„Królewscy” lepsi od „The Citizens”! Przed nami madrycki finał Champions League!


4 maja 2016 „Królewscy” lepsi od „The Citizens”! Przed nami madrycki finał Champions League!

Real Madryt pokonał Manchester City 1:0 po samobójczym trafieniu Fernando i zasłużenie awansował do finału Ligi Mistrzów. Spotkanie na Santiago Bernabeu nie zachwyciło, nie porwało, a wręcz zawiodło. Na szczęście teraz może być już tylko lepiej – o puchar Champions League "Królewscy" zawalczą w madryckim finale z Atletico.


Udostępnij na Udostępnij na

Real udowodnił dziś, że jest po prostu piłkarsko znacznie lepszy od Manchesteru. Podopieczni Zinedine’a Zidane’a kontrolowali mecz od pierwszej do ostatniej minuty, byli lepsi niemal w każdym sektorze boiska i pokazali, że w pełni zasługują na występ w finałowym spotkaniu na San Siro. O dzisiejszym zwycięstwie „Królewskich” zdecydowała w dużej mierze świetna postawa środkowych pomocników – Kroosa, Modricia i Isco, a także niemal bezbłędna gra w defensywie. To wystarczyło na bezbarwny zespół z Manchesteru, który choć na papierze prezentuje się bardzo okazale, od lat zawodzi w europejskich pucharach.

Obaj trenerzy nie zaskoczyli nas desygnowaną do gry jedenastką. W drużynie Realu w miejsce kontuzjowanych Casemiro i Benzemy na boisko od pierwszej minuty wybiegli Isco oraz Jese, z kolei w ekipie „The Citizens”  z powodu absencji Davida Silvy na murawie zobaczyliśmy (niestety) Yaya Toure. Jednak największą zmianą w porównaniu z pierwszym spotkaniem między tymi zespołami był powrót na murawę Cristiano Ronaldo.

Spotkanie na Santiago Bernabeu rozpoczęło się w całkiem dobrym tempie, a w porównaniu z pierwszym meczem w Manchesterze wręcz w zawrotnym. Z biegiem czasu coraz mocniej do głosu dochodzili „Królewscy” – Real zepchnął rywali do defensywy i mimo że początkowo nie potrafił stworzyć sobie żadnej klarownej sytuacji do zdobycia gola, to już po 20 minutach dopiął swego.

Główny udział przy zdobyciu bramki dla gospodarzy miał Gareth Bale, lecz jak zobaczyliśmy na powtórce, było to trafienie samobójcze. Walijczyk został obsłużony świetnym prostopadłym podaniem przez Carvajala i z rogu pola karnego zamierzał dograć futbolówkę do wbiegającego środkiem Ronaldo. Jednak tuż po jego dograniu piłka odbiła się od interweniującego wślizgiem Fernando i zahaczając jeszcze o słupek, trafiła do siatki Manchesteru. Może i był to przypadek, ale jakże efektowny!

 

Dalsza część pierwszej połowy również upłynęła pod dyktando graczy Realu. W środku pola dzielił i rządził Isco, a na skrzydłach dobrze włączali się do akcji ofensywnych Marcelo i Carvajal. „Królewscy” nieco zwolnili tempo, lecz w 100% kontrolowali boiskowe wydarzenia. Z kolei „The Citizens” byli zupełnie bezradni. Brakowało połączenia między formacjami, Sergio Aguero dostawał piłek jak na lekarstwo, a w dużej mierze odpowiedzialny był za to prezentujący się w środku pola wręcz żałośnie Yaya Toure. Iworyjczyk ruszał się niczym w zwolnionym tempie, a jego brak zaangażowania w grę trzeba nazwać więcej niż bezczelnym.

Zresztą zobaczcie sami.

Na szczęście już od początku drugiej części spotkania gracze obu drużyn wydawali się znacznie bardziej chętni do walki i poświęceń niż rozgrywający „The Citizens”. Krótko po przerwie przypomniał o sobie wracający po kontuzji Ronaldo, którego dwa groźne strzały wyłapał Joe Hart. Angielski bramkarz musiał poradzić sobie również w sytuacji sam na sam z nieco zaskoczonym nieodgwizdaniem spalonego Luką Modriciem, a także drżeć ze strachu, gdy po strzale z głowy Garetha Bale’a piłka odbiła się od poprzeczki.

Z kolei City wyglądało lepiej niż w pierwszej połowie, lecz nie potrafiło stworzyć sobie niemal żadnych sytuacji do strzelenia gola. Nawet gdy piłka zbliżała się już do szesnastki Realu, to tam świetnie interweniowali defensorzy „Królewskich”, a graczom „The Citizens” zwyczajnie brakowało pomysłu na zaskoczenie rywali. Aguero dalej pozostawał zupełnie niewidoczny, De Bruyne był cieniem samego siebie, a Yaya Toure na szczęście został w końcu zmieniony przez Rahima Sterlinga.

Mniej więcej wtedy właśnie coś się zmieniło, coś tknęło w grę City odrobinę animuszu i woli do zmienienia losów dwumeczu. Ale to by było na tyle. Manchester nie potrafił w żaden sposób sforsować obrony Realu, ba, oprócz maksymalnie dwóch sytuacji nie bywał nawet blisko dokonania tej sztuki. Co prawda przejął inicjatywę, rozgrywał piłkę, lecz do końca spotkania pozostał zupełnie nieefektywny.

Mecz zakończył się bardzo sprawiedliwym zwycięstwem  „Królewskich” 1:0, którzy dzięki bardzo solidnej grze we wszystkich sektorach boiska zasłużenie awansują do finału Champions League. Rywalizacja na Santiago Bernabeu nie porwała, nie zachwyciła i może dobrze, że już się zakończyła. Teraz czas na coś znacznie większego. Czas na madrycki finał Champions League!

Drugi raz w ciągu ostatnich trzech lat u progu futbolowego raju spotkają się Real i Atletico. Przed dwoma laty po dramatycznym spotkaniu zwyciężyli faworyzowani „Królewscy”, a w tym roku rywalizacja o puchar Champions League obu drużyn zapowiada się chyba jeszcze bardziej pasjonująco. Atletico jest dziś znacznie mocniejsze niż w roku 2014, a Real pod wodzą Zidane’a bywa bardzo nieobliczalny. Musimy zapomnieć już o minionych półfinałach, nudnych meczach i leniwych piłkarzach, a przygotować się na wielki spektakl w finałowym spotkaniu na San Siro.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze