Błędy w kryciu, złe ustawianie, niecelne podania — można tak wymieniać i wymieniać. Legia Warszawa po fatalnej grze przegrała 5:2 z SSC Napoli, tracąc jakąkolwiek szansę na grę w 1/16 Ligi Europy. „Legioniści” pomimo wielkich oczekiwań przegrali czwarty mecz i zajęli ostatnie miejsce w grupie.
Przedsmak rywalizacji obu klubów mieliśmy już w nocy, jednak była ona daleka od idei kulturalnego dopingu. Kibice Legii Warszawa i SSC Napoli postanowili zmierzyć się w walce wręcz. Początkowo na lotnisku, żeby później przenieść się do centrum miasta. Efekt? 16 aresztowań zarówno po stronie polskiej, jak i włoskiej. Atmosfera była gęsta, bo warszawiacy nie przyjechali do Włoch na wczasy, a świętować awans do fazy pucharowej Ligi Europy (przynajmniej w teorii).
Legia nigdy nie wygrała w Italii.Dziś pora to zmienić. pic.twitter.com/1yhiYw17hD
— Bartosz Gleń (@BartoszGlen) December 10, 2015
I słusznie, bo jeszcze przed rozpoczęciem spotkania Legia Warszawa miała matematyczne szanse na awans. Przypomnijmy: aby wyjść z grupy, „Legioniści” mieli zwyciężyć we Włoszech, a mecz pomiędzy FC Midtjylland a Clubem Brugge musiał się skończyć remisem. Niestety mało kto wierzył, że warszawiacy wygrają na wyjeździe, i tak się też nie stało. Jakby tego było mało, w Danii padł remis 1:1…
Pierwsza połowa w wykonaniu Legii Warszawa mogłaby służyć jako poradnik, jak nie grać w piłkę. Zawodnicy Stanisława Czerczesowa wyglądali jak dzieci we mgle. Stworzyli zero sytuacji bramkowych, nie pokazali żadnego pomysłu na SSC Napoli. Taka typowa gra na alibi, która prędzej czy później musiała zebrać żniwo w postaci kilku goli. Ku nieszczęściu „Legionistów”, włoski klub pomimo dużej części rezerwowych zawodników nie zapomniał, jak gra się w piłkę nożną i strzelanie zaczął szybko.
Worek z bramkami w 31. minucie rozwiązał Nathaniel Chalobah, który łatwo minął Michała Pazdana i strzałem pod poprzeczkę pokonał Dusana Kuciaka. Dla wypożyczonego z Chelsea Londyn pomocnika był to zaledwie drugi mecz w barwach SSC Napoli. Włosi nie zdążyli nacieszyć się pierwszą bramką, a już było 2:0. Po błędzie Tomasza Jodłowca piłka trafiła do Lorenzo Isigne, a ten zamienił ją na gola. Dalej już w drugiej połowie strzelali Jose Callejon, a sianie zniszczenia zakończył Dries Mertens, dwukrotnie wpisując się na listę strzelców.
https://twitter.com/FOOTBALLOR1/status/675024224822542336
Można powiedzieć, że błąd Tomasza Jodłowca odzwierciedla grę całej Legii Warszawa, która pomimo straty bramek nadal nie atakowała, bo zdecydowanie sygnalizowanego i lekkiego strzału Nemanji Nikolicia atakiem nazwać nie można. Warszawiacy grali bardzo defensywnie, a gdy już któryś z piłkarzy był przy piłce, to szybko ją tracił. Po przerwie w tej materii mało się zmieniło. Co prawda Legia próbowała zmazać wielką plamę z poprzedniej połowy, kilka akcji to jednak za mało. Po obejrzeniu meczu odnosi się wrażenie, że strzelenie dwóch bramek przez Stojana Vranjesa i Alaksandara Prijovicia to szczyt dzisiejszych umiejętności zespołu Czerczesowa. Nie można wyróżnić żadnego zawodnika, bo wszyscy grali podobnie słabo.
https://twitter.com/Fryzjer_PL/status/675030082478542848
Patrząc na remis w Danii, Legia była przed ogromną szansą na awans do 1/16 Ligi Europy. Chcielibyśmy powiedzieć: grali fantastycznie, przegrali pechowo, jednak nie ma się co oszukiwać. Podopieczni Stanisława Czerczesowa dostali prawdziwą lekcję futbolu. Przez większość meczu Włosi bawili się z wicemistrzem Polski. Wyglądało to jak sparing zespołu z zaplecza ekstraklasy z… no właśnie, z SSC Napoli. Z drużyną, która ani na moment nie straciła kontroli nad spotkaniem i pokazała, że nie bez powodu wygrała wszystkie mecze w grupie.