Nie muszą, ale mogą! Legia i Lech walczą w Lidze Europy


10 grudnia 2015 Nie muszą, ale mogą! Legia i Lech walczą w Lidze Europy

Nadzieja – różnie o niej mówią. Jedni z uporem twierdzą, że jest matką głupich, drudzy wciąż powtarzają, że umiera ostatnia. A prawda, jak to zazwyczaj bywa, leży gdzieś po środku. Zarówno Legia, jak i Lech wciąż marzą o tym, że ziści się ich piękny sen o fazie pucharowej Ligi Europy. Jednak czy istnieją ku temu jakiekolwiek realne przesłanki?


Udostępnij na Udostępnij na

Matematyczne szanse

Frazes oklepany, wyświechtany, przez lata używany w kontekście klubów czy reprezentacji, na stałe wszedł do kanonu najbardziej idiotycznych stwierdzeń okołopiłkarskich. Umiesz liczyć? Licz na siebie. I właśnie od tego powinni zacząć piłkarze z Warszawy i Poznania. Scenariusz, w którym obie drużyny przechodzą do dalszej fazy rozgrywek, ma swoje korzenie w klasykach literatury science-fiction. Jednak nikt nie odbiera sympatykom „Wojskowych” i „Kolejorza” prawa do marzeń. Potrzeba szczęścia, ale nie szczypty, nie odrobiny, a raczej całej fury. Szczęściu trzeba jednak pomóc – wygrać mecze z Napoli i Bazyleą, a dopiero potem liczyć na korzystne rozwiązania w pozostałych meczach.

Wszyscy doskonale wiedzą, jaki układ daje awans polskim zespołom, dlatego szkoda słów na kolejną nużącą analizę i wałkowanie sprzyjających scenariuszy. Warto by się jednak zastanowić, co musi się stać, aby Legia i Lech pokonały swoich rywali.

W cieniu Wezuwiusza

15 punktów w 5 meczach, bilans 17:1 – tak wygląda Napoli w tegorocznej Lidze Europy. Prawdziwy walec, który rozjeżdża kolejnych rywali, którzy pojawiają się na drodze wiodącej do finału – bo z pewnością takie są ambicje Neapolitańczyków. W Serie A walczą o scudetto, ale nie zaniedbują przy tym europejskich rozgrywek, które często są dla włoskich zespołów jedynie dodatkiem, pucharem pocieszenia, okazją do testowania młodzieży.
Dla porównania Legia w pięciu meczach zdobyła cztery punkty i legitymuje się bilansem 2:5. Delikatnie mówiąc, nie jest to kwintesencja futbolu totalnego. Na piłkarzy z Warszawy w tej edycji Ligi Europy nie patrzy się z wypiekami na twarzy, a raczej z przemożną ochotą sięgnięcia po jeden z mocniejszych trunków schowanych głęboko w domowym barku. Dwa strzelone gole na przestrzeni czterech spotkań – modelowy przykład tego, jak nie należy grać w piłkę nożną. Obrońcy Napoli z pewnością drżą przed rajdami Kucharczyka, przed penetrującymi podaniami Dudy i doskonałymi wrzutkami Brzyskiego. Ale jeśli oglądali niedzielny mecz z Wisłą bardziej prawdopodobnym scenariuszem jest to, że turlają się po podłodze nie mogąc powstrzymać śmiechu.
Nic, kompletnie nic nie przemawia za tym, że Legia może sprawić w Neapolu niespodziankę. To jest niemożliwe, nierealne, nieprawdopodobne etc. Ale futbol lubi takie historie i chyba tylko w tym podopieczni Czerczesowa mogą upatrywać swojej szansy. W końcu kiedyś Dawid pokonał Goliata, a historia lubi się powtarzać. W roli procy może wystąpić Nikolić, który strzela jak na zawołanie Śląskom i Górnikom, ale abyśmy zaczęli postrzegać go jako napastnika kompletnego, musi przełamać się w meczach ze znaczącymi rywalami.

https://www.youtube.com/watch?v=_tFpbLfmvJQ

Przeklęte Basel

29 lipca – III runda rundy eliminacyjnej Ligi Mistrzów, stadion przy Bułgarskiej. Lech prowadzony przez Macieja Skorżę przegrywa ze Szwajcarami 1:3. W brutalny sposób kończą się marzenia o piłkarskim raju. Rewanż był jednie formalnością, ale zrządzenie losu dało Poznaniakom szansę rewanżu – szansę, jak dotąd, niewykorzystaną. Trzy mecze – trzy porażki. W czym Lech może upatrywać swoją nadzieję?
Przede wszystkim w ostatnich meczach prezentuje się o niebo lepiej niż na początku rozgrywek ekstraklasy. Wreszcie powróciła pasja, kreatywność, a także tak niezbędne szczęście pod bramką przeciwników. Patrząc dziś na piłkarzy Lecha można dostrzec luz, którego tak brakowało, gdy klub znajdował się na samym dnie ligowej układanki. Zmiana na stanowisku trenera przyniosła wymierne korzyści. Jan Urban z pewnością wprowadził spore zmiany w treningu. Złośliwi i przekorni mogą twierdzić, że jedynie rozstawił boisko do siatko-nogi, ale tak długo, jak będzie to skuteczne, tak długo Urban będzie w Poznaniu noszony na rękach. Zwycięstwo z Fiorentiną przydarzyło się w najlepszym możliwym momencie. Morale zespołu wystrzeliło w górę i wciąż szybuje ku szczytom, które wyznacza sobie sam zespół. Tylko od piłkarzy zależy, gdzie znajduje się wierzchołek tej metaforycznej góry. Basel może i powinno być jedynie kolejną przeszkodą do pokonania. Lepszej chwili nie będzie, a i atmosfera w zespole obliguje do tego, aby zrobić krok w kierunku „pucharowej wiosny”. Ale żeby nie być gołosłownym…

Przeżyjmy to jeszcze raz…

A na koniec coś, co może podtrzymać iskierkę nadziei. Coś, co polscy kibice kochają najbardziej – dobre wspomnienia.

Prosimy to samo. Dwa razy.

[interaction id=”5668964d00ccc5cd051a58be”]

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze