FJW: Galopujący Major


W historii każdego piłkarskiego kraju znajdziemy jakichś piłkarzy, o których tworzone będą różne mity i legendy. Takich, o których pamięć nie zaginie mimo upływającego czasu. Piłkarzy-legendy. Argentyna ma Diego Maradonę. Brazylia słynie z Pelego. Francuzi mieli Zidane’a, a Anglicy Bobby’ego Charltona. Podobnych piłkarzy wymieniać można godzinami. Fenomen na skalę światową mieli również nasi „bratankowie” – Węgrzy, dla których „białym krukiem” był nie kto inny jak Ferenc Puskas.


Udostępnij na Udostępnij na

Dwudziesty dzień sierpnia. Rok 1945, Budapeszt. Przy aplauzie 20 tysięcy kibiców Węgrzy mierzą się na Stadionie Narodowym z Austriakami. Po płycie boiska biega 18-letni, filigranowy chłopak, który w swoim reprezentacyjnym debiucie strzela pierwszego gola w czerwono-biało-zielonym trykocie. Wtedy jeszcze nikt nie śmiał przypuszczać, że mierzący 172 centymetry piłkarz będzie celebrował wpakowanie drugiej i trzeciej bramki Anglikom i to na ich legendarnym Wembley.

Puskas-Madryt
Puskas-Madryt (fot. realmadrid.com)

Przenieśmy się w czasie niecałe dziesięć lat wstecz. Ferenc Puskas Senior, ojciec przyszłej legendy, bierze swojego syna na trening Kispesti AC – drużyny, której jest również trenerem. Początki „Öcsiego” nie były łatwe. Jako junior zmuszony był do używania pseudonimu i występowania jako Miklos Kovacs. Miało mu to umożliwić obejście przepisu o minimalnym wieku zawodnika, który może podpisać pierwszy profesjonalny kontrakt. To drobne oszustwo umożliwiło mu rozwijanie swoich, bardzo dobrych jak na ten wiek, umiejętności. To również na przedmieściach Budapesztu poznał przyszłych kumpli z reprezentacji „Madziarów”, Józsefa Bozsika i Zoltana Czibora. Po ukończeniu dwunastego roku życia postanowił rzucić szkołę i całkowicie poświęcić się swojej jedynej miłości. Geniusz piłkarza nie był jednak czysty jak łza i nieskazitelny. Kiedy na boisku coś mu nie odpowiadało, nie angażował się w grę i strzelał, tak bardzo popularne dzisiaj, „fochy”. Futbol zdradzał ponoć z pieniędzmi, które darzył podobnym uczuciem. Odpuszczał sobie również treningi, które często traktował jak zło konieczne, uznając się za dużo lepszego i bardziej utalentowanego. Nie umniejszając nikomu, czy tak rzeczywiście nie było? Czy nie grał o poziom lepiej od swoich kolegów?

O jego umiejętnościach dosłownie krążą legendy. Może nie tyle o jego możliwościach, a o niesamowitej lewej nodze, którą dokonywał rzeczy niemożliwych. Mówi się, że rodzice przyszłej legendy futbolu byli bardzo biedni, a pieniędzy starczyło im na jedynie jednego buta. Jako że ten pasował na prawą stopę, to Puskas kopał jedynie lewą, aby obuwie się nie zniszczyło. Do perfekcji dochodził żonglując piłką od… tenisa. To jednak nie to było nadzwyczajne. Francisco Gento opowiedział kiedyś, że był razem z Puskasem w jednym barze: – Rzuciłem w jego stronę mydło, a on bez chwili zawahania przyjął je na lewą nogą, szybko odbił od kolana i zaczął nim żonglować. Staliśmy zdumieni. Przecież to było mydło!

Po debiucie w węgierskiej ekstraklasie jego „akcje” poszły gwałtownie w górę. Ekipa z Kispesti radziła sobie coraz lepiej, jednak do mistrzostwa zawsze brakowało „tego czegoś”. A to kilku oczek, a to szczęścia, jednak nigdy nie zbrakło ducha walki i dobrych piłkarzy. Ferenc Puskas w jednym sezonie strzelił 50 bramek, stając się najskuteczniejszym napastnikiem w całych latach 50. To głównie właśnie on zaintrygował krajowe Ministerstwo Obrony Narodowej. Kispesti stało się z miejsca klubem wojskowym o nazwie Honved Budapeszt. Kwestią czasu było nadanie piłkarzom narzuconych przez MON tytułów wojskowych. Wtedy też do bohatera dzisiejszego tekstu przyczepiła się łatka „galopującego majora”. Dlaczego galopujący? To bardzo proste – gdy „major” biegł, nie pracował zbyt często nogami, ale cały czas przemieszczał się w stronę bramki, mogąc ukąsić przeciwnika strzałem z każdej pozycji.

Dużo szybsi w działaniach byli nowi działacze „Wojskowych”, którzy dzięki nieograniczonemu dopływowi pieniędzy byli w stanie sprowadzić każdego za każdą cenę. Przyjście Sandora Kocsisa, Zoltana Czibora, Laszlo Budaia, Gyuli Loranta i Gyuli Grosicsa wiązało się automatycznie z mniejszym zapotrzebowaniem na geniusz Puskasa. Z kolejnymi sezonami grywał coraz mniej, co nie miało dużego wpływu na ilość strzelonych goli. Ferenc na boisku był wolnym elektronem, który często zamiast strzelać podawał i rozgrywał. Nie szło mu to nawet całkiem źle: – Piłkarze najlepsi na świecie, gdy tylko są przy piłce, widzą góra trzy możliwości zagrań. On był tak dobry, że w każdym momencie widział ich co najmniej pięć – powiedział Jeno Buzanszky. „Galopujący major” w ciągu trzynastu lat gry na Węgrzech zdobył niemal wszystko. 5-krotny mistrz kraju. 4-krotny król strzelców Nemetzi Bajnoksag I. Najlepszy piłkarz Europy wg L’Equipe. Tu jednak nie liczyły się tytuły i trofea. Puskas swoją legendę wypracował nie na krajowym podwórzu, a na scenie reprezentacyjnej.

„Złota jedenastka” Węgrów lała dosłownie każdego, w czym duży udział miał oczywiście Ferenc Puskas. Statystyka 83 goli w kolejnych 84 meczach w zielono-biało-czerwonym trykocie mówi sama za siebie. To nie przeszkadzało Anglikom, by wyśmiewać się z postury „Madziara”. „Spójrzcie na tego grubego dzieciaka. Zniszczymy go” – głosił jeden z nagłówków największej sportowej gazety na Wyspach. Dzień później ten sam „gruby i mały” chłopak trzykrotnie uciszył Wembley. Tak… Uciszył to Wembley, co udało się do tej pory niewielu i to w odstępie zaledwie kilkuset sekund. Anglicy patrzyli na niego z niedowierzaniem. Węgrzy ośmieszali gospodarzy na każdym kroku. Nikt nie spodziewał się, że przyjezdni zagrają tak ofensywnie i z taką zmiennością pozycji. Pogrom 6:3 na własnym stadionie nie był jednak przyjęty jako niespodzianka. To była prawdziwa sensacja! „Puskas zdemolował Anglików”. Ferencem zaczął interesować się cały świat. Swoje propozycje składały takie uznane marki jak Inter Mediolan czy AC Milan. Ten pozostawał niewzruszony i wciąż biegał po 90-tysięcznym stadionie Honvedu. Do czasu…

Węgrzy wyjechali na mundial do Szwajcarii. To właśnie w roku 1954 mieli święcić swoje największe triumfy. Huczne zapowiedzi o mistrzostwie rozpoczęły autodestrukcję cudownej drużyny, która przeszła przez pierwsze fazy turnieju szturmem. 9:0 z Południową Koreą, 8:3 z Zachodnimi Niemcami i co najważniejsze dwukrotnie 4:2 z Brazylią i Urugwajem napawały optymizmem. To właśnie zdetronizowane wcześniej RFN miało być rywalem „Madziarów” w finale. W Budapeszcie pompowano balonik. Do torsów piłkarzy przykładano już złote medale, a ostatnie 90 minut miało być tylko dopełnieniem wielkiego narodowego sukcesu. Zaczęło się pięknie. Puskas już w szóstej minucie trafił do siatki Turka. Chwilę później było 2:0 za sprawą Czibora. To miała być czysta formalność, ale do głosu doszli Niemcy. Morlock i Rahn bardzo szybko doprowadzili do remisu. Do przerwy 2:2. Wymiana ciosów jak podczas wojny pozycyjnej na zachodnim froncie trwała do 84. minuty, kiedy to Rahn zadał decydujący cios, po którym „złota jedenastka” nie była już w stanie się podnieść. „Cud w Bernie”, jak okrzyknięto ten mecz, zniszczył drużynę od środka. Reprezentacyjne buty na kołek odwiesili najlepsi. Pozostał jedynie Puskas, który jednak wnosił do drużyny coraz mniej, więc i jego odstawiono na boczny tor. Ferenc zrezygnował z gry w kadrze po meczu w Wiedniu z Austriakami. Swoją obecność na boisku zapisał strzeleniem gola, a po zakończeniu meczu ogłosił koniec gry dla „Madziarów”.

Niedługo po meczu z Austriakami Puskas z kolegami z Honvedu wyjechał w tour do Ameryki Północnej. W tour, z którego ostatecznie legendarny piłkarz już nie wrócił. Na Węgrzech wybuchło powstanie, które zdemolowało dużą część miasta. Po upadku rewolty nie było nawet do czego wracać, więc Ferenc postanowił zacząć szukać pracodawcy. Ponownie zgłosili się po niego z Włoch i Anglii. Italia? Na Półwyspie Apenińskim trenerom nie podobał się jego wzrost i waga. Manchester United szukał piłkarzy po katastrofie lotniczej, w której zginęło dwudziestu trzech członków „Czerwonych Diabłów”. Na drodze po raz kolejny stanęły przepisy FA, które dyktowały ilu piłkarzy z zagranicy może grać na brytyjskich boiskach. Wolny elektron był przez dwa lata wolnym… agentem. Przełom nastąpił, gdy do piłkarza zgłosił się sam Santiago Bernabeu. Takim ludziom się po prostu nie odmawia. „Galopujący major” w 1958 roku po raz pierwszy założył trykot „Królewskich”.

W „Los Blancos” nie było kolorowo. Gwiazda Puskasa musiała przygasnąć. W szatni rządził Alfredo di Stefano i to on wyznaczał reguły gry. To, co jednak działo się w szatni, nie miało żadnego wpływu na wydarzenia boiskowe. Hiszpańsko-węgierski duet stanowił o sile „Galaktycznych”, których atak był rzeczywiście jak nie z tej ziemi: – Puskas straszył golkiperów już z odległości 30 metrów. On miał nie tylko potężny strzał, ale także dysponował znakomitą precyzją. Geniusz – mówił o nim Raymond Kopaszewski. Mimo dwóch lat przerwy Węgier nie zapomniał jak się strzela. 21 bramek w 24 spotkaniach nie wystarczyło, by zapewnić stołecznej drużynie mistrzostwo kraju. To, co nie udało się rok wcześniej… nie wyszło też w następnym sezonie. Co z tego, że Puskas został królem strzelców, skoro i tak nie udało się zdetronizować Barcelony? „Galaktyczni” zirytowani takim przebiegiem dwóch sezonów przez następne pięć sezonów nie dali sobie wyrwać mistrzowskiego tytułu. Styl, w jakim to zrobili, nie pozostawiał żadnych złudzeń, kto jest najlepszy w Hiszpanii.

Sam Puskas pogrążył również Barcelonę, pakując jej dwa hat-tricki – jeden na Santiago Bernabeu, a drugi na wielkim Camp Nou: – Z nas wszystkich to on był najlepszy. Do futbolu miał siódmy zmysł. Jeśli na boisku było tysiąc możliwości, on wybierał tysiąc pierwszą – mówił Nandor Hidegkuti, kolega Ferenca z reprezentacji.

Duet Puskas-di Stefano uznawany był za najlepszy napad świata. Nic dziwnego, że to właśnie ta dwójka doprowadziła „Królewskich” do pięciu mistrzowskich tytułów z rzędu. Węgier w 180 meczach w La Liga strzelił dla „Galaktycznych” niespełna 160 goli, wygrywając przy tym czterokrotnie w klasyfikacji Pichichi na najlepszego strzelca rozgrywek: – Ten facet był super utalentowany. Straciłem nie tylko znakomitego kolegę z drużyny, ale także przyjaciela. Był jednym z najlepszych piłkarzy w historii, ale życie, mój przyjacielu, kończy się, gdy się tego najmniej spodziewamy – powiedział po śmierci Puskasa Alfredo di Stefano.

Ferenc z Realem zdobył jeszcze jedno trofeum. Puchar Europy Mistrzostw Klubowych to protoplasta dla dzisiejszej Ligi Mistrzów. W finale Madryt zmierzył się z frankfurckim Eintrachtem. Ten mecz to był popis węgiersko-hiszpańskiego duetu, który zaaplikował przeciwnikowi wszystkie siedem bramek. Batalia zakończyła się wynikiem 7:3, a cztery gole  strzelił sam Puskas. Po zakończeniu sezonu 1965/1966 „Galopujący major” siedział już tylko na ławce rezerwowych. Znaleźli się lepsi od niego? Nigdy w życiu. Węgier postanowił zawiesić buty na kołku i wziąć się za trenowanie przyszłych legend futbolu. W ten sposób gwiazdor reprezentacji „Madziarów” był szkoleniowcem drużyn na wszystkich kontynentach, nie licząc Antarktydy. Osiągnięcia tych drużyn nie były czymś nadzwyczajnym, jednak jedno marzenie piłkarza spełniło się z pewnością. Puskas przez cztery mecze zasiadał na ławce trenerskiej ukochanych Węgier. Niestety ani z nią, ani z Arabią Saudyjską Ferenc nie osiągnął niczego niesamowitego. Co innego z klubami. Panathinaikos Ateny pod wodzą Węgra doszedł do finału Klubowego Pucharu Europy, triumfując rok wcześniej w greckiej lidze. „Galopujący major” z South Melbourne Hellas wygrał Puchar i mistrzostwo Nowej Zelandii. W CV Puskas zapisał również triumf w paragwajskiej Primiera Division.

Niestety tego wspaniałego piłkarza wśród nas już nie ma. Puskas przez kilkanaście lat cierpiał na chorobę Alzheimera. W 2001 roku na jego cześć nazwano węgierski Stadion Narodowy, na którym w sierpniu 2005 rozegrano mecz, w którym Real Madryt zmierzył się z drużyną All Stars. Zebrane pieniądze przeznaczone na leczenie węgierskiej legendy. Terapie nie przynosiły żadnego skutku. Niedługo po dwumiesięcznym pobycie piłkarza na oddziale intensywnej terapii stan zdrowia Ferenca gwałtownie się pogorszył. Najpierw była wysoka temperatura, następnie doszło do zapalenia płuc. Gwiazdor zmarł następnego dnia rano. Przyczyną zgonu była niewydolność układu oddechowego. Nawet po śmierci nie zapomniano o tym, co dla futbolu zrobił Purczeld (prawdziwe nazwisko piłkarza). FIFA postanowiła, by to nazwisko Puskasa patronowało nagrodzie przyznawanej za najładniejszą bramkę strzeloną w danym sezonie.

Na koniec tej pięknej historii przypomnijmy jeszcze najważniejsze, indywidualne i drużynowe, sukcesy bohatera dzisiejszego tekstu, a także pokażmy próbkę możliwości legendy węgierskiego futbolu.

– 5-krotny mistrz Węgier
– 5-krotny mistrz Hiszpanii
– 3-krotny triumfator PEMK
– Zdobywca Pucharu Interkontynentalnego
– Mistrz olimpijski z roku 1952
– Piłkarz roku (1953)
– Złota piłka mistrzostw świata 1954
– Brązowy but mistrzostw świata 1954
– Miejsce w „All-Star Team” mistrzostw świata 1954
– Srebrna piłka za tytuł piłkarza roku wg France Football
– Członek grupy FIFA 100
– Złoty but w 1948 (50 bramek w sezonie)
– Top 10 najlepszych piłkarzy na świecie XX wieku wg IFFHS
– Top 10 najlepszych piłkarzy w Europie XX wieku wg IFFHS

Komentarze
~smokol (gość) - 11 lat temu

Kolejny świetny artykuł, naprawdę pokłony panie
Mateuszu. Dla takich rzeczy wchodzę właśnie na
Igol !

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze