Legia podtrzymuje nadzieje!


26 listopada 2015 Legia podtrzymuje nadzieje!

Legia wygrała z FC Midtjylland 1:0 i pozostaje w grze o awans do fazy pucharowej Ligi Europy. Zwycięstwo osiągnięte w męczarniach, wyszarpane, ale właśnie tak, w bólach i pocie czoła, pisze się najpiękniejsze piłkarskie historie. Promyk nadziei wciąż tli się przy Łazienkowskiej 3.


Udostępnij na Udostępnij na

Sporo problemów miał przed meczem o wszystko trener Czerczesow. Eksperymentalne zestawienie linii obrony, Ondrej Duda i Stojan Vranjes jako duet w środku pola. Daleko od oczekiwań, daleko od optymalnego zestawienia wicemistrza Polski.

Mimo wszystko Legia ruszyła z animuszem. Kilka stałych fragmentów gry na początku meczu, które egzekwował Ondrej Duda, nie przyniosły jednak skutku. Przewaga Legii nie podlegała dyskusji. Już w 8. minucie gry stadion eksplodował z radości, gdy piłkę w siatce umieścił Nikolić, jednak bramka nie została uznana, gdyż Węgier był na minimalnym spalonym.

Taki obrót spraw nieco otrzeźwił Duńczyków, którzy zaczęli dłużej utrzymywać się przy piłce. Legioniści cofnęli się do defensywy i oczekiwali na kontraktaki. Szczególnie niebezpieczne okazały się długie wrzuty z autu wykonywane przez Hansena, który raz po raz posyłał piłkę w pole karne Legii niczym za najlepszych lat Tomasz Hajto czy Rory Delap. Po jednym z takich wrzutów piłka o mały włos nie zatrzepotała w siatce, jednak na posterunku był Arkadiusz Malarz.

Legioniści nie ryzykowali pressingu, zacieśnili szyki i konsekwentnie przesuwali za piłką. Przewaga Midtjylland w posiadaniu była bezowocna. Dobrze wyglądał sklecony naprędce środek pola Vranjes-Duda. Zarówno Serb, jak i Słowak zaskakująco dobrze spisywali się w odbiorze piłki, a także nieźle kreowali grę do przodu. Cieszy zwłaszcza rekonesans formy słowackiego pomocnika.

W pierwszej połowie trudno było odnaleźć pierwiastki piłkarskiej klasy, celnych, finezyjnych zagrań było jak na lekarstwo. Nie bójmy się tego stwierdzenia, przez pierwsze pół godziny byliśmy świadkami typowego meczu walki, co było widoczne na boisku, na którym raz po raz pojawiali się masażyści obydwu zespołów. Marazm mógł przerwać Nikolić, który świetnie znalazł się w polu karnym (w końcu za to mu przy Łazienkowskiej płacą), jednak mając piłkę na 11 metrze, po idealnym koźle „złamał piłkę” i kopnął wprost w ręce interweniującego Andersena. Jednak co się odwlecze, to nie uciecze…

W 35. minucie Igor Lewczuk przypomniał sobie czasy gry w bydgoskim Zawiszy. Doskonale odnalazł się na prawym skrzydle i dośrodkował na głowę Aleksandara Prijovicia, który w stylu godnym „polskiego Ibry” wpakował piłkę do siatki gości, czym zadziwił warszawską społeczność.

Legioniści poszli za ciosem i przed przerwą jeszcze kilkukrotnie zdołali zagrozić bramce gości. Przez pewien czas Liga Europy zamieniła się w NHL, a przed bramką Midtjylland Legia założyła hokejowy zamek. Zaskakująco dobrze spisywał się Prijović, który po pięknej bramce mógł zanotować asystę, jednak po jego podaniu Nikolić trafił w obrońcę.

W przerwie do piłkarzy Legii z pewnością dotarła wiadomość z Brugii, gdzie Napoli prowadziło z Club Brugge 0:1. Przy takim układzie wyników „Wojskowi” wciąż zachowywali szanse na to, aby zagrać wiosną w europejskich pucharach.

Jednak po przerwie do ataków ruszyli goście, którzy z zapałem zabrali się do odrabiania strat. Duńczycy na początku drugiej połowy wygrywali więcej stykowych piłek, wyglądali na zespół, któremu, mówiąc kolokwialnie, bardziej się chce. W 53. minucie kibicom Legii mogły zadrżeć serca. Groźny strzał Roemera na raty łapał Malarz, który swojego błędu o mały figiel nie przypłaciłby urazem głowy. Legia odpowiedziała groźnym strzałem z rzutu wolnego Stojana Vranjesa, który jednak minimalnie chybił.

W 60. minucie, w pozornie niegroźnej sytuacji, kontuzji doznał Prijović, który musiał opuścić boisko. A szkoda, bo dzisiejszy mecz w wykonaniu napastnika Legii był naprawdę przyzwoity. W jego miejsce pojawił się Guilherme, którego brak w wyjściowej jedenastce musiał być sporym zaskoczeniem. Po wejściu na boisko Brazylijczyka Ondrej Duda przeniósł się na pozycję numer 10 i operował bliżej Nemanji Nikolica, który wcześniej szukał sobie miejsca w bocznych strefach boiska, cierpiąc na brak podań za linię obrony Duńczyków.

Świetne zawody rozgrywał Lewczuk, który nie tylko doskonale dowodził defensywą gospodarzy (opaska kapitana zdecydowanie robi swoje), ale także stosunkowo często inicjował ofensywne akcje Legii. Po jednym z jego ofensywnych wejść legioniści mieli doskonałą sytuację, jednak w ostatnim momencie nowemu kapitanowi „Wojskowych” zabrakło podjęcia odpowiedniej decyzji i oddał słaby strzał, zamiast podawać w kierunku lepiej ustawionego Kucharczyka.

Od 70. minuty zaczęła się rysować wyraźna przewaga Legii. Piłkarze gospodarzy imponowali zaciętością, ambicją i wolą walki, ale także piłkarską dojrzałością. Kontry, raz po raz wyprowadzane przez legionistów, siały popłoch w szeregach defensywy Duńczyków. Szczególnie groźny był Trickovski, który stał się motorem napędowym szybkich ataków Legii. Były piłkarz APOEL-u dryblował, strzelał, ale piłka nijak nie chciała wpaść do bramki gości. Dziesięć minut później widzieliśmy efekt zaangażowania Trickovskiego – uraz pachwiny i zjazd do bazy. Na boisku zameldował się Michał Żyro.

Futbol mógł pokazać swoją brutalną twarz w 80. minucie, gdy po okresie przewagi Legii przed doskonałą okazją stanął Onuachu. Autostrada między Jodłowcem a Lewczukiem, prostopadłe podanie i gdyby nie przytomne wyjście Malarza, byłby remis. Golkiper Legii znów dowiódł, że mimo upływu lat wciąż jest w stanie godnie zastąpić Dusana Kuciaka.

Końcówka meczu to spokojna, wyrachowana gra Legii, która nie dała zagrozić swojej bramce. Przy odrobinie szczęścia mogła nawet podwyższyć wynik, ale Nikoliciowi i Saganowskiemu zabrakło szczęścia. Trzeba przyznać, że sztab Czerczesowa miał na ten mecz plan. Plan niezbyt widowiskowy, niezbyt przyjemny dla oka, ale skuteczny. Solidna defensywa w połączeniu ze swobodą w ofensywnie dały tak potrzebne trzy punkty.

 

 

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze