Portugalski punkt widzenia: Third part ownership


23 lutego 2015 Portugalski punkt widzenia: Third part ownership

W pierwszym, z mam nadzieję długiej serii, moich tekstów dla iGol.pl chciałbym poruszyć temat, który mi jako kibicowi FC Porto, jest szczególnie bliski. Chodzi o udział podmiotów trzecich w transferach piłkarskich, czyli system którego Porto jest niewątpliwym beneficjentem.


Udostępnij na Udostępnij na

Aby zrozumieć istotę i specyfikę budżetów piłkarskich oraz sposób ich gospodarowania, musicie sobie wyobrazić, że odpowiadacie za finanse dużej korporacji rywalizującej na wolnym rynku, czyli musicie odpowiednio gospodarować kapitałem który posiadacie, aby pozostać w grze i być w stanie konkurować z rywalami z branży. Jeśli tego nie zrobicie i przestaniecie brać rachunek ekonomiczny pod uwagę, to szybko wypadniecie z gry, przez stagnację i dominację konkurencji, a mówiąc już konkretnie, apropo piłki nożnej, zostaniecie w tyle za lokalnymi czy też krajowymi klubami z którymi po prostu przestaniecie wygrywać, nie tyle w bezpośrednich starciach, co w walce o tytuły. To główny powód dla którego Portugalskie kluby używają TPO, dla nich jest to okazja, dzięki której są w stanie konkurować nie tyle na krajowym podwórku, co w skali europejskiej, jak Benfica, Porto, Sporting Lizbona, czy jeszcze przed chwilą Sporting Braga, grający w 2011 roku w finale Ligi Europejskiej z Porto właśnie. Siłą rzeczy, jeśli kluby na tym zyskują, to na plus muszą wychodzić także agenci piłkarscy; najlepszym tego przykładem jest znany wielu fanom piłki, Jorge Mendes.

Zaczynając od małej transakcji, jaką był transfer Nuno(obecnie trenera Valencii) z Porto do hiszpańskiego Deportivo La Coruna, Mendes szybko wykorzystał portugalskie prawo, które bardzo sprzyja brazylijskim piłkarzom i chroni ich. Fakt, że prawo w kraju położonym na półwyspie Iberyjskim jest jedynym w Europie, gdzie Brazylijczycy są traktowani w ten sam sposób co gracze mający obywatelstwa krajów Unii Europejskiej, sprawia, że w zasadzie nie ma żadnych ograniczeń, ani barier w transferach między tymi dwoma krajami. To sprawia, że agenci którzy szybko nabiorą odpowiednich znajomości i obycia na tym specyficznym obszarze, wkrótce zyskują spore profity w postaci sprzedaży swoich najlepszych klientów, do czołowych klubów europejskich. Ale poza agentami, są też inne podmioty pomagające/ biorące udział/ zarabiające na transferach, które muszą wpierw zainwestować pieniądze w oczekiwaniu na późniejszy zysk, bo wiele klubów Portugalskich tych pieniędzy nie ma, nie stać je na transfery, dlatego muszą się uzależniać od tego typu schematu działania.

Kto zatem wykłada pieniądze? Czasem są to fundusze należące do banków, jak były fundusz Benfica Star Fund(do którego należały karty takich zawodników jak David Luiz, Angel Di Maria czy Fabio Coentrao), a czasem grupy inwestycyjne jak Doyen Sports(kooperujący min. z Valencią, Porto czy Atletico Madryt) będący spółką córką całej grupy Doyen. Jeśli ma się już gwarancję inwestycji, od którejś z wymienionych instytucji, to można przejść do szukania agencji, bądź pojedyńczego agenta, który pomoże ściągnąć piłkarza którego mamy na oku, lub sam takiego wskaże. Gestifute(agencja sportowa należąca do Jorge Mendesa, wszyscy piłkarze należący do tego „super agenta”, należą formalnie do jego agencji) jest przykładowo, bardzo częstym wyborem w tym kontekście, bo jest wyborem uzasadnionym – ma wpływy, kontakty, znaną osobowość stojącą na czele i zarządzającą grupą i większość z jej inwestycji wychodzi na plus.

Zakładając, że klubu nie stać na wyłożenie pieniędzy na zakup piłkarza, lub na jego pensję, występują wówczas takie oto różne rozwiązania sytuacji:

  • Klub ma piłkarza na oku, ale jako, że nie ma pieniędzy, to rozmawia z grupą inwestycyjną, która używa agenta do kupna zawodnika i „umieszcza” go w danym zespole, po uzgodnieniu z klubem zapłaty, najczęściej długoterminowej z niskimi ratami.
  • Grupa inwestycyjna kupuje piłkarza na własność, nie sprzedaje jego praw nikomu i transferuje go w oczekiwaniu na zwrot pieniędzy jakie włożyła w kartę zawodnika.
  • Agent piłkarski kontaktuje się z klubem/funduszem z propozycją transferu gracza, ale w zamian oczekuje udziału w kwocie transferowej.

To jasne działania, trochę jak na wolnym rynku, czyli inwestujesz, czekasz, zarabiasz/tracisz.

Przykład transferu Marcosa Rojo, jako dowód na nieuzasadniony czarny PR wokół TPO

W ostatnich miesiącach mamy jednak do czynienia ze zjawiskiem kreowania wokół TPO czarnego PR-u i negatywnych opinii na temat tego systemu. Wpływ na to ma fakt, iż nie wszystkie transakcje odbywające się w ten sposób są przejrzyste, a łącząc to z opiniami i werdyktami wydawanymi przez ludzi nieco z boku, lub spoza środowiska piłkarskiego na temat TPO, można sobie wyobrazić, że odzew nie był optymistyczny.

Letni transfer Marcosa Rojo ze Sportingu Lizbona, do Manchesteru United spowodował wzburzenie i kolejną debatę nad sensownością systemu, ale tak naprawdę, w przypadku Rojo, trzeba spojrzeć nieco wstecz, aby zrozumieć co tak naprawdę stało się w tym konkretnym przypadku i dlaczego jest wokół niego tyle szumu.

Trzy lata temu Sporting Lizbona był na skraju bankructwa, ale mimo to chciał pozostać w piłkarskiej grze i wzmocnić się zawodnikami dobrymi, perspektywicznymi, którzy przyniosą korzyści sportowe drużynie, ale też finansowe w przyszłości. Dlatego zdecydowano się między innymi na transfer Marcosa Rojo ze Spartaka Moskwa, za kwotę czterech milionów euro. Jako, że Sporting  w tamtym okresie nie dysponował zbyt pokaźnymi kwotami, to trzy miliony, z czterech na transfer, wyłożyła wspomniana wcześniej grupa, Doyen Sports. To spowodowało, że dostali tym samym prawo do 75% karty zawodnika.

Ekipa z Lizbony zyskała dobrego obrońcę, tak naprawdę za bardzo małą kwotę, więc wszyscy byli zadowoleni. Do czasu. Latem minionego roku Rojo zaczął wywierać na klub presję, aby ten umożliwił mu przejście do Manchesteru United. W tym celu, piłkarz zaczął bojkotować trening, przez co klub zaczął obarczać winą grupę Doyen, za spowodowanie u piłkarza takiego, a nie innego zachowania i mącenie mu w głowie transferem.

Ostatecznie skończyło się tak, że Manchester United zapłacił za Argentyńczyka 20 milionów funtów, z czego 75%, czyli 15 mln automatycznie trafiło na konto Doyen Sports. Sęk w tym, że Spartak sprzedając Rojo, zapewnił sobie w umowie prawo do 20% kwoty, za jaką portugalski klub sprzeda obrońcę. Skończyło się więc na tym, że Sporting z racji sprzedaży Rojo, dostał…. milion euro. Czując wsparcie od władz piłkarskich(FIFA) i prezentując ogólne oburzenie, Sporting zdecydował się nie wypłacać pieniędzy grupie Doyen, zachowując 15 mln na swoim koncie. Jak łatwo się domyśleć, sprawa trafiła do sądu i trwa po dziś dzień.

Przyszłość

Koniec końców zakaz, jaki FIFA zamierza wprowadzić na TPO, wspierana w tych działaniach przez UEFA i parę federacji krajowych, może się okazać bardziej dotkliwy dla wielu klubów aniżeli pozwolenie na dalsze praktykowanie TPO, tylko że z nałożonymi dodatkowymi regulacjami. Kosmiczne kwoty otrzymywane przez kluby Barclays Premier League z tytułu sprzedaży praw telewizyjnych mogą sprawić, że stanie się ona jedyną ligą zdolną ściągać największe gwiazdy, pozostawiając resztę daleko w tyle. Co zatem powie UEFA, gdy Liga Mistrzów zostanie zdominowana przez kluby z jednego kraju? Czy zakazywanie określonego sposobu na przeżycie dla portugalskich zespołów jest wyrównywaniem szans czy ich destrukcją? Do prawdziwej piłkarskiej jakości i widowiska potrzeba konkurencji, a zabijając ją, władze piłkarskie działają na niekorzyść całej dyscypliny.

Należy się też zastanowić, czy zakaz, jaki ma wkrótce wejść w życie, naprawdę sprawi, że prywatne podmioty przestaną inwestować w futbol. Nie. Jest mnóstwo sposobów, aby ominąć zakazy nałożone przez FIFA i UEFA i te zmieniając prawo w taki, a nie inny sposób, mogą tylko przyczynić się do spadku skali zjawiska, nie do jego całkowitej eliminacji. Zresztą, całkowite zatrzymanie TPO jest poza zasięgiem władzy i kompetencji centrali piłkarskich, bo prowadzi do prawa i zasad obowiązujących wewnątrz Unii Europejskiej i ma też związek z szeregiem innych międzynarodowych traktatów (dlatego też władze portugalskiej i hiszpańskiej ligi już złożyły skargę na decyzję FIFA do UE).

Zawsze można zakazać konkretnego sposobu robienia interesów, funkcjonowania biznesu, ale nigdy nie będzie się w stanie zabić całego biznesu, bo on cały czas się rozwija i przystosowuje do nowych warunków, sytuacji i trudności, jakie napotka.

Mario jest Portugalczykiem, kibicem FC Porto i posiadaczem karnetu na mecze „Smoków”. Poza tym znany wszystkim polskim twitterzystom z racji swojego zamiłowania do… polskiej T-Mobile Ekstraklasy i śledzenia losów swoich rodaków kopiących piłkę poza granicami Portugalii. Od dzisiaj będziecie mogli czytać teksty Mario na iGol.pl, które będą się ukazywały regularnie w formie felietonów. Możecie też zacząć go śledzić na Twitterze!

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze