KAA Gent i Manchester United na przeciwległych biegunach


10 grudnia 2015 KAA Gent i Manchester United na przeciwległych biegunach

Za nami faza grupowa Ligi Mistrzów. Nadszedł czas pierwszych pożegnań i podsumowań. Jak co roku, nie wszystko potoczyło się po myśli ekspertów. Co spowodowało, że w końcu mamy belgijską drużynę w fazie pucharowej LM? Czemu zabraknie w niej podopiecznych Louisa Van Gaala?


Udostępnij na Udostępnij na

„Diabły” gasną

Pierwszą na warsztat weźmy ekipę z Manchesteru. „Czerwone Diabły” od początku tegorocznych rozgrywek nie przekonywały. Mimo udanej przeprawy podczas IV rundy eliminacyjnej (dwumecz z Club Brugge), Manchester United już w pierwszej kolejce LM zaliczył duży falstart. Wyjazdowa porażka 1:2 z PSV wprowadziła niepotrzebną nerwowość w szatni zespołu z Old Trafford. Już wtedy dało o sobie znać firmowe „rozluźnienie” po strzelonej bramce. Mimo objętego prowadzenia (notabene po golu Depaya, eks-snajpera PSV) United nie potrafiło dowieźć korzystnego rezultatu do końca. Dwa ciosy autorstwa odpowiednio Moreno i Narsigha spowodowały, że pełną pulę zgarnęli Holendrzy.

Drugi mecz, tym razem przeciwko Wolfsburgowi, zakończył się po myśli piłkarzy Louisa Van Gaala. Po szybko straconym golu piłkarze United wzięli się mocno do roboty i z pomocą Maty i Smallinga zapewnili sobie pierwsze punkty i wygraną 2:1. Nie będziemy po kolei przytaczać każdego występu United w tegorocznej LM, ale warto zwrócić uwagę na jedną rzecz. Kiedy „Czerwone Diabły” mają przewagę, następuje zapadnięcie w letarg, najczęściej wykorzystywany z zimną krwią przez przeciwnika. Natomiast w momencie, gdy zespół z Old Trafford jako pierwszy dostanie mocny cios, od razu budzi się i z całych sił próbuje nadrobić stratę. Identycznie jak za czasów sir Alexa, tylko z tą różnicą, że wtedy United umiało także utrzymać przewagę zdobytą na początku do końcowego gwizdka…

Czego jeszcze zabrakło? Przede wszystkim błysku. United grali często miły dla oka futbol i optycznie przeważali, jednak brakowało „kropki nad i”, by to udokumentować. Swobodnym rozgrywaniem piłki w okolicach 35. metra nie wygrywa się meczu w piłce nożnej. Indywidualności Martiala i przebłyski Depaya to za mało w ofensywie, by wyjść ze stosunkowo trudnej grupy w Lidze Mistrzów, o czym mówił także Roy Keane, były piłkarz United. Więcej na temat „Czerwonych Diabłów” pisaliśmy tu.

„De Buffalo’s” na balu

Zamiast United w 1/8 finału tegorocznej Ligi Mistrzów zobaczymy belgijski KAA Gent — zespół, który dopiero w maju zdobył swój pierwszy w historii tytuł mistrzowski. Skład „La Gantoise” nie opiera się na wielkich gwiazdach, a prawdziwy zachwyt w ojczyźnie Poirota powodował wcześniej tylko nowoczesny stadion. Podopieczni trenera Heina Vanhaezebroucka jednak zdołali zadziwić całą piłkarską Europę. Inna sprawa, że trafili na wyjątkowo szczęśliwą grupę. Z Valencią, przeżywającą ogromny kryzys w ostatnim czasie i nieprzekonywującym Lyonem. Można byłoby dołożyć do tego zestawienia Zenit Sankt Petersburg, ale Rosjanie bardzo dobrze prezentowali się w tegorocznej edycji i ich wczorajsza przegrana z Gent jest dopiero pierwszą stratą punktów w tych rozgrywkach.

Czym Belgowie zaskoczyli swoich przeciwników? Niebagatelną rolę w awansie odegrały skrzydła i boki obrony, gdzie Gent ma parę perełek. Pierwszą z nich jest Moses Simon, młody i zdolny nigeryjski skrzydłowy. Piłkarz już od dawna uważany jest za jedną z większych nadziei „Super Orłów”, a do Gent trafił, co ciekawe… ze słowackiego Trenczyna. Jeszcze latem tego roku prezes klubu przekonywał, że Moses jest wart co najmniej kilkanaście milionów euro i po udanej jesieni cena ta na pewno nie zmalała. Ważną asystę we wczorajszym meczu zaliczył boczny obrońca popularnych „Buffalos”, Nana Asare, były reprezentant Ghany, który ostatnio jest na fali wznoszącej.

Trener KAA Gent, Hein Vanhaezebrouck od kilku lat konsekwentnie używa wypracowanej taktyki, opartej na zgraniu i kolektywie. W drużynie mistrza Belgii jeden walczy za drugiego, a „De Buffalo’s” nie zmieniają swojego stylu gry nigdy, niezależnie od przeciwnika. To robi duże wrażenie.

Mimo słabego początku (jeden punkt w trzech pierwszy meczach) Belgowie udowodnili swoją wartość i podczas drugiej części fazy grupowej nie stracili choćby punktu! Czy starczy im sił, by popędzić dalej w fazie pucharowej? Teraz już nie będzie słabych przeciwników i przed „La Gantoise” jeszcze cięższe zadanie, niż we wrześniu. Mało prawdopodobne, żeby udało im się awansować do ćwierćfinału, ale przecież nie takie rzeczy już w Lidze Mistrzów widzieliśmy.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze