Na temat każdego zawodnika ze „Złotej Jedenastki” węgierskiej można by pisać sporo, ale najciekawszym przykładem wcale nie musi być Ferenc Puskas. Golkiperowi słynnej ekipy, Gyuli Grosicsowi, władza nie pozwoliła spełnić marzeń, a nawet go ukarała. Węgier pokazał, że na realizację planów nigdy nie jest za późno. Choć zmarł pół roku temu, z pewnością nikt o nim nie zapomniał, a już z pewnością klub, w którym zawsze chciał zagrać.
O karierze Grosicsa można pisać bardzo dużo. Zadebiutował już w wieku 14 lat, gdy został ściągnięty z łapanki i nagle kompletnie nieprzygotowany stanął na bramce w meczu ligowym. Swoją profesjonalną karierę zaczął tuż po zakończeniu wojny w Dorogi FC. Doskonałe występy pozwoliły mu nie tylko na transfer, ale także wskoczenie do węgierskiej kadry. Choć zaczynał jako skrzydłowy, szybko wskoczył do bramki, a legendarny czarny strój mianował go „Czarną Panterą”, podobnie jak innego wielkiego golkipera, Lwa Jaszyna. Był potężnie zbudowany, lecz przy tym legitymował się doskonałą koordynacją i zwinnością.
Kolejne lata spędzał w MATEOSZ-ie Budapeszt i Teherfuvarze, w których kontynuował swój nieprzeciętny talent. W 1949 roku nastąpił jednak roczny przestój. Dostał propozycję wyjazdu za granicę, którą przyjął. Ta jednak okazała się tylko „podpuchą”, jednak za samą chęć został zawieszony na rok.
Na dobre rozkręcił się w 1950 roku, po transferze do Honvedu Budapeszt. Tam odnosił największe sukcesy, a przede wszystkim odniósł sukces z reprezentacją, z którą zdobył srebrny medal w 1954 roku, co później zostało uznane za niespodziankę, „Złota Jedenastka” miała bowiem roznieść szwajcarski turniej. I tu nasz bohater nie popisał się, gdyż narobił sobie konfliktów z kolegami, twierdząc, że przez ich samolubstwo Węgrzy nie zostali mistrzami. Dodatkowo został osądzony za szpiegostwo, którego i tak nie udowodniono.
Słynął przede wszystkim z tego, że na boisku funkcjonował podobnie jak dziś Manuel Neuer. Nie trzymał się „piątki”, lubił wychodzić przed pole karne, robił za ostatniego stopera. W kadrze rozegrał 86 spotkań, jednak nie to jest najistotniejsze w jego karierze.
W 1957 roku publicznie oświadczył, że jego marzeniem jest gra dla Ferencvaros TC, którego podobno od dziecka był wielkim fanem. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie chore wojskowe władze, które nie zgodziły się na taki transfer, a za karę zesłały go do Tatabanya Banyasz, gdzie w 1962 roku zakończył piłkarską karierę.
Po wielu latach władze najbardziej utytułowanego węgierskiego klubu spełniły marzenie piłkarza, który tak bardzo pragnął zagrać w ich barwach. W 2006 roku zorganizowały sparing z Sheffield United, a w bramce gospodarzy stanął 82-letni Grosics. Po wielu latach spełnił więc swoje marzenie.
https://www.youtube.com/watch?v=quCmT8rsTz8
To jednak nie wszystko, czym został uhonorowany. Po zakończeniu spotkania włodarze zastrzegli bramkarską bluzę z numerem jeden, a co roku zgłaszali niedoszłego zawodnika do rozgrywek – aż do jego śmierci w czerwcu tego roku.
Ten przypadek pokazuje, że nigdy nie jest za późno na realizacje marzeń, a każdym układom można się przeciwstawić. Gyula nawet wiele lat po zakończeniu kariery i w bardzo podeszłym wieku zdołał zagrać dla swojego ukochanego klubu. Doskonałą postawę pokazały również władze Ferencvaros, uhonorowały zawodnika, który nigdy nie zagrał w ich oficjalnych barwach.