Minione i obecne perypetie Newcastle United


9 kwietnia 2016 Minione i obecne perypetie Newcastle United

Newcastle United to klub z wielkimi tradycjami. Jego historia sięga aż czasów wiktoriańskich, sukcesy do dziś nie dają o sobie zapomnieć, a nazwiska zawodników, którzy przed laty występowali w biało-czarnej koszulce, mówią same za siebie. Jednak najowocniejsze dekady klub z północnej Anglii ma już dawno za sobą, a od czasu powstania Premier League (rok 1992) „Sroki” potrafiły zarówno zachwycać i kończyć sezon w czołowej trójce, jak i prezentować się bardzo kiepsko i walczyć ledwie o utrzymanie. Raz w historii, przed siedmioma laty, ponieśli w tym boju klęskę. Jak się zaraz dowiedziecie, miała ona poniekąd pozytywny wpływ na dalsze losy angielskiego klubu, lecz dziś Newcastle zrobi wszystko, by historia nie zatoczyła koła.


Udostępnij na Udostępnij na

Trenerska karuzela i jedyny w dziejach spadek z Premier League

Nie każda historia o Newcastle kończy się równie pięknie jak ta ze słynnego filmu „Gol”, nie zawsze też „Sroki” mogą liczyć na masę trafień Alana Shearera, a czasem zdarza się nawet, że absolutnie nic nie idzie po ich myśli. Sezon 2008/2009 był dla Newcastle prawdziwą serią niefortunnych zdarzeń, w której brało udział aż czterech trenerów. Niestety ich wspólny dorobek nie wystarczył, by utrzymać się w lidze.

Zaczniemy jednak od samego początku… Pasmo nieszczęść uderzyło w zespół z północnej Anglii już we wrześniu 2008 roku, gdy zaledwie po trzech kolejkach Premier League z prowadzenia drużyny zrezygnował jej ówczesny trener, Kevin Keegan. Uznany angielski szkoleniowiec, a przed laty i wybitny piłkarz, nie potrafił dojść do porozumienia z władzami Newcastle, które nie pozwalały mu mieć najmniejszego wpływu na klubowe na transfery. Punktem kulminacyjnym owego sporu miała być ponoć próba sprzedaży za jego plecami Michaela Owena i Joeya Bartona w ostatni dzień okienka transferowego.

Menedżer „Srok”, jak sam podkreślał, został więc pozostawiony bez wyboru i musiał pożegnać się z piłkarzami i kibicami Newcastle. Szczególnie ci pierwsi byli tym obrotem spraw bardzo zawiedzeni, a brak wyjaśnienia całej sytuacji ze strony władz klubu uznali wręcz za znieważający. Z kim jak z kim, ale z Kevinem Keeganem, człowiekiem, który jako piłkarz i trener święcił w przeszłości z Newcastle ogromne sukcesy, po prostu chciało się pracować…

Kevin Keegan to jeden z najwybitniejszych napastników lat 70 (fot. Indonesia.liverpoolfc.com)

Na miejsce zwolnionego Keegana przyszedł trener tymczasowy, Chris Hughton. Pod jego wodzą zespół spisywał się jednak tragicznie – „Sroki” przegrały trzy kolejne mecze w Premier League, a władze klubu szybko zdecydowały się na dokonanie kolejnej zmiany. Jeszcze przed końcem września Newcastle objął pracujący uprzednio w Nottingham Forest, Joe Kinnear. Irlandzki menedżer dostał we władanie przedostatni zespół ligowej tabeli, który w pierwszych sześciu kolejkach Premier League zgromadził ledwie cztery punkty. Jednak o sile jego drużyny wciąż stanowili gracze tacy jak Michael Owen, Damien Duff czy Obafemi Martins, więc w sercach sympatyków Newcastle wciąż jeszcze nie gasła odrobina nadziei na lepsze jutro.

Pod wodzą Kinneara zespół nie spisywał się wybitnie, lecz trzymał w miarę równy, przyzwoity poziom. W 21 meczach ligowych „Sroki” zgromadziły wówczas 23 punkty i na paręnaście kolejek przed końcem sezonu zajmowały bezpieczną 13. pozycję w ligowej tabeli. Niestety to właśnie wtedy klub poinformował o rezygnacji irlandzkiego menedżera, który ponad pracę z drużyną musiał postawić swoje zdrowie i przejść operację serca. Kinneara po krótkiej pracy trenera tymczasowego zastąpił wówczas nie kto inny jak Alan Shearer.

Może i brzmi to dumnie, lecz skończyło się fatalnie. Dla legendy Newcastle był to absolutny debiut w roli szkoleniowca pierwszego zespołu, i jak się szybko okazało  został on wypuszczony na zdecydowanie zbyt szerokie wody. Pod wodzą Shearera w ośmiu ostatnich kolejkach Premier League „Sroki” zgarnęły ledwie pięć punktów i z dorobkiem 34 oczek na koniec sezonu po raz pierwszy w historii pożegnały się z Premier League.

Jako trener Alan Shearer radził sobie znacznie gorzej niż w roli napastnika (fot. Skysports.com)

Dla piłkarskiej legendy Newcastle oznaczało to zawieszenie trenerskiej kariery, a dla „Srok” wyprawę w nieznane dotychczas odmęty Championship. Na szczęście przeprowadzka klubu do niższej klasy rozgrywkowej okazała się jedynie chwilowa, a z kolei powrót do Premier League więcej niż efektowny. W ciągu trzech lat z ligowego spadkowicza „Sroki” stały się piątą siłą angielskich rozgrywek!

Pewny powrót i sukces na najwyższym szczeblu

Zdarza się czasem i tak, że filmowe opowieści znajdują swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Kolejne trzy sezony w wykonaniu Newcastle może i nie były żywcem wyjęte ze słynnego „Gola”, lecz stanowiły równie wyjątkową i okraszoną pięknym happy endem historię.

Jednak jeszcze latem 2009 roku, przed rozpoczęciem sezonu Championship, można było mieć wiele wątpliwości co do tego, jak potoczy się najbliższa przyszłość „Srok”. Z klubu odeszli czołowi zawodnicy tacy jak: Damien Duff, Sebastien Bassong, Michael Owen czy Obafemi Martins, a na ławce trenerskiej Alana Shearera zastąpił Chris Hughton, człowiek, który jeszcze rok wcześniej jako tymczasowy trener Newcastle w dziesięciu meczach doznał aż siedmiu porażek.

Na szczęście dla sympatyków „Srok” przygoda z Championship okazała się zwyczajnie usłana różami. Gracze Newcastle nie mieli najmniejszego problemu, by wygrać wyścig o awans do Premier League i na koniec ówczesnego sezonu mieli 11 punktów przewagi nad drugim w tabeli West Bromem i aż 23 nad okupującym trzecie miejsce Nottingham Forest. Na gwiazdę zespołu wyrastał wówczas młodziutki Andy Carroll, który zdobył w Championship 17 trafień.

Następny sezon w najwyższej klasie rozgrywkowej nie był jeszcze dla „Srok” specjalnie udany, lecz już rok później odniosły w Premier League niemały sukces. Wszystko za sprawą Alana Pardewa – człowieka, który poprowadził Newcastle do wywalczenia najwyższej pozycji w lidze od 2003 roku.

Alan Pardew świetnie sprawdził się w roli trenera Newcastle ( fot. Skysports.com)

Pardew objął Newcastle jeszcze w grudniu 2010 roku i dokończył wraz z drużyną jej pierwszy sezon po awansie do Premier League. Wówczas udało mu się wywalczyć jedynie 12. pozycję w ligowej tabeli, lecz i to robiło za dobry prognostyk przed kolejnymi rozgrywkami.

Sezon 2011/2012 to okres wyjątkowej gry zespołu z północnej Anglii. Newcastle od początku do końca ligowych zmagań prezentowało bardzo równy, solidny poziom, a w nagrodę może poszczycić się dziś uzyskaniem niespodziewanie wysokiego piątego miejsca w tabeli Premier League. Co prawda, nie udało się wywalczyć upragnionego awansu do Champions League, a ligowe podium zdawało się niemal nieosiągalne, lecz, pamiętając co działo się w Newcastle jeszcze trzy lata wcześniej, trzeba uznać ten sezon za wybitnie udany. Okraszone pięknymi bramkami Demby Ba i niezwykłą wręcz skutecznością Papissa Cisse rozgrywki jeszcze na długo pozostaną w pamięci fanów „Srok”.

https://www.youtube.com/watch?v=15upo-CDWKE

Czy historia zatoczy koło? 

Alan Pardew pożegnał się z zespołem Newcastle w styczniu 2015 roku po niemal pięciu latach efektywnej pracy. W jego miejsce początkowo został zatrudniony tymczasowy trener, John Carver, lecz jeszcze przed rozpoczęciem obecnego sezonu drużynę objął Steve McClaren. Niestety pod wodzą brytyjskiego menedżera fani Newcastle mogli przypomnieć sobie koszmary sprzed siedmiu lat.

A było chyba nawet i gorzej. Prowadzone przez nowego coacha „Sroki” w 29 ligowych kolejkach zgarnęły ledwie 24 punkty i z każdym kolejnym meczem musiały coraz to poważniej myśleć o walce o utrzymanie w Premier League. Jak nie trudno zgadnąć, McClaren został zwolniony już w marcu obecnego roku, a na jego miejsce przyszedł nie kto inny jak Hiszpan, Rafa Benitez.

Tym razem na ciężki dla klubu okres sprowadzono sprawdzony trenerski autorytet, a nie legendę z futbolowych boisk, i wydawało się to jak najbardziej właściwym posunięciem. Jednak do dziś pod wodzą popularnego Rafy Newcastle rozegrało tylko trzy spotkania, w nich zgromadziło zaledwie jeden ligowy punkt, a szanse uniknięcia spadku z Premier League jeszcze bardziej zmalały.

Dziś, na siedem kolejek przed końcem rozgrywek, „Sroki” zajmują 19. miejsce w tabeli z aż sześciopunktową stratą do zajmującego bezpieczną siedemnastą pozycję Norwich City. Przed Benitezem i jego drużyną niezwykle ciężkie zadanie, i chyba mało kto wierzy w powodzenie misji zbawczej Hiszpana. Tej drużynie brakuje nie tylko lidera, ale i skutecznych strzelców oraz chociażby przyzwoitych obrońców („Sroki” są drugą najgorszą defensywą w lidze zaraz po Aston Villi), a i kalendarz Newcastle do wymarzonych nie należy. Zatrzymanie mentalnej blokady może nic tu nie dać…

 

Na szczęście jednak nadzieja umiera ostatnia i tej graczom i trenerowi Newcastle aż do końca rozgrywek nie powinno zabraknąć. Być może spadek do niższej klasy rozgrywkowej ponownie dałby im przysłowiowego „kopa” i stał się pozytywnym bodźcem na przyszłe lata, lecz to chyba oczywiste, że nikt w szeregach popularnych „Srok” nie chciałby, by już za parę tygodni historia zaczęła zataczać koło. Dziś wciąż jest jeszcze szansa na utrzymanie w Premier League, a, mimo głosów niedowierzania i krytyki, Rafa Benitez i jego zespół z pewnością zrobią wszystko, by ją wykorzystać.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze