Morata pogromcą Realu. Juventus w finale Ligi Mistrzów


Wielki wieczór czekał nas dziś na Bernabeu. I zakończył się również niebanalnie. "Stara Dama" po ciężkim meczu zremisowała 1:1 i pozbawiła Real Madryt szans na awans do finału Ligi Mistrzów. Katem drużyny z Madrytu ponownie okazał się Alvaro Morata.


Udostępnij na Udostępnij na

Przed meczem zapowiadano walkę do upadłego. James apelował do kibiców, aby wspierali ich ze wszystkich sił. Całe madridismo zdecydowanie odpowiedziało na apel, pojawiając się na Concha Espina na godzinę przed meczem. Przejazd autokaru „Królewskich” na stadion zapowiadał niesamowite emocje. Z przepowiadanych 30 stopni w Madrycie w okolicach Bernabéu temperatura wykraczała poza skalę termometrów.

https://twitter.com/AlbertoCuellarr/status/598554271131525120

Początek meczu to dobra gra Juventusu. Massimiliano Allegri ustawił swój zespół z trójką w pomocy, z kwestionowanym Pirlo i powracającym Pogbą. Razem z Marchisio i Vidalem środek „Bianconerich” wydawał się nie do przejścia, ale „Blancos” grali bardzo rozważnie. Piłkarze Ancellotiego wyczekiwali rywala, wykorzystywali wolne przestrzenie tworzące się po atakach „Juve”. Real grał elastycznie, potrafił dostosować się do panujących na boisku warunków.

Real z czasem przejął inicjatywę na boisku i tworzył kolejne sytuacje. Swoje szanse mieli Benzema, Bale, Ronaldo, ale futbolówka nie chciała wpaść do bramki Buffona. Wkrótce piłkarze w białych koszulkach zaczęli przyspieszać rozegranie. Dobry moment zaliczał Toni Kroos, który dystrybuował piłki ze środka, przenosząc ciężar gry z jednej strony na drugą. W 22. min po wejściu Giorgio Chielliniego w polu karnym padł James Rodriguez. Jedenastkę na gola pewnie zamienił Ronaldo, a „Merengues” mogli cieszyć cię z tymczasowej obecności w finale.

https://www.youtube.com/watch?v=EzzG5p3xduQ

Po golu piłkarze Juventusu otworzyli się i zaczęli atakować bramkę Casillasa. Odgryzał się również Real, który po jednej z kontr mógł podwyższyć prowadzenie, ale złą decyzję podjął Cristiano, czym zaprzepaścił szansę na zdobycie bramki. Do przerwy Real wyglądał lepiej. Piłkarze Ancellotiego wykonywali plan nakreślony na mecz, wymieniali szybko i dokładnie podania, a w obronie swoje robili Ramos i Varane, którzy byli niczym mur przed polem karnym Ikera.

W drugiej połowie obraz gry się nie zmieniał. Real kontrolował wydarzenia na boisku, a „Juve” dążyło do zdobycia wyrównującego gola. Słabe spotkanie rozgrywał Andrea Pirlo, który co rusz podawał pod nogi przeciwnika. Nic nadzwyczajnego nie pokazywał także Pogba, który miał odmienić grę „Juve”. Ale to nie oni zapewnili, jak się ostatecznie okazało, awans biało-czarnym. W 57. min po zamieszaniu przed polem karnym Realu piłkę pod nogi dostał Alvaro Morata, który pokonał swojego byłego kolegę. Hiszpan znowu ukłuł „Królewskich” i zapewnił w ostatecznym rozrachunku awans do upragnionego finału.

https://vine.co/v/eKMp2Om27mO

Real starał się atakować skrzydłami, które jeszcze w pierwszej połowie wyglądały bardzo dobrze. Po przerwie piłkarze zatracili gdzieś swój atut. Nie mogąc rozklepać obrony „Juve”, zamienili się w Manchester United i jedyną taktyką do końca meczu okazywały się dośrodkowania. Wtedy najwięcej sytuacji miał Bale, który po niezłym początku marnował kolejne okazje. Walijczyk starał się trafić, ale wszystkie próby przechodziły obok bramki.

W ekipie z Madrytu na pochwały na pewno zasłużyli środkowi obrońcy, którzy ciągle wyprzedzali swoich rywali, umożliwiając szybkie budowanie ataków. Dobry okres zaliczył Toni Kroos, ale pod koniec meczu Niemiec wyglądał na wycieńczonego. Warto pochwalić też Casillasa, który miał dwie ważne interwencje przy strzałach Marchisio i Pogby. Cały mecz przypominał ostatnie starcie przeciwko Valencii, gdzie Ronaldo i spółka marnowali kolejne sytuacje.

Juventus po zwycięskim remisie może rezerwować bilety na lot do Berlina. Po raz pierwszy od 2003 roku „Bianconeri” docierają do finału, gdzie czeka na nich Barcelona. Juventus ma szansę na trzecie trofeum. Real zaś musi na kolejny rok odłożyć marzenia o zwycięstwie w Lidze Mistrzów. „Blancos” muszą obejść się smakiem i nie będą pierwszą drużyną, która obroni tytuł.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze