Legia z awansem do Champions League… Mimo trenera Besnika Hasiego


Trener mistrza Polski pokazuje się z coraz gorszej strony

23 sierpnia 2016 Legia z awansem do Champions League… Mimo trenera Besnika Hasiego
Michał Kołodko/iGol.pl

Udało się! Po 20 latach oczekiwań i wiecznych nadziei na przełamanie klątwy mamy upragniony awans mistrza Polski do Champions League. Szkoda tylko, że do świętowania dochodzi po jednym z najgorszych meczów naszej drużyny w europejskich pucharach w ostatniej dekadzie, który dobitnie ukazał wady szkoleniowca Legii, ewidentnie najsłabszego ogniwa zespołu w tym sezonie.


Udostępnij na Udostępnij na

Besnik Hasi. Kolega Michała Żewłakowa. Zagraniczny, z lepszej ligi, z Anderlechtem w trenerskim CV. To wszystko prawda, szkoda tylko, że jedyna rzecz, która przemawia za zatrudnieniem Albańczyka w Warszawie, to pierwsza część akapitu, czyli „kolega Michała Żewłakowa”. Nie może być tak, że kompan legendy polskiej piłki długo zostaje bez pracy. Nieważne, że klub z Brukseli, któremu w zasadzie z urzędu przypisuje się rolę faworyta każdych belgijskich rozgrywek, w końcówce jego kadencji grał najgorzej od lat. To nic, że kibice „Fiołków” od rozstania z Hasim oddychają z ulgą. To nic, że poza ładną marynarką u byłego defensywnego pomocnika nie widać większych atutów. Legia przecież nie ma z kim przegrać.

To chichot losu, że w czasach, w których polskie kluby, czy to Legia, czy to Wisła, były o dwie klasy lepsze niż obecna „e(L)ka”, zawsze coś musiało stanąć na przeszkodzie. Mostar, Trenczyn, Dundalk. Wszystkie te drużyny wyglądają na rywali z pierwszej rundy eliminacyjnej, te, których przejście jest obowiązkiem. I tak, udało się, trzy razy Polacy schodzili z boiska zwycięsko, ale coraz więcej przemawia za tym, że osiągali sukces nie dzięki, ale mimo trenera Besnika Hasiego.

Taktyka na chaos? Nie, drużyna na chaos!

Mecze z Górnikami, z Arką Gdynia i ten ostatni z Dundalkiem dobitnie pokazały, jak wiele do poprawy ma w tej chwili Legia. Jasne, na początku Albańczyka broniło wiele. Jodłowiec, Pazdan i Nikolić bez wakacji, prosto z turnieju o mistrzostwo Europy. Nowe realia, nieznajomość drużyny. Poważne, jak na mistrza kraju, braki kadrowe na niektórych pozycjach. Okres ochronny skończył się jednak tuż przed czwartą rundą eliminacji do Ligi Mistrzów.

Jeśli Dundalk jest w stanie strzelić bramkę, a legioniści zamiast odpowiedzieć czterema trafieniami pokazują strach w oczach… Jeśli ten sam strach odbija się w nieco dzikich źrenicach szkoleniowca. Jeśli Hasi macha bezładnie rękoma przy linii tylko po to, by bezradnie usiąść na ławce z nadzieją, że „jakoś to będzie”, a mecz „sam się ułoży”, to znaczy, że pora chyba powiedzieć wprost. Ten układ działał nie będzie nigdy.

Awans do Ligi Mistrzów wywalczono kosztem odpuszczenia Pucharu Polski. To jeszcze okej, trzeba mieć jakieś priorytety. Gorzej, że dokonano tego w sposób najgłupszy z możliwych. Hasi wystawił, nieco wbrew prezesowi Legii (którego grzechy wypada opisać w osobnym tekście), skład bliski do optymalnego i naraził go na 120 minut bezsensownego wysiłku, z rezultatem, który wywalczyłyby również rezerwy rezerw.

U Hasiego większość piłkarzy zapomniała, jakie ma zadania na boisku. Nie wie, jak poruszać się po placu, dubluje bezsensownie pozycje.

Puchar tysiąca drużyn to jedno, niemożliwie głupie manewry w lidze to drugie. Tak, Jakub Rzeźniczak pokazał, że jego forma jest daleka od jakiejkolwiek (o optymalnej z litości wspominać nie będziemy). Tak, Tomasz Brzyski daje sygnały, że piętno czasu odciska się na nim coraz mocniej (ale robi to od dobrych kilkunastu miesięcy). Tak, Stojan Vranjes znów zaangażowaniem nie dorównuje przejętym dzieciakom, które jego i pozostałych zawodników wprowadzają na murawę przed pierwszym gwizdkiem. Udowadnianie, że potrafi się rządzić twardą ręka w chwili, w której samemu popełnia się pięć błędów na pięć możliwych, pokazuje tylko słabość.

Stanisław Czerczesow wcale nie był wybitnym trenerem. Strona taktyczna pracy nie miała dla niego znaczenia, każdy trudniejszy moment kończył się niepotrzebną agresją. Argumentem broniącym Rosjanina jest jednak to, że jego Legia była JAKAŚ. Wybiegana, skacząca przeciwnikowi do gardła, tłamsząca rywala nieustannym pressingiem. U Hasiego większość piłkarzy zapomniała, jakie ma zadania na boisku. Nie wie, jak poruszać się po placu, dubluje bezsensownie pozycje. Najdroższy pod względem płacy w historii Ofoe musi wziąć 20 głębokich oddechów po przebiegniętych dziesięciu metrach.

https://twitter.com/tomekpasieczny/status/768171675183480833

Co osiągnął Hasi w Legii?

Żeby zbytnio nie zanudzać. Co jak dotąd udało się osiągnąć albańskiemu szkoleniowcowi, odkąd prowadzi Legię?

  • Niemożliwy bałagan taktyczny? JEST
  • Gra nieprzyjemna nawet dla najbardziej wprawionego oka? JEST
  • Skłócona szatnia i gwizdy na trybunach? SĄ
  • Bramkarz bohaterem pięciu na sześć spotkań? JEST
  • Zakontraktowanie najdroższego i najbardziej nieprzygotowanego piłkarza w historii ekstraklasy? JEST

Broni go tylko jedna jedyna rzecz. Awans do Ligi Mistrzów? Jest.

Historia jednak lubi śmiać się kibicowi w twarz…

Komentarze
Czesiek (gość) - 8 lat temu

:) ciekawe jak to się wszystko skończy...

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze