Szkocja – Polska: Dwie różne połowy pokazały charakter drużyny


9 października 2015 Szkocja – Polska: Dwie różne połowy pokazały charakter drużyny

Euforia, w którą kadra Adama Nawałki przed rokiem wprowadziła cały naród, sprawiła, że nie zauważono, iż poza meczami z outsiderami – Gibraltarem i Gruzją – Polacy wygrali tylko z Niemcami. Punkty, które miały być bonusem do tego, co ugramy w meczach z Irlandią i Szkocją, okazują się na wagę złota. Emocje, których podczas wczorajszego meczu ze Szkocją było wiele, opadły, więc na chłodno można podsumować to, co działo się na Hampden Park.


Udostępnij na Udostępnij na

Teren, na którym Polska stanęła przed szansą zapewnienia sobie awansu do przyszłorocznych mistrzostw Europy, był bardzo trudny, gdyż Szkoci u siebie w tych eliminacjach jeszcze nie przegrali. Już przed meczem wiadomo było, że Nawałka w Glasgow będzie chciał zagrać o pełną pulę, o czym świadczyło postawienie na Jakuba Błaszczykowskiego kosztem – grającego przed miesiącem jako trzeci środkowy pomocnik – Tomasza Jodłowca.

Początek spotkania zaczął się wręcz idealnie. Szkoci od pierwszych minut próbowali grać w typowo wyspiarskim stylu. W zasadzie od rozpoczęcia spotkania obrońca próbował zagrać piłkę na prawe skrzydło do Jamesa Forresta. Właśnie dzięki przegranemu pojedynkowi w powietrzu zrodziła się bramkowa akcja Polaków już na samym początku meczu.

Walkę o górną piłkę przegrał Jakub Błaszczykowski, lecz Steven Whittaker nie potrafił jej w porę opanować. Dużą rolę odegrała w tym nieustępliwość zawodnika Fiorentiny, który po przegranym pojedynku powietrznym natychmiast doskoczył do bocznego obrońcy Szkotów. Poprzez wywarcie presji Whittaker zapędził się do środkowej strefy, w której znajdował się Steven Naismith. Kamil Glik, Krzysztof Mączyński, Grzegorz Krychowiak oraz podążający za akcją Kuba zagęścili tę strefę, do końca nie pozwalając dwójce Szkotów na opanowanie piłki. Szczególnie ważną rolę u zarodka akcji na 1:0 dla Polski odegrał Glik, wychodząc wyżej od reszty defensorów, by nie pozwolić Naismithowi na opanowanie piłki.

http://pics.tinypic.pl/i/00711/3hht6jw2yy54.jpg

To się udało, bo ta dzięki wygranej przebitce Mączyńskiego trafiła pod nogi Krychowiaka, który natychmiast odegrał ją do zawodnika Wisły Kraków. Dalej wszystko potoczyło się bardzo szybko. Mączyński co prawda źle zagrał do Arkadiusza Milika, podając mu piłkę za plecy, ale zawodnik Ajaksu potrafił zrobić z tego zaletę, myląc nieco obrońców i świetnie zagrywając do będącego w gazie Roberta Lewandowskiego, który pewnie umieścił piłkę w siatce.

Przy pierwszej bramce dla Polski warto zwrócić uwagę na fakt, że jest to kolejny gol zdobyty przez „Biało-czerwonych” z kontrataku. Akcja ta była godna Realu Madryt za czasów Carlo Ancelottiego, ponieważ podopieczni Nawałki bardzo szybko dostarczyli piłkę do napastnika. Dzięki szybkim podaniom wysoko ustawiona defensywa Szkotów nie miała szans, by dogonić napastnika Bayernu Monachium, którego ogromną przewagą w tej akcji był fakt, że do bramki – w przeciwieństwie do szkockiej linii obrony – był ustawiony twarzą.

http://images.tinypic.pl/i/00711/0tmg9w85849m.jpg

Szkoci mogli zapobiec sytuacji, w której Lewandowski wyszedł niemal sam na sam z bramkarzem, który zbyt szybko wyszedł z bramki. To wymusiło u Alana Huttona asekurację bramki. Gdyby David Marshall pozostał między słupkami, Hutton mógł podbiec do kapitana „Biało-czerwonych”, co z pewnością utrudniłoby mu dojście do dogodnej pozycji strzeleckiej.

https://www.youtube.com/watch?v=qh8BN1_CM3c

Polacy największe zagrożenie pod szkocką bramką stwarzali grą z kontry. Kolejna akcja, w której linia defensywna Szkotów podeszła bliżej środka boiska i w ten sposób nacięła się na groźną kontrę Polaków, przyszła w 10. minucie. Znów świetnie na wyprzedzenie zagrał Kamil Glik, a piłka trafiła pod nogi Krychowiaka, który wykorzystał fakt wysokiego ustawienia defensywy Szkotów, zagrywając za ich plecy prostopadłą piłkę do Kamila Grosickiego.
Kolejnym przykładem tego typu akcji była ta z 28. minuty, gdy piłka po strzale Błaszczykowskiego o kilka centymetrów minęła bramkę Szkotów. Akcja ta co prawda nie była kontrą Polaków, ale kolejny raz udało się wykorzystać ustawienie defensywy Szkotów, która zmuszona była wracać pod własne pole karne, cały czas patrząc na to, co zrobi Maciej Rybus. W efekcie zapomnieli całkowicie o prawej stronie „Biało-czerwonych” i sporo miejsca pozostawili Lewandowskiemu i Błaszczykowskiemu.

Gdy wydawało się, że Polacy kontrolują spotkanie, w 44. minucie pozwolili Szkotom na powolne przeniesienie ciężaru gry od prawej na lewą stronę pomocy. Na samym początku tej akcji wśród Polaków zabrakło podejścia do jednego z podopiecznych Gordona Strachana. To pozwoliło mu na spokojne rozegranie piłki, by ta w końcu trafiła na lewą stronę. Tam trochę wolnego miejsca miał Forrest, który podbiegł tuż pod pole karne, a następnie zwolnił, mając przed sobą Łukasza Piszczka. Prawemu obrońcy „Biało-czerwonych” z pomocą przybiegł Błaszczykowski, ale zamiast podwoić krycie Forresta, ten poszedł na raz, co przyblokowało nieco zawodnika Borussii Dortmund i pozwoliło Szkotom na kontynuowanie akcji. Piszczka asekurował Mączyński, ale z jego strony zabrakło stanowczości, by podejść do Forresta i utrudnić dalsze rozegranie akcji. W efekcie w środku pola powstała luka, którą dostrzegł skrzydłowy Szkotów i zagrał piłkę do znajdującego się tam Matta Ritchiego, który fenomenalnym strzałem umieścił piłkę w siatce.

https://www.youtube.com/watch?v=SmHFT16lhAY

Druga połowa zaczęła się bardzo podobnie do pierwszej. Polacy od razu przeprowadzili groźną akcję, w której dobrą sytuację po świetnym podaniu Mączyńskiego miał Arkadiusz Milik. Pierwsza akcja drużyny prowadzonej przez Adama Nawałkę pokazała, że gra Polaków w drugiej połowie może się nieco różnić. Zamiast spokojnej gry po ziemii, którą widzieliśmy przez długi czas w pierwszej połowie, „Biało-czerwoni” zagrali długą piłkę pod pole karne Szkotów. To, że taka gra to młyn na wodę dla podopiecznych Strachana, wiedzą wszyscy.

Polacy bardziej niż przez pierwsze 45 minut nastawili się na grę z kontry, pozwalając Szkotom na częstsze przebywanie na naszej połowie. Taka gra zgubiła już Polskę w marcowym meczu w Dublinie i tak też się stało w Glasgow. Z każdą minutą Szkoci coraz mocniej zagrażali bramce strzeżonej przez Fabiańskiego. Ostrzeżenie przyszło już w 46. minucie, gdy po świetnym dośrodkowaniu z bocznej strefy bardzo blisko strzelenia bramki był Naismith. Polakom w tej akcji nie pomogło podwojenie przez skrzydłowych pozycji bocznego obrońcy, ponieważ i Grosicki z Rybusem, i Błaszczykowski z Piszczkiem zostawili Szkotom zbyt wiele miejsca, by dośrodkować w pole karne.
W drugiej połowie Polakom trudno było wyciągnąć Szkockich defensorów do środkowej strefy boiska. Zabieg, dzięki któremu w pierwszej połowie Lewandowski i spółka stwarzali zagrożenie pod bramką Marshalla, w zasadzie się już nie udawał. Okazja ku temu trafiła się w 60. minucie, gdy faulu na Lewandowskim dopuścił się Grant Hanley. Rzut wolny niemal natychmiast rozegrał Mączyński, podając do Grosickiego, ale ten od razu stracił piłkę. W efekcie nacięliśmy się na kontrę, która zakończyła się bramką Stevena Fletchera.

Po stracie drugiej bramki wiadomo było, że Polacy muszą rywali zaatakować. W tym celu coraz mocniej stosowali pressing tuż przed polem karnym Szkotów. Efekty przyszły niemal od razu, bo kilka minut po stracie bramki zamknęliśmy szkocką drużynę na własnej połowie, dwukrotnie zagrażając bramce Marshalla. Mecz coraz bardziej stawał się walką o każdy centymetr boiska, a większość akcji „Biało-czerwonych” przeprowadzana była prawą stroną boiska, na której do akcji podłączał się Piszczek. Mimo tego Polska nie potrafiła poważnie zagrozić bramce Szkotów aż do 86. minuty, gdy po świetnej wrzutce prawego obrońcy w dobrej sytuacji znalazł się Grosicki, a w jeszcze lepszej znajdujący się tuż za nim Lewandowski. Niestety ten pierwszy uprzedził „Lewego”, fatalnie przenosząc piłkę nad bramką.

Kluczowym momentem spotkania okazało się… wbiegnięcie kibica na murawę. Węgierski sędzia Victor Kassai zmuszony był na przerwanie spotkania, by służby porządkowe mogły zapanować nad sytuacją. Kto wie, jak by się to spotkanie skończyło, gdyby nie ta sytuacja i ile sędzia doliczyłby do tego spotkania? Może wtedy nie doszłoby do rzutu wolnego, który został źle wykonany przez Grosickiego, ale piłka szczęśliwie trafiła w słupek i dopadł do niej Lewandowski.

https://www.youtube.com/watch?v=NG46Mzxd04o

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze