„Jak spadniecie, to zginiecie”


Perypetii Lille OSC ciąg dalszy...

13 marca 2018 „Jak spadniecie, to zginiecie”

Miała być walka o najwyższe cele... jest walka! O utrzymanie. Miał być sukces sygnowany nazwiskiem Bielsy... jest degrengolada, z której Lille stara się wyciągnąć Christophe Galtier. Kibice na północy Francji nie wytrzymują już ciśnienia, które gniecie ostatnio ich klub, a upust temu dali po meczu z Montpellier, wkraczając na murawę i bijąc swoich pilkarzy. Chociaż podobno akurat na Zachodzie poradzono sobie z tym problemem.


Udostępnij na Udostępnij na

Gdy w meczu 29. kolejki Ligue 1 Lille – Montpellier rozbrzmiał gwizdek kończący spotkanie, na murawie pojawili się rozwścieczeni fani gospodarzy, próbując dostać się do swoich zawodników i atakując ich.

Swój cel osiągnęli, a stewardom dobrą chwilę zajęło doprowadzenie piłkarzy do tunelu prowadzącego do szatni, tak by byli bezpieczni.

Praktycznie moment po tym incydencie klub z północy Francji wydał oświadczenie, w którym informuje o wszczęciu natychmiastowych procedur mających na celu wyjaśnienie całej sytuacji i nałożenie sankcji na krewkich „lillois”. Wszystko to w porozumieniu i za zgodą miejscowego prokuratora.

Zajście oczywiście potępiamy. Takie zachowania na murawach nie powinny mieć miejsca i nie tak powinno się rozwiązywać problemy piłkarskich szatni.

Trzeba jednak powiedzieć, że w klubie z Lille problem istnieje. I to ogromny! A co do niego doprowadziło?

Ekonomia po luksembursku

W Polsce do kultowej już rangi urosło hasło „ekstraklasa albo smierć”, we Francji natomiast sympatycy z Lille trochę je przekształcili, używając zmodyfikowanej formy – „jeśli spadniecie, to zginiecie”. Takim właśnie dopingiem kibice LOSC zachęcali swoich „pupili” do lepszej gry przeciwko Montpellier. Urocze, prawda? Szkoda tylko, że nie podziałało.

Trudny to sezon dla klubów z północno-wschodniej Francji, bo i RC Lens, i Lille OSC nie grają tak, jak miały to robić i jak przed obecnym sezonem zapowiadano. Dodatkowo w Lille problemy nawarstwiają się z niespotykaną regularnością…

Nowy właściciel LOSC, Luksemburczyk Gerard Lopez, wraz z jego przejęciem zapowiadał projekt „Lille Unlimited” aspirujący do bycia – przynajmniej na papierze – jednym z bardziej wizjonerskich w całej Francji.

Ekonomiczny model klubu opierać się miał w największej części na sprowadzaniu młodych, ale zarazem dających jakość piłkarzy za stosunkowo niewielkie pieniądze i późniejszej ich sprzedaży z dużym zyskiem. Zyskiem, który miał być przeznaczony na spłatę zadłużenia i kredytów masowo zaciągniętych na zakup klubu – prawdobodobnie około 160 milionów euro.

Lopez nie kupił Lille, płacąc środkami pochodzącymi z jego własnej kieszeni, ale zapożyczył się głównie w amerykańskich funduszach. Według „France Football” były to między innymi Manchester Securities i Elliot Management kontorolowane przez niecieszącego się dobrą opinią Paula Singera. Fundusze te zyskały przydomek „funduszy sępów” z powodu ich nieustępliwości wobec niektórych państw, takich jak Argentyna.

Jeśli pod uwagę weźmiemy całą siatkę właścicielską Lille i dokładnie ją przeanalizujemy… możemy się pogubić. Przypomina ona raczej statek widmo, prowadzony przez wcielającego się w rolę sternika Jakuba M., niż duży, aspirujący do bycia jeszcze większym francuski klub.

Łańcuch własności LOSC jest jak puzzle, do których pasują profile firm usytuowanych w rajach podatkowych. Pierwszą jest L Holding posiadający 95% udziałów, ale informacje pojawiające się w mediach sugerują, że firma ta jest tylko pośrednikiem, a dodatkowo należy do Lux Royalty, przedsiębiorstwa z Luksemburga. To z kolei podlega Victory Soccer, które połączyć można z Chimera Consulting (siedziba w Hongkongu) – a ta spółka należy do Gerarda Lopeza.

W tym bałaganie można się zgubić. Na szczęście praktycznie nigdy nie gubią się przedstawiciele DCNG (urzędu kontroli finansowej), dopatrując się wielu nieprawidłowości w finansowym systemie klubu. Na Lille nałożony został już zakaz transferowy, a czeka jeszcze perspektywa degradacji. Najczarniejszy scenariusz wydaje się być bardzo bliski. Patrząc na formę prezentowaną przez zawodników „Dogów”, to nawet jeśli jakimś cudem uda się wyprostować ekonomiczną sytuację klubu, Ligue 1 wcale nie musi pozostać w Lille.

Bielsa – od bohatera do zera

Obecnie za jednego z winowajców istniejącego stanu rzeczy uważany jest Marcelo Bielsa. Przychodząc do klubu, dostał praktycznie wszystko, czego zapragnął – wliczając w to pokaźną sumę na transfery – a kiedy go opuszczał, ten był już na krawędzi.

Poprzedni prezydent Lille Michel Seydoux mówi wprost, że to właśnie Argentyńczyk zniszczył LOSC, doprowadzając do sportowej mizerii.

Według Seydoux Lopez dokonał złego wyboru, stawiając na Bielsę i dając mu wolną rękę. A wszystko to doprowadziło do tego, co możemy obserwować dzisiaj… Przedostatnie miejsce w tabeli Ligue 1 i gra, która doprowadza do rozpaczy.

Zarządzający Lille w latach 2002–2016 Seydoux rozumie też rozgoryczenie fanów, bo sam siebie do nich zalicza. Przeciwny jest jednak aż takiej eskalacji agresji.

Co mówią sami kibice?

Grupa fanów LOSC „Ultra Dogues” wydała oświadczenie, w którym informuje, że nie popiera żadnych aktów przemocy, ale „ wydarzenia te są logiczną i nieuchronną konsekwencją niepewności finansowej wokół klubu i sprzeciwem wobec podejścia do zawodu prezentowanego przez graczy… Sobotnia akcja to kontrowersyjna, nadmierna reakcja na niektóre aspekty, ale była zupełnie szczera i spontaniczna, a piłkarze zasłużyli na wstrząs...”.

Strach wyobrażać sobie treść podobnego oświadczenia, jeśli Lille OSC opuści szeregi Ligue 1.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze