Piszczek i Mkhitaryan to za mało na Arsenal


26 listopada 2014 Piszczek i Mkhitaryan to za mało na Arsenal

Dla Juergena Kloppa był to mecz mniejszej wagi niż dla Wengera. Arsenalowi nie wypadało znowu przegrywać kolejnego spotkania i to jeszcze u siebie. Trzeba było również zmazać plamę po porażce z Manchesterem United i zemścić się za 2:0 w pierwszym meczu z Borussią. Wygrana ,,The Gunners'' 2:0 dobrze oddaje przebieg dosyć szybkiego spotkania.


Udostępnij na Udostępnij na

Arsenal zaskoczył podwójnie. Raz, że bramkę strzelił już w 2. minucie, dwa, że strzelcem był Yaya Sanogo. Była ta pierwsza bramka francuskiego napastnika, choć zdobyta z pozycji spalonej. 21-latek faktycznie fajnie przyjął sobie piłkę i ładnie podał do Cazorli, który miał czas, aby odegrać napastnikowi. Z takiej pozycji, jaką miał, wstyd nie trafić. Stwierdzenie komentatorów, że za Giroudem kibice mogą nie tęsknić, były jednak przesadzone. Może to kwestia jeszcze młodego wieku, ale obecnie Sanogo to większy drewniak niż Żyro dwa lata temu. Widać to było również w jego drugiej sytuacji, kiedy nie mógł się zdecydować, czy strzelać, czy kiwać, czy może odgrywać do lepiej ustawionego kolegi. Wyszedł taki niby zwód, niby podanie i nic z tego nie wynikło.

Wenger martwił się przed spotkaniem nieobecnością swojego rozgrywającego, Jacka Willshere’a. Jego brak nie był jednak specjalnie widoczny, bo akcje napędzał strzelec drugiego gola, Alexis Sanchez. Biedny był natomiast potencjał ofensywny BVB. Aż żal było patrzeć, kiedy najbardziej aktywnym zawodnikiem w ataku niemieckiej drużyny był prawy obrońca, Łukasz Piszczek, który dośrodkowywał i na różne sposoby posyłał piłki w pole karne. Niestety, ani Grosskreutz, ani Immobile wirtuozami futbolu nie są, Aubemayang dysponuje głównie szybkim biegiem, Gundogan jeszcze zaś nie odnalazł dobrej formy, a Kagawa pojawił się dopiero po przerwie. A że na boisku nie było ani Reusa, ani Błaszczykowskiego, to na przodzie akcje klepali tylko Piszczek i Mkhitaryan. BVB tak naprawdę najgroźniejsze okazje stworzyła sobie w końcówce, świetnie jednak w bramce Wojtka Szczęsnego zastępował 22-letni Damian Martinez.

Podopiecznym Kloppa brakowało kreacji. Nie mieli pomysłu, jak przedrzeć się przez defensywę „Kanonierów”, o czym świadczyły desperackie dośrodkowania Piszczka. BVB miało swoje momenty, były to jednak jedynie przebłyski. Lepiej i dojrzalej przy piłce utrzymywali się rywale. Dobrze radzili sobie w ataku pozycyjnym, wiedzieli kiedy przyspieszyć, kiedy spowolnić grę. Arsenal nie zagrał jakiegoś fenomenalnego meczu, ale drużyna była jednością i każdy znał swoją rolę na boisku. Drużyna Wengera zagrała bardzo rozważnie. Nie rzucała się szalenie na gości, wymieniała sobie spokojnie podania na ich podaniu, strasząc co jakiś czas strzałem z dystansu. Skoro dobry wynik udało się osiągnąć tuż po gwizdku sędziego, to wystarczyło go tylko utrzymać do końca. Plan minimum zrealizowany w stu procentach.

BVB zwyczajnie nie miało kim dzisiaj straszyć. Wykonawców do szybkiej i ofensywnej gry było jak na lekarstwo. Stąd efekt mierny, ale ewentualne zwycięstwo nie było Kloppowi już potrzebne do awansu z fazy grupowej.

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze