Javier Clemente – król błaznów


Baskijski trener, jeden z najbardziej szanowanych w Hiszpanii, nie ma dobrej passy. Jego dwie ostatnie przygody z klubami La Liga kończyły się spadkiem. Prowadzony teraz przez niego Sporting również lada chwila pogrąży się w mroku Segunda Division. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że pan Clemente widzi winnych we wszystkich poza sobą samym.


Udostępnij na Udostępnij na

Tydzień temu w Hiszpanii głośno było o incydencie z udziałem trenera Sportingu i Juana Gancedo, dziennikarza „La Voz de Asturias”. Redaktor zarzucił szkoleniowcowi, że prowadzi drużynę w sposób żywcem wyjęty z lat 80., że nie panuje nad piłkarzami i generalnie nie wie, co robi. Bask w odpowiedzi przypomniał Gancedo, że za kilka lat syn dziennikarza przekona się, jakim sukinsynem jest jego ojciec, i na pewno będzie mu przykro. Niesamowita sprawa. Redaktor pyta bardzo kulturalnie, spokojnie, bez nerwów, a trener wybucha takim gniewem, jakby właśnie usłyszał, że cała jego rodzina została ciężko pogryziona przez borsuki. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że Clemente zawsze do dziennikarzy zwraca się przy użyciu formy grzecznościowej. – Wiem, że szanowny pan ma syna, a nawet dwóch. Co pan zrobi, jeśli za kilka lat któryś z nich będzie chciał wiedzieć, czym zajmuje się jego ojciec? Nie przeszkadza panu, że wtedy dziecko dowie się, że jest pan bezwstydnym sukinsynem? Jest pan bezwstydnym, źle wychowanym i głupim sukinsynem! – gdy Bask wypowiadał ostatnie słowa, Juan Gancedo pakował już mikrofon do plecaka i wychodził, rzucając na odchodne, że nie przyszedł tu, by rozmawiać o swojej rodzinie.

Dziennikarze zawsze traktowali Clemente z dużą dozą ostrożności. „Blondyn z Barrakaldo” od wielu lat na konferencjach prasowych urządzał przedstawienia, które mogłyby wpędzić w kompleksy samego Jose Mourinho. Bask atakował już chyba każdego. Potrafił w jednym wywiadzie stwierdzić, że „The Special One” jest tylko marną kopią jego samego, a w drugim zapewniać, że Portugalczyka podziwia i kocha szczerą miłością. Clemente krytykował Messiego, Guardiolę, Ronaldo, praktycznie każdego. Szalony sposób bycia byłego trenera Athleticu objawia się oczywiście nie tylko podczas konferencji. Do historii przejdzie z pewnością mecz prowadzonej przez niego reprezentacji Hiszpanii z Norwegią. Bask dał szansę debiutu Jose Molinie, bramkarzowi Atletico Madryt. Problem polega na tym, że nie postawił go między słupkami, ale nakazał grać na skrzydle. Lewym. Niedawno Clemente zwrócił się do jednego z dziennikarzy słowami „pieprz mnie, słonko”. Później ostentacyjnie zignorował pytanie innego redaktora, twierdząc, że oddaje głos tamtej pani, bo jest ładna. Kilka lat wcześniej skauci przysłali Javierowi na trening młodego chłopaka ze szkółki Osasuny, szkoleniowiec sprawdził go i zapytał, na cholerę dają mu chleb, kiedy potrzebna jest mu Nutella. Tym młodzikiem był Javi Martinez, wart obecnie 40 milionów mistrz świata.

Clemente zawsze był na bakier ze światem, ale niedawno wyraźnie przesadził. Po ostatniej porażce z Getafe Bask na konferencji prasowej powiedział: – Nie mam pretensji do piłkarzy, bo zagrali najlepiej, jak mogli, tego jestem pewny. Nigdy nie będę żałował decyzji o przybyciu tutaj. W Sportingu pracują dobrzy ludzie, którzy teraz bardzo cierpią. To wielki klub, który niestety nie ma drużyny na granie w Primera Division. Jeśli chce się jeździć w Formule 1, trzeba mieć samochód na Formułę 1, w innym wypadku będzie się zajmowało ostatnie miejsca w każdym wyścigu. Jeśli weźmiemy pod uwagę budżet klubu, Gijon powinien dysponować mocniejszym składem. Ekipa walczy o utrzymanie w La Liga, a trener na siedem kolejek przed końcem stwierdza, że nie ma szans, że piłkarze nie mają wystarczających umiejętności, by grać na najwyższym poziomie, że powinni zostać zastąpieni zawodnikami lepszymi. Nietrudno zgadnąć, jak zareagowali gracze Sportingu. Zorganizowano specjalne zebranie, podczas którego długo rozmawiano na temat słów Clemente. Ostatecznie głos zabrał Ivan Hernandez, jeden z kapitanów Asturyjczyków. Obrońca stwierdził, że po naradzie z piłkarzami i dyskusji z trenerem wszystkie niejasności zostały wytłumaczone. Piłkarze zaakceptowali wyjaśnienia szkoleniowca, nie mają mu za złe tych słów i nie chcą rozogniać konfliktu. Chcą za to walczyć o utrzymanie. Alberto Rivera również wypowiedział się na temat tej jakże dziwnej sytuacji. Hiszpan stwierdził, że skoro Sporting już czwarty sezon występuje w La Liga, to chyba jednak jego piłkarze dysponują wystarczającymi umiejętnościami. Nie wiemy, kogo pomocnik próbuje przekonać. Chyba samego siebie.

Fakty są takie, że Clemente odwrócił się od drużyny. Fakty są takie, że Bask przypieczętował spadek. Inne zespoły mogą jeszcze walczyć, mogą próbować. Gijon już nie ma szans. Kibice asturyjskiego klubu podczas spotkania z Getafe długo skandowali hasła nawołujące do dymisji trenera. Szybko dołączyli do nich również sympatycy „Los Azulones”. Calutki stadion przeciwko trenerowi. Piłkarze ciągle powtarzają, że wypowiedź szkoleniowca została źle zrozumiana, że to wszystko wina mediów. Ale to tylko puste słowa. Zawodnicy usłyszeli to, co wszyscy. Tylko że im nie wypada iść teraz na wojnę. Teraz potrzebują jedności albo chociaż jej namiastki. Wiadomo, że po spotkaniu z Getafe piłkarze wahali się, czy wsiadać do autobusu i wracać do Asturii. Kilku podobno było mocno zdeterminowanych, by zakończyć tę farsę i pokazać Clemente, że tak nie można.

Bask musi zrozumieć, że jeśli za długo jest się pajacem, to dochodzi się do momentu, gdy to pajacowanie przestaje być drogą do osiągnięcia jakiegoś celu, a staje się celem samym w sobie, sensem życia.

Komentarze
~rudinho09 (gość) - 12 lat temu

Gdy nie idzie, to trzeba zrobić wokół siebie szum,
by ludzie nie zapomnieli. Człowiek, który
powiedziałby Messiemu, że strzela za mało goli,
byleby na drugi dzień być w gazecie.

Odpowiedz
~dyzio (gość) - 12 lat temu

powinien go zatrudnić. Byłby doskonałym asystentem
dla Mourinho:P

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze