Korona po ponad 20 latach pokonała Zagłębie 1:0, a strzelcem jedynego gola jest Maciej Korzym. Jeśli pierwsza połowa jeszcze nadawała się do oglądania, to druga część spotkania mogłaby się nie odbyć. Zagłębie miało okazje do wyrównania, jednak Woźniak w ostatniej minucie nie potrafił pokonać Małkowskiego.
Trener Ojrzyński pauzującego Golańskiego zastąpił Kijanskasem, co było do przewidzenia, ale zaskoczył wystawieniem na prawym skrzydle Foszmańczyka, który poprzedniego meczu z Bełchatowem nie oglądał nawet z ławki. W składzie Zagłębia zaszła jedna zmiana – zamiast Rakowskiego oglądaliśmy Wilczka.
Jako pierwsze do ataku ruszyło Zagłębie. Papadopulos strzelał przewrotką z 16. metra, ale uderzenie było za słabe, by sprawić jakiekolwiek problemy Małkowskiemu. Od pierwszych minut było jasne, jak Zagłębie będzie próbowało się dostać pod bramkę przeciwnika – Jeż rozrzucał piłki do skrzydeł, by tam Małkowski z Pawłowskim próbowali pojedynków jeden na jeden.
6. minuta gry przyniosła pierwszy groźny strzał gospodarzy, ale uderzenie Foszmańczyka trafiło prosto w dobrze ustawionego Gliwę. Pięć minut później na niezły strzał z okolic 25. metra zdecydował się Sobolewski, ale bramkarz „Miedziowych” wyłapał lecącą piłkę. Gliwa po raz kolejny dobrze się zachował w 16. minucie, gdy wybronił silny strzał lewą nogą Michała Janoty. Dobijał jeszcze Korzym, jednak uderzeniem tego kopnięcia nazwać nie można.
Pierwsze 25 minut należało do gospodarzy, jednak większość swoich strzałów oddawali z dystansu i nie potrafili stworzyć sobie stuprocentowych okazji. W 29. minucie z rzutu wolnego uderzał Małkowski, ale jego strzał bez problemów obronił… Małkowski, do bramki było zdecydowanie za daleko. Jak zagrywać ze stałego fragmentu, pokazał chwilę później Janota, którego uderzenie Gliwa cudem sparował na poprzeczkę, ale przy dobitce głową Korzyma z najbliżej odległości nie miał już szans. Było to drugie trafienie tego napastnika w tym sezonie. Chwilę po tej bramce gospodarze mogli podwyższyć, lecz świetną klepkę Korzyma z Foszmańczykiem zablokował wślizgiem Costa.
Pięć minut przed końcem pierwszej połowy zza pola karnego strzelał Banaś, ale futbolówka została wybita na rzut rożny. Przed zejściem do szatni nie zobaczyliśmy już żadnej ciekawej akcji. Na przerwę to piłkarze Korony schodzili z jednobramkowym prowadzeniem. I było to prowadzenie jak najbardziej zasłużone – goście nie potrafili się odnaleźć na boisku i poważnie zagrozić bramce kielczan.
W przerwie trenerzy obu drużyn dokonali po jednej zmianie – w Zagłębiu za Wilczka wszedł Rakowski, a w Koronie Sierpina zmienił Foszmańczyka. To właśnie młody zawodnik „Złocisto-krwistych” popisał się niezłym rajdem pięć minut po wejściu na boisko, ale jego prostopadłe podanie zostało przechwycone. W 54. minucie przyzwoicie uderzył Jovanović, lecz piłka leciała wprost w środek bramki i Gliwa pewnie ją złapał. Dopiero po godzinie gry lubinianie potrafili groźnie strzelić – wreszcie podłączył się Vidanov, który wrzucił do niekrytego Jeża, a ten uderzył z pierwszej piłki za słabo, by Małkowski musiał wyciągać piłkę z siatki. Paradoksalnie większym zagrożeniem od lubinian dla Korony byli… sami kielczanie. Ostra wrzutka Vidanova odbiła się od Lisowskiego i poleciała w kierunku bramki, jednak tylko otarła się o górną krawędź poprzeczki.
W 67. minucie trenerzy zdecydowali się na kolejne zmiany – Abwo zastąpił słabo spisującego się Pawłowskiego, a Szekely wszedł za Janotę, którego warto pochwalić za to spotkanie. Na kwadrans przed końcem trener Hapal postawił wszystko na jedną kartę i za Bilka wprowadził Woźniaka. Chwilę wcześniej Lech zmienił natomiast strzelca bramki, Macieja Korzyma.
Ostatnie pół godziny meczu było żenujące. Gdyby sędzia Raczkowski odgwizdał koniec spotkania w 60. minucie, żaden postronny widz by się nie obraził. Korona cofnęła się pod swoją bramkę, a Zagłębie pokazało braki w rozegraniu piłki. Piłkarze tego zespołu w żaden sposób nie potrafili się przedostać pod pole karne przeciwnika. Dodatkowo gracze z Lubina kilka razy brzydko faulowali gospodarzy. I gdy już wszyscy myśleli, że emocji w tym spotkaniu nie będzie, lubinianie mieli szansę na zdobycie gola. Przypadkowo została zagrana piłka na 11. metr, błąd obrońców Korony wykorzystał Woźniak, ale Małkowski popisał się nieprawdopodobnym refleksem i sparował futbolówkę na słupek. Do końca nie zobaczyliśmy już bramek i mecz zakończył się wynikiem ustalonym w pierwszej połowie. Zagłębie pozostaje w strefie spadkowej, a kielczanie dopisują do swojego konta trzy punkty.
Spodziewałem się wszystkiego, ale że będziemy
przed Wisłą w tabeli , spore zaskoczenie , heh
A tak serio. Dobrze, że udało się wygrać . Strata
punktów ze słabo grającym Zagłębiem byłaby
niedopuszczalna Miejsce w tabli po wszystkich
spotkaniach pewnie będzie 12 ( tej kolejki ) , ale i
tak lepsze to niż strefa spadkowa