Mental to nie wszystko. Legia bez pomysłu żegna Ligę Mistrzów


Mistrz Polski stracił sporą szansę na awans

2 sierpnia 2017 Mental to nie wszystko. Legia bez pomysłu żegna Ligę Mistrzów
Grzegorz Rutkowski

Ten wieczór miał wszelkie czynniki, by uczynić go magicznym dla Legii. Prawie cały stadion wypełniony kibicami, którzy już od samego początku zaczęli tworzyć znakomitę atmosferę zagrzewającą do walki. Po pierwsze, dawno na Łazienkowskiej „Sen o Warszawie” nie brzmiał tak doskonale. Po drugie, to, co zobaczyliśmy chwilę po wyjściu zawodników na murawę, pozamiatało wszystko. Jeśli więc chodzi o wprowadzenie w nastrój do walki, gracze Legii kompletnie nie mogli na cokolwiek narzekać. Całe środowisko spisało się perfekcyjnie. Nic, tylko to wykorzystać.


Udostępnij na Udostępnij na

Trzeba przyznać Jackowi Magierze, że dość zaskoczył zestawieniem pierwszej jedenastki. Od pierwszej minuty zabrakło typowego rozgrywającego, zarówno Pasquato, jak i Hamalainen usiedli na ławce. W przypadku tego drugiego decyzja mogła delikatnie dziwić, tym bardziej że jako jeden z nielicznych prezentował się przyzwoicie w trakcie ligowych spotkań. Mało tego, w meczu z  Sandecją Fin wszedł dopiero na ostatnie dwadzieścia minut. Logiczny więc byłby jego występ dziś od pierwszych minut. Tak się jednak nie stało, szkoleniowiec Legii wolał postawić w środku na Kopczyńskiego, Moulina i Guilherme.

 

Mental obecny, a co z grą?

Jeśli ktoś miał jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, czy sam klimat zdoła rozbudzić gospodarzy, już w pierwszych minutach dostał odpowiedź. Legia ruszyła „na pełnej” od samego początku, czego efektem był intensywny pressing i walka w środku pola. Astanie również należy oddać, że przynajmniej w pierwszych minutach próbowali pójść z rywalem na noże, samemu szukając dogodnych okazji do zdobycia bramek. I jeśli mielibyśmy jakoś podsumować otwierający kwadrans meczu, powiedzielibyśmy, że w tej intensywności nieco bardziej konkretni byli jednak goście.

Nie wiemy, czy to kwestia zmiany warunków, aklimatyzacji czy też sławetnej już murawy, lecz przez następne pół godziny to Legia była stroną dominującą. Obraz gry idealnie odzwierciedlał aktualny wynik dwumeczu, ponieważ to zawodnicy Jacka Magiery szukali swoich okazji, zaś Kazachowie spokojnie czekali, od czasu do czasu rzucając długie piłki w kierunku swoich dwóch szturmowców, czyli Twumasiego i Kabanangi. Niestety, mimo różnych prób i optycznej przewagi Legii brakowało w tym wszystkim konkretów. Można mieć aktywne i szarpiące skrzydła. Można mieć harującego w środkowej strefie Kopczyńskiego. Ale rywala na pewnym poziomie nie da się oszukać jedynym pomysłem w postaci indywidualnych zrywów. A dokładnie coś takiego stanowiło główną taktykę gospodarzy w pierwszej odsłonie.

Dość powiedzieć, że pierwsza groźna sytuacja po stronie Legii nadeszła dopiero w 25. minucie, kiedy to piłkę „na nosa” do Sadiku zagrał Adam Hlousek. Strzał Albańczyka został jednak odbity przez golkipera Astany. Później szarpać próbował jeszcze na skrzydle Kucharczyk skutecznie zatrzymywany przez obronę gości. Dogodną szansę z rzutu wolnego zmarnował zaś Guilherme, którego strzał został zatrzymany przez mur rywali. Od czasu do czasu budzili się również zawodnicy Astany, którym pomóc próbował chociażby Michał Pazdan, na szczęście jego strata nie skończyła się nawet uderzeniem w kierunku bramki Malarza.

Bez pomysłu w ofensywie

Druga połowa bynajmniej nie przyniosła poprawy gry Legii. Paradoks polega na tym, że po przerwie polska drużyna miała już do czynienia z zespołem, który kompletnie odpuścił sobie grę w piłkę. Niestety te bolesne 45 minut uświadomiły wszystkim obserwatorom smutną prawdę. Można grać na pełnym mentalu, można gryźć trawę, ale w żaden sposób nie da się wcisnąć aż dwóch goli, nie mając kompletnie pomysłu na grę. To, że w pierwszej połowie Legia mogła jeszcze mieć z tym problem, nie było wielkim zaskoczeniem, w końcu na boisku brakowało kreatywnego pomocnika. Ale już fakt, że nawet wejście na boisko takich zawodników jak Hamalainen czy Mączyński nie zdołało dodać ani odrobiny pomysłu do gry ofensywnej, powinien budzić spory niepokój. Sama bramka Czerwińskiego kompletnie nic w tym obrazie nie zmienia.

Szkoda, bo Astana faktycznie na wyjeździe jest inną drużyną. Niestety, Legia nawet na własnym boisku przy ogromnym wsparciu nie jest w stanie dostarczyć dziś konkretów.

Odpadł Ludogorets. Odpadło BATE. Odpadł Salzburg. Uciekło rozstawienie. Szkoda.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze