Chińska Superliga. Jak sobie radzą zagraniczne gwiazdy?


Po zakończonym sezonie postanowiliśmy zerknąć na liczby

29 listopada 2016 Chińska Superliga. Jak sobie radzą zagraniczne gwiazdy?

Takie to nadeszły czasy, gdy w trakcie kolejnych okienek transferowych ze zwiększającym się niepokojem zerkamy na kolejne szalone inwestycje Chińczyków. I chociaż ta myśl przychodzi nam z trudem, stajemy się coraz bardziej świadomi rosnącej potęgi. Dowodem oczywiście są mocniejsze nazwiska zawodników uciekających do chińskiej Superligi, gdyż okres, w którym „europejskich emerytów” wysyłano do Chin na dokończenie kariery, dobiega już końca. Tu już nie tylko mowa o wypalonych gwiazdach, lecz zawodnikach młodszych, takich, którymi większość europejskich klubów z pewnością by nie pogardziła. Pytanie brzmi, jak w rzeczywistości wygląda ich gra? Czy rozpatrując casusy Hulka, Teixeiry lub Pelle możemy mówić o piłkarzach, którzy zdominowali tamtejsze rozgrywki? Postanowiliśmy prześledzić występy zagranicznych gwiazd w zakończonym już sezonie Superligi.


Udostępnij na Udostępnij na

Gwiazdy mistrza

Próbując zdefiniować czołówkę ligi, postanowiliśmy się skupić na zespołach z miejsc 1-4, zważywszy na fakt, że różnice między 5. a 16. ekipą wynosiły już tylko 13 punktów. Uznaliśmy więc, że najbardziej miarodajne będzie docenienie wysokiej lokaty klubów, które w tej dość wyrównanej lidze zdołały się wybić na tle rywali.

Na pierwszy ogień najbardziej utytułowany chiński klub ostatnich lat, Guangzhou Evergrande. Patrząc na skład, klub ten nieprzypadkowo zgarnął kolejny tytuł mistrzowski. O jego sile spośród obcokrajowców przede wszystkim decydują Brazylijczycy. Wśród nich, powinniśmy kojarzyć przede wszystkim Paulinho, niegdyś rozchwytywanego w Europie. O jego istotnej roli niech świadczy liczba rozegranych spotkań dla Guangzhou w tym sezonie – aż 47, najwięcej w zespole. Jeśli zaś były gwiazdor ŁKS-u Corinthians określić można mianem gwiazdy środka pola, głównego kreatora, to rolę jego głównych adresatów pełnią dwaj rodacy – Ricardo Goulart i Alan. Dość powiedzieć, że zabójczy duet to nic, Ci goście razem w tym roku dla swojego klubu ustrzelili ponad 40 goli. Ten pierwszy, kompletnie anonimowy, w Chinach robi furorę, zgarniając najbardziej prestiżowe statuetki. Alana kojarzy możemy już zdecydowanie bardziej. W końcu przed pięć lat bezskutecznie próbował przedostać się do bram Ligi Mistrzów w barwach Salzburga. Jak widać, na pewnym etapie już miał dość i teraz podbija Azję.

Żeby nie było, że Chińczycy inwestują cały czas mądrze, im też przytrafia się szrot. Przykład? Otóż wygląda na to, że wielkie eldorado okaże się sportową klapą dla Jacksona Martineza, którego dorobek strzelecki na tle wyżej wymienionych kolegów prezentuje się mizernie, żeby nie powiedzieć słabo. Tylko cztery bramki. To z pewnością daje do myślenia, zwłaszcza gdy przypomnimy sobie jego nieudany epizod w Atletico. Można przypuszczać, że nie tylko samo madryckie powietrze odegrało tu rolę. Ani filozofia Diego Simeone.

Aha, jeszcze w zeszłym roku w Guangzhou występował również Robinho. Zimną postanowiono się go jednak bez żalu pozbyć.

Reszta czołówki

Zimą zeszłego roku zrezygnował z Liverpoolu na rzecz Jiangsu Suning. I prawie zdołał z nim zdobyć pierwsze, historyczne mistrzostwo Chin. Zrezygnował z gry dla Juergena Kloppa, wybierając chiński ryż. Szaleniec? Wiele osób dostrzegło w transferze Alexa Teixery pewien schyłek dominacji Europy, a także porażkę futbolowych ideałów. Tymczasem były zawodnik Shakhtara nie tylko z miejsca zyskał status ligowej gwiazdy, lecz zdołał ją udokumentować dziewiętnastoma bramkami. Do pomocy z pewnością przydali mu się rodacy, Ramires i Jo.

Wariantów z przedstawicielami kraju kawy próbowano również w Shanghai SPIG. Co ciekawe jednak, mimo ogromnej kwoty, jaką kierownictwo klubu wydało na Hulka, ten rozegrał tylko osiem spotkań. Oddajmy jednak, że doszło do tego głównie z winy kontuzji. Mimo to transfer powinniśmy rozpatrywać w kategoriach dotychczasowych faktów, a te na razie kompletnie nie bronią wydania 50 milionów na byłego napastnika Zenita. Nieporównywalnie większym statusem gwiazdy cieszy się za to jego rodak, Elkeson. Od kilku lat w Chinach jedna z największych gwiazd, rok w rok prezentująca znakomitą dyspozycję, okraszoną golami. Bezskutecznie za to sił na poziomie chińskiej Superligi próbowała gwiazda mundialu w RPA – Asamoah Gyan.

Na zupełnie inny kierunek zdecydowano się w za to w czwartej ekipie Superligi, Shanghai Greenland. Klub ten pokazał, że nawet bez Brazylijczyków jest w stanie mądrze zainwestować pieniądze, czego dowodem był zakup Demby Ba, jednego z najlepszych strzelców całej ligi. Ale to nie koniec. Obafemi Martins, pamiętacie takiego zawodnika? On również, w parze z Ba, stanowi o głównej sile ataku drużyny. Czas leci nieubłaganie, gdy człowiek sobie uświadomi, że przecież jeszcze nie tak dawno Nigeryjczyk występował w Interze. Podobnie zresztą jak jego młodszy kolega z drużyny, Fredy Guarin.

Wyraźne tendencje

Zasadniczo polityka klubowa pozostałych dwunastu drużyn obecnego sezonu nie różniła się w żadnym stopniu od tej prowadzonej przez wymienioną czwórkę. Praktycznie każdy z chińskich zespołów, wypełniając górny limit obcokrajowców (maksymalnie może być w drużynie pięciu), wzmocnień szukał wśród dwóch grup. Pierwszą stanowili Brazylijczycy i pozostali przedstawiciele Ameryki Południowej. Do drugiej przynależeli zawodnicy znużeni już grą na Starym Kontynencie. Wynik tych poszukiwań pod względem skuteczności prezentował się różnie.

Gwiazdy z „ligowego środka”

Zacznijmy od tzw. „wypalonych europejczyków”, wśród których nie brakowało interesujących nazwisk. Wiele emocji wzbudził m.in. transfer Graziano Pelle z Southampton. W Chinach w barwach nowego klubu (Shadong Luneng), 31-letni Włoch wraz ze swoim rówieśnikiem, Pappim Cisse, mieli tworzyć jeden z bardziej zabójczych ataków. Ostatecznie od lipca obaj strzelili łącznie dziesięć razy, co, biorąc pod uwagę ich lipcowe przyjście do klubu, należy potraktować z przymrużeniem oka. Lepsze liczby na chińskich boiskach wykręcił inny zawodnik z pokolenia +30, Turek Burak Yilmaz, który dla swojej drużyny (Beijing Guoan) sam zdołał trafić ponad dziesięć razy. Jeszcze jednym piłkarzem, na którego chcieliśmy zwrócić uwagę jest Eran Zahavi, reprezentant Izraela, do niedawna gwiazda Maccabi Tel-Aviv. I właściwie to byłoby na tyle, jeśli chodzi o najlepszych przedstawicieli tej kategorii. Choć na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że w ostatnim czasie emigracja Europejczyków do wyraźnie wzrosła, samej ligi nie zdołali oni mimo wszystko zdominować.

Teraz przejdźmy do przedstawicieli Ameryki Południowej, zdecydowanie największych zagranicznych gwiazd ligi. Obok wspomniany już w poprzednich fragmentach piłkarzy ligowej czołówki, również w pozostałych klubach nie brakowało ciekawych nazwisk. I tak, nasz wzrok m.in. przyciągnął posiadający brazylijskie i boliwijskie obywatelstwo 29-letni Marcel Moreno. W tym roku znalazł się w ścisłej czołówce ligowych strzelców, będąc ważnym ogniwem klubu CC Yatai. Co ciekawe, swego czasu próbował on w latach 2007-2010 bezskutecznie wywalczyć miejsce w składach m.in. Shakhtara czy Werderu Bremu. Ligowych gwiazd z Ameryki Południowej nie brakowało również w nieco młodszym pokoleniu, bowiem zarówno Fernandinho, jak i Kolumbijczyk Roger Martinez dostarczyli swoim ekipom niezłą liczbę trafień.

Wielkie rozczarowania?

Oczywiście, jak to w piłce bywa, nie wszystkie transfery wyszły klubom na plus. Pijemy tu głównie do dwóch nazwisk. Ten rok nie wyglądał dobrze w wykonaniu Gervinho, który występując w tym roku dla Hebei China Fortune, nie przypominał swojego najlepszego wcielenia z Romy. Reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej mimo trzech trafień i pięciu asyst odbiegał od swojej doskonałej dyspozycji. Cały zaś sezon zakończył okropną kontuzją zerwania więzadła krzyżowego. Jeszcze gorzej potoczyła się historia Ezeqiela Lavezziego, który do tej pory nie trafił ani razu do siatki rywali, zaś latem „przypieczętował” swój dotychczasowy los w państwie smoka złamaniem ręki.

Dominatorzy oldboye

Obok gwiazdorskich Latynosów i przedstawicieli Starego Kontynentu, sami chcieliśmy jeszcze zaprezentować dwóch różnych piłkarzy z interesującą kartą.

Żaden Hulk, Teixeira czy Ramires, ale to właśnie piłkarzy ze średnią wieku 35 lat są najbardziej szanowanymi obcokrajowcami z dłuższym stażem w Chinach. Czym tacy niemalże kompletnie anonimowi zawodnicy w Europie jak Darko Matić i James Chamanga zasłużyli sobie na to miano?

W państwie smoka Chorwat osiągnął już status nie tyle solidnego obcokrajowca, lecz prawdziwej instytucji, a także idola wśród kibiców. Odkąd w 2009 roku podpisał kontrakt z Beijing Guoan, przez siedem lat zdołał zyskać niezwykły szacunek wśród fanów zespołów. I tu nawet nie chodzi o sam solidny poziom, który Matić prezentował na przestrzeni całego epizodu w drużynie, lecz doskonały team spirit, w którego tworzeniu nie miał sobie równych. Przez kilka sezonów wypracował również wysoką renomę wśród całego środowiska ligowego. Opanował do perfekcji język chiński, stając się dzięki temu popularnym gościem w mediach. To zupełnie inny typ zawodnika, przedstawiciel starej epoki, bez wielkich inwestycji. Paradoksalnie, mimo tylu zalet, właśnie pogoń za wielkimi wzmocnieniami, a także limit obcokrajowców w zespołach poskutkowały rezygnacją z jego usług przez dotychczasowych pracodawców. Wielki sprzeciw kibiców i żal po rozstaniu z Chorwatem są chyba najlepszym dowodem ogromnego respektu Chińczyków wobec Maticia.

Próbując sobie wyobrazić bramkostrzelnego „dziadka”, większość z nas wskazałaby z pewnością Ibrahimovicia. W Chinach człowiekiem o podobnym statusie w tym sezonie był James Chamanga. Zambijczyk to też szczególny przypadek, pomimo już dziewięciu sezonów rozegranych w Azji dopiero ten ostatni mógł okrzyknąć mianem najlepszego i najbardziej spektakularnego. Dowód – 14 goli i pięć asyst, wynik lepszy od takich zawodników jak Teixeira, Yilmaz czy Elkeson.

Radović z Ukrainy

Spośród kilku obcokrajowców postanowiliśmy również zwrócić uwagę na transfer przeprowadzony przez jednego z outsiderów zakończonego sezonu – Shijiazhuang Ever Bright. W tym oto klubie latem bieżącego roku zakontraktowano niejakiego Matheusa. Po cóż to o nim wspominamy? W poprzednim sezonie 33-letni Brazylijczyk wykręcał świetne liczby w lidze naszego wschodniego sąsiada, przywdziewając koszulkę Dnipro. Choć przez wiele lat przeciętnie reprezentował kluby portugalskie, później na Ukrainie stał się mniej więcej kimś na wzór Miroslava Radovicia. W przeciwieństwie jednak do Serba, w Chinach Matheus podtrzymał swoją dyspozycję, strzelając osiem goli. Naprawdę niewiele brakowało, a ostatecznie uratowałby swoją drużynę przed degradacją. Jak zatem widać, nawet w Europie Środkowo-Wschodniej Chińczycy bacznie obserwują rynek.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze