Marzenia rozbite w przestworzach


Przypominamy największe katastrofy lotnicze w historii piłki nożnej

30 listopada 2016 Marzenia rozbite w przestworzach

Piłkarski świat płacze. Futbolowa rodzina po raz kolejny straciła swoich wielkich, niezastąpionych członków. Kiedy wsiadali na pokład samolotu, nie mogli doczekać się wyjścia na murawę podczas finałowego meczu Copa Sudamericana. Uśmiechnięci, szczęśliwi, pełni nadziei. Tacy też będą zapamiętani. Piłkarze Chapecoense już nigdy na murawę nie wybiegną. Sztab trenerski nie poprowadzi już więcej treningów. Prezes i działacze klubu nie podejmą nowych, ważnych decyzji. Dziennikarze przebywający wówczas w samolocie już nigdy nie pochwalą zawodników za ich kapitalny występ. Wszyscy ci, którzy zginęli podczas tej wielkiej tragedii, zasiądą teraz na najwyższej z trybun i będą spoglądać, jak inni podnoszą klub z kolan.


Udostępnij na Udostępnij na

Dramat, który dotknął brazylijskie Chapecoense, nie był pierwszym, choć miejmy nadzieję, że jest ostatnim. Na przestrzeni kilkudziesięciu lat, kiedy podróże lotnicze stawały się coraz bardziej popularne, dochodziło do podobnych przykrych wydarzeń, w których życie tracili ludzie związani z futbolem.

AC Torino – 1949

4 maja 1949 roku włoskie wzgórze Superga zabrało z tego świata 31 osób związanych z byłym klubem Kamila Glika. Na pokładzie trzysilnikowego samolotu marki Fiat znajdowali się piłkarze, działacze i dziennikarze turyńskiego zespołu. Wracali z Lizbony, gdzie kilkanaście godzin wcześniej rozegrano towarzyskie spotkanie pomiędzy Torino i Sportingiem. Nic nie zapowiadało nadchodzącej tragedii. Załoga samolotu po trzech godzinach lotu (trzeba pamiętać, że wówczas podróże lotnicze nie były tak błyskawiczne jak obecnie) dotarła na lotnisko w Barcelonie, gdzie maszynę zgodnie z planem zatankowano i przygotowano do dalszej części przeprawy. Po południu samolot znalazł się w przestrzeni powietrznej Włoch i spokojnie zmierzał do Turynu. Niestety, warunki pogodowe uległy znacznemu pogorszeniu. Niebo spowiła gęsta mgła, przez co widoczność drastycznie spadła. Samolot powoli zbliżał się do portu lotniczego, jednak piloci musieli co chwilę zmniejszać pułap lotu. Przelatując nad wzgórzem Superga (675 m n.p.m.), maszyna zahaczyła o znajdującą się tam bazylikę. Samolot rozbił się o mury i uległ całkowitemu zniszczeniu. Nikt nie przeżył katastrofy.

W owym czasie Torino uchodziło za jedną z najmocniejszych drużyn piłkarskich w Europie. Włoski klub zdominował rozgrywki na własnym podwórku – zaczynając od roku 1946, „Byki” zdobyły trzy tytuły mistrzowskie z rzędu, czemu zawdzięczały swój przydomek „Grande Torino”. Wszystko wskazywało również na to, że klub pewnie zmierza po kolejne trofeum mistrza kraju. W chwili katastrofy piłkarze z Turynu zajmowali pierwsze miejsce w tabeli ligowej, a do końca rozgrywek pozostały cztery spotkania. Po dramatycznym wydarzeniu działacze Milanu zgłosili się do zarządu najwyższej klasy rozgrywkowej z propozycją, by tytuł mistrzowski automatycznie został nadany AC Torino. Inne włoskie drużyny nie protestowały i z chęcią przystały na propozycję mediolańczyków.

Co roku, w rocznicę katastrofy na wzgórzu Superga, odbywają się uroczystości poświęcone tragicznie zmarłym: piłkarzom, działaczom, dziennikarzom i załodze samolotu. Na miejscu wypadku pojawia się także kapitan Torino, który wzniośle odczytuje nazwiska poległych. Tego zaszczytu dostąpił też Kamil Glik, który był pierwszym w historii drużyny kapitanem niepochodzącym z Włoch.

Manchester United – 1958

Pogoda w Monachium była tego dnia niezwykle dokuczliwa. Obfite opady śniegu, silny wiatr i siarczysty mróz nie sprzyjały wychodzeniu z domu, a co dopiero mówić o podróżowaniu samolotem. Niestety, w takich warunkach przystało drużynie Manchesteru United wracać do kraju z Belgradu, gdzie „Czerwone Diabły” zremisowały 3:3 z Crveną Zvezdą i wywalczyły awans do półfinału Pucharu Europy. Był 6 lutego 1958 roku.

Na pokładzie samolotu Airspeed Ambassador znajdowało się 38 pasażerów, z czego zdecydowaną większość stanowili zawodnicy i sztab trenerski drużyny z Manchesteru. Maszyna wylądowała w Monachium, by uzupełnić zapasy paliwa. Po zakończonym tankowaniu podjęto pierwszą próbę startu. Była godzina 15:31, śnieg wciąż sypał niemiłosiernie. Samolot ustawił się na pasie startowym i rozpoczął rozpędzać się do odpowiedniej prędkości, gdy jeden z pilotów zauważył, że coś jest nie tak z silnikiem. Próbę startu przerwano i powtórzono ją kilka minut później. Problemy techniczne nie ustawały, silnik numer jeden ewidentnie miał kłopoty z osiągnięciem odpowiedniego ciśnienia paliwa. Druga próba także została zatrzymana zawczasu.

Zegary wskazywały godzinę 16:03, gdy piloci po raz kolejny próbowali oderwać się od pasa startowego. Samolot został rozpędzony do prędkości pozwalającej na uniesienie dziobu. Nawierzchnia lotniska pokryta była cienką warstwą śniegu, a grasujący mróz nadał asfaltowi niebezpiecznego poślizgu. Załoga kokpitu starała się całkowicie wznieść maszynę w powietrze. Niestety, panujące warunki nie pozwoliły na osiągnięcie prędkości odpowiedniej do podniesienia całej maszyny. Samolot był jednak na tyle rozpędzony, że nie dało się go już zatrzymać. Airspeed Ambassador wypadł z pasa startowego, przemknął przez pobliską drogę, przeciął otaczającą lotnisko siatkę i z ogromną siłą uderzył w stojącą nieopodal lotniska szopę. Maszyna stanęła w płomieniach, część pasażerów zdołała wydostać się z płonącej konstrukcji. W katastrofie zginęło 21 osób, w tym ośmiu zawodników Manchesteru United. Jedną z ofiar był Duncan Edwards – wielka nadzieja angielskiej piłki – który zmarł na skutek obrażeń 15 dni po wypadku. Wśród ocalałych znaleźli się między innymi legendarny menedżer Manchesteru United – sir Matt Busby – oraz sir Bobby Charlton, który 10 lat później zdobył z reprezentacją Anglii tytuł mistrza świata, a następnie wywalczył z Manchesterem United Puchar Europy.

 The Strongest – 1969

Ekipa The Strongest to jeden z najbardziej utytułowanych klubów piłkarskich w Boliwii. Drużyna z La Paz zdobywała tytuł mistrzowski 32 razy. Pierwsze trofeum mistrza kraju The Strongest wywalczył w 1911 roku, kiedy wiele z obecnie istniejących drużyn piłkarskich w Boliwii jeszcze nie powstało. Dziewiętnaście lat później piłkarze The Strongest wygrali ligę, nie tracąc przy tym ani jednej braki. Mimo wielu pięknych momentów klub zaliczył także epizod niezwykle tragiczny. Wszystko działo się we wrześniu 1969 roku…

Czterdzieści siedem lat temu, w drugiej połowie września, drużyna „Najsilniejszych” została zaproszona do Santa Cruz, by rozegrać tam pokazowy mecz piłkarski. W dniu powrotu, 26 września, nagle pojawiła się tragicznie brzmiąca wiadomość – samolot zginął z radarów kontrolujących ruch powietrzny nad Boliwią. Przez dwadzieścia cztery godziny nie było jasne, co tak naprawdę wydarzyło się ponad chmurami. Tragiczny lot przypadł na dzień, w którym w Boliwii władzę przejęło wojsko, więc panujący w mediach chaos nie pomagał w informowaniu o losach podróżnych. Po upływie doby gruchnęła wstrząsająca wiadomość – samolot rozbił się w okolicach górskiej wioski Viloco. Wszyscy pasażerowie (69 osób) i załoga zginęli. Na pokładzie znajdowało się dziewiętnastu członków drużyny The Strongest.

Paxtakor Taszkent – 1979

Paxtakor Taszkent to rekordzista Uzbekistanu, jeśli chodzi o tytuły mistrzowskie – piłkarze z Taszkentu zdobyli je jedenastokrotnie. W roku 1979 klub otrzymał cios, po którym otrząśnięcie wydawało się wręcz niemożliwe. 11 sierpnia 1979 roku piłkarze Paxtakoru lecieli na mecz ligowy z Dynamem Mińsk. Tamtego dnia w Centrum Ruchu Lotniczego panował zamęt. Na obsługę zatłoczonego sektora przestrzeni powietrznej został wyznaczony 21-letni Nikołaj Żukowski. Młody, niedoświadczony jeszcze pracownik pomylił się w swoich obliczeniach i skierował lecące w przeciwne strony samoloty na ten sam korytarz powietrzny.

Maszyny nie zdołały się ominąć. Na wysokości ponad ośmiu tysięcy metrów doszło do zderzenia. Zginęli wszyscy pasażerowie znajdujący się na pokładach obu samolotów – łącznie życie straciło 178 osób. Wśród ofiar znalazło się siedemnastu piłkarzy oraz trenerzy Paxtakora Taszkent.

Utraconego życia nikt nie jest w stanie przywrócić. Pozostaje nam wierzyć, że wszyscy ci, którzy stracili swoje życie w katastrofach lotniczych, znajdują się teraz w lepszym miejscu. Nieważne czy jeden z pasażerów kopał zawodowo piłkę, a drugi o tym pisał. Pamiętajmy o nich wszystkich, każdy człowiek jest równy i każdy zasługuje na taką samą pamięć. Wieczną pamięć.

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze