samych superlatywach, wymieniając jednym tchem jego występy w jednej z silnych europejskich lig.

Na tym polu Peszko ma nieco lżej, gdyż… brakuje mu rywali. Błaszczykowski, Grosicki i Kapustka to naturalnie postacie znajdujące się wyżej w szeregu. Być może do nich dojdzie jeszcze Wszołek. Tymczasem za tą czwórką sprawa już nie wygląda tak jasno. Skrzydłowemu Lechii zaś w to graj, on może poczekać, jak zawsze.

Słaba forma

To na razie oczywisty argument przeciwko tej dwójce. I przy okazji plusik dla Adama Nawałki, dla którego hasła o powołaniach dla zawodników w formie nie są tylko pustymi frazesami. Dla Mączyńskiego pocieszenie tkwi w tym, że… gorzej już być nie może.

Dlaczego to nie jest ich koniec?

Zaufanie ze strony trenera

Można się wściekać, pukać w czoło, krzyczeć w poduszkę, a także otworzyć zimne piwo, próbując powstrzymać emocje, ale nie zmieni to faktu, że każdy szkoleniowiec ma swoich zaufanych ludzi, którym zawsze da drugą szansę. Nie jest to pierwszy raz, gdy Peszko i Mączyński wpadają w dołek, w trakcie którego większość wieszczy ich koniec. Tymczasem oni, wcześniej czy później, wracają. Wystarczy, że nieco lepiej się zaprezentują w lidze, a Nawałka z pewnością znów zwróci na nich swój szlachetny wzrok.

Wciąż mogą się odbudować

Gdzie jak gdzie, ale w polskiej lidze obaj z czystej przyzwoitości mają nakaz, by zacząć grać lepiej. Wisła Kraków wpadła już w taki kryzys, po którym musi nastąpić lepsza passa. W Gdańsku zaś mierzą wysoko. Ok, rokrocznie mówią to samo, jednak teraz mają naprawdę niezłego trenera stawiającego na ofensywę, przy którym Peszko może pójść znowu do góry. W tym sezonie kilka liczb na swoim koncie ma. To dobry początek, teraz trzeba tylko je jeszcze poprawić. Gdy to się uda, skrzydłowy znowu zawita na zgrupowanie.

Różnie to bywa z podobnymi dywagacjami. Niektóre faktycznie prowadzą do konstruktywnych wniosków. Inne zaś są totalnie bezsensowne, a konkluzje z nich znaczą tyle co zeszłoroczny śnieg. I jeśli mielibyśmy być szczerzy, pytanie postawione w tytule budzi w nas po głębszych przemyśleniach właśnie odczucia zbliżone do opcji nr 2. Naszym zdaniem Peszko i Mączyński jeszcze wielokrotnie będą wracać i znikać z kadry, przynajmniej dopóty trenerem jest Adam Nawałka. Kwestia kluczowa to tylko termin. Niewykluczone, że dojdzie do tego już w październiku. Sami zainteresowani muszą zaś po prostu wrócić do dobrej lub przyzwoitej dyspozycji i liczyć, że do tego czasu nie przybędzie im niewiarygodnie mocnych rywali. Mimo wszystko nie jest to jakieś zadanie z kategorii science fiction.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze