HSV (znów) w kryzysie. „Dinozaury” spadną z Bundesligi?


Nie tak miał wyglądać początek nowego sezonu dla HSV

30 września 2016 HSV (znów) w kryzysie. „Dinozaury” spadną z Bundesligi?
Panoramio.com

Sezon 2015/2016 był dla HSV przełomowy. Po dwóch poprzednich, które hamburczycy kończyli na 16. miejscu i o utrzymanie musieli bić się w barażach, bundesligowy byt udało się zachować wcześniej, bo w końcowej tabeli zespół z północnych Niemiec uplasował się na 10. miejscu. Intensywne lato, podczas którego „Dinozaury” przebudowały kadrę i kupiły kilku bardzo ciekawych graczy, dawało nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej, a w najlepszym wypadku zespół awansuje nawet do pucharów. Na początku sezonu te plany i marzenia trzeba weryfikować.


Udostępnij na Udostępnij na

Bo po pięciu kolejkach nowej kampanii HSV zajmuje 17. miejsce z dorobkiem jednego punktu (gorsze jest tylko Schalke, które ma komplet porażek). Fatalny początek rozgrywek sprawił, że z pracą po półtora roku pożegnał się Bruno Labbadia, dla którego było to drugie podejście w tym miejscu (poprzednie przypadło na lata 2009-2010, był to okres, kiedy HSV grało w pucharach).

Fatalny początek rozgrywek HSV sprawił, że z pracą po półtora roku pożegnał się Bruno Labbadia, dla którego było to drugie podejście w tym miejscu (poprzednie przypadło na lata 2009-2010, był to okres, kiedy HSV grało w pucharach).

Jego następcą został Markus Gisdol. Do nowego trenera hamburczyków jeszcze zdążymy na chwilę wrócić. Skupmy się teraz na przyczynach kryzysu, który powoduje, że wśród kibiców z północy Niemiec odżywają koszmary ostatnich lat i wspomnienia porażek. A te przecież sprawoły, że niewiele zabrakło, a doszłoby do historycznego spadku z Bundesligi.

Beiersdorfer, czyli „twarz” problemów

Za „twarz” kryzysu uważany jest Dietmar Beiersdorfer, który w latach 2002-2009 (Hamburger SV w tym okresie grał nawet w Lidze Mistrzów) pracował w portowym mieście jako szef sportu HSV. Następnie próbował swoich sił zarówno jako dyrektor sportowy koncernu Red Bull i Zenita Sankt Petersburg, jaki i szef RB Lipsk. Do Hamburga wrócił w lipcu 2014 roku. Po ogłoszeniu tej decyzji wśród osób związanych z klubem zapanowała ogromna radość i nadzieja na lepsze jutro.

Tak się jednak nie stało, a atmosfera – kolokwialnie mówiąc – siadała. I nie chodzi nawet o same wyniki (choć były one jak na oczekiwania złe), ale sprawy organizacyjno-finansowe. Nie dość, że klub zmagał się z problemami finansowymi (wiosną ogłoszono, że HSV ma 90 milionów euro długu, co w Niemczech jest niemal ewenementem, ale mimo tych przeciwności dokonał kilku drogich wzmocnień), to jeszcze wiosną tego roku postanowiono pożegnać się z dyrektorem sportowym Peterem Knabelem, który miał jeszcze kontrakt przez 12 miesięcy.

Jego miejsce zajął Dietmar Beiersdorfer, który łączył tę funkcję z funkcją szefa zarządu. Pomysł ten jest szeroko krytykowany przez niemieckich publicystów i dziennikarzy. Trzy grosze dorzucił np. rekordzista pod względem liczby występów w kadrze niemieckiej Lothar Matthaeus, który w swoim kąciku publicystycznym w SportBild napisał, że Beiersdorfer to nie jest Karl-Heinz Rummenigge, który wie, jak należy prowadzić sportową politykę. On powinien skupić się przede wszystkim na swoich kluczowych zadaniach. Zrobi też dużą przysługę dla klubu, jeżeli znajdzie nowego dyrektora sportowego. Być może to ostatnie „życzenie” Matthaeusa zostanie niedługo spełnione, ponieważ coraz głośniej mówi się, że na tę funkcję zostanie mianowany Horst Heldt – do niedawna dyrektor sportowy Schalke.

Beiersdorfer to nie jest Karl-Heinz Rummenigge, który wie, jak należy prowadzić sportową politykę. On powinien skupić się przede wszystkim na swoich kluczowych zadaniach. Zrobi też dużą przysługę dla klubu, jeżeli znajdzie nowego dyrektora sportowego. Lothar Matthaeus w „SportBildzie”

Organizacyjnie źle, sportowo również

Przejdźmy teraz do kwestii stricte sportowych, bo one również, albo przede wszystkim, powodują,  że HSV jest w tym miejscu, w którym jest. Nie brakuje głosów, że zespół jest niezbyt dobrze przygotowany fizycznie. Teza ta może być jak najbardziej uzasadniona, bo we wszystkich pięciu pierwszych meczach nowego sezonu ligowego hamburczycy bramki tracili wyłącznie po 60. minucie gry!

We wszystkich pięciu pierwszych meczach nowego sezonu ligowego hamburczycy bramki tracili wyłącznie po 60. minucie gry.

Niezbyt dobrze spisują się letnie nabytki, po których tyle sobie obiecywano. Bobby Wood strzelił co prawda już dwa gole w dwóch pierwszych meczach, ale w kolejnych trzech zaciął się na dobre. Filip Kostić, który został sprowadzony za 14 milionów euro ze Stuttgartu (rekord transferowy), na razie nie zrobił jakiejś spektakularnej akcji, po której moglibyśmy krzyknąć: to jest to! Alen Halilović przesiaduje głównie na ławce rezerwowych (narzeka na to jego ojciec, który twierdzi, że nie tak miał wyglądać pobyt w Niemczech jego syna).

Problemy są również z tyłu, bo w niemal każdym meczu defensywa popełnia mniejsze bądź większe klopsy, a jeżeli dodamy do tego, że Rene Adler, który został wybrany przez „Kickera” na najlepszego bramkarza zeszłej kampanii, na początku sezonu nie jest w jakiejś spektakularnej formie (pomijając mecz z Bayernem, bo z Bawarczykami rozegrał świetną partię), nie można mocno się dziwić, że początek jest taki, jaki jest, czyli bardzo nijaki.

HSV nowym Atletico?

Nadzieją na lepsze jutro może być Markus Gisdol, który wie, co to znaczy pracować w ekstremalnych warunkach. W kwietniu 2013 roku objął po Marco Kurzu zmierzające pewnym krokiem do 2. Bundesligi Hoffenheim, ale dzięki fenomenalnej końcówce rozgrywek byt w Bundeslidze udało się zachować. W Sinsheim pracował do października zeszłego roku, a zwolniony został po porażce z… HSV prowadzonym przez Bruno Labbadię!

Pierwszy sprawdzian 47-letni trener przejdzie już w weekend w Berlinie, gdzie HSV podejmie miejscową Herthę. Zadanie, patrząc na statystyki ostatnich latach, będzie piekielnie trudne, bo HSV od 2012 roku nie tylko przegrało wszystkie mecze w stolicy, ale też nie zdobyło ani jednej bramki.

Pierwszy sprawdzian Gisdol przejdzie już w weekend w Berlinie, gdzie HSV podejmie miejscową Herthę. Zadanie, patrząc na statystyki ostatnich latach, będzie piekielnie trudne, bo HSV od 2012 roku nie tylko przegrało wszystkie mecze w stolicy, ale też nie zdobyło ani jednej bramki.

Nie wiemy, jakim wynikiem to spotkanie się zakończy, ale możemy zacząć bawić się we wróżbitów i prognozować, jak będzie wyglądał projekt pt. HSV Gisdola. Pierwsze dni nowy szkoleniowiec poświęcił przede wszystkim na mentalne odblokowanie zespołu i rozmowy z piłkarzami. – Staram się rozmawiać z 60-70% piłkarzy ze składu, który będzie grał. Wszystko inne jest niemożliwe z powodu ograniczenia czasowego – twierdzi. A jak to wszystko może wyglądać za kilka tygodni bądź miesięcy? Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, zobaczymy najprawdopodobniej Atletico Madryt w niemieckim wydaniu, bo właśnie z filozofii Diego Simeone nowy trener hamburczyków czerpie bardzo dużo i jest nią zafascynowany.

Z filozofii Diego Simeone Gisdol czerpie bardzo dużo i jest nią zafascynowany.

Jeżeli HSV poprawi grę i wszystkie pomysły Gisdola wypalą, o utrzymanie nie powinno być trudno, ponieważ jesteśmy dopiero na starcie sezonu i różnice punktowe nie są jeszcze duże (do 15. Werderu „Dinozaury” tracą tylko dwa punkty). Jeżeli jednak plan rozwali się jak domek z kart, kibice będą coraz bardziej nerwowi, a w ich oczy zajrzy widmo pierwszego w historii spadku  z Bundesligi. Jak będzie naprawdę? Przekonamy się z czasem.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze