Hiszpania na gorąco: W Madrycie bez zmian


Nie wytrzymali. Przed sobotnimi derbami stolicy Hiszpanii mówiło się przede wszystkim o tym, że wszystko zależeć będzie od chłodnych głów piłkarzy Atletico Madryt. Niewielu z przedstawicieli „Los Colchoneros” podeszło jednak do derbowego starcia w odpowiedni sposób. Real wygrał w miarę pewnie i jak najbardziej zasłużenie.


Udostępnij na Udostępnij na

Atletico miało plan na mecz z Realem Madryt, ale było w stanie realizować go jedynie przez 15 minut. Kiedy pojawił się pierwszy problem w postaci genialnego uderzenia Cristiano Ronaldo, tak wspominany przed meczem balon pękł. Podopieczni Diego Simeone zaczęli grać bardziej nerwowo, a niektórzy po prostu nie wytrzymywali napięcia. Tutaj prym wiódł Diego Costa, który cudem tylko przebywał na boisku do ostatniej minuty spotkania. Dłużny nie pozostawał mu Sergio Ramos, który także pokazał swoją gorszą stronę, ale jeśli już mamy kogoś piętnować, to na pewno napastnika gości. Swoje emocje miał także drugi trener Atletico, Mono Burgos, który jeszcze w pierwszej połowie chciał urwać głowę Jose Mourinho.

Nie można powiedzieć, że Atletico było w sobotni wieczór dużo słabsze od Realu. „Królewscy” nie stworzyli sobie zbyt wielu okazji bramkowych – wykorzystali w perfekcyjny sposób stały fragment gry i czerpali z niej korzyść, którą uwielbiają – gry z kontry. Nie można jednak nie zgodzić się z opiniami ekspertów, że mistrz Hiszpanii ani przez chwilę nie był na Estadio Santiago Bernabeu zagrożony. Wszak Atletico stworzyło sobie jeszcze mniej jakichkolwiek szans bramkowych. Casillas tak na dobrą sprawę był bezrobotny. Wróćmy do głównej myśli: drużyna Diego Simeone nie zaprezentowała się dużo gorzej, ale przecież w ciągu tych ostatnich feralnych trzynastu lat taka sytuacja niejednokrotnie miała już miejsce. Na 24 ostatnie derbowe spotkania Atletico miewało wieczory, w których mogło pokusić się o pokonanie odwiecznego rywala, ale za każdym razem zawodnikom z Vicente Calderon brakowało spokoju i być może wiary we własne umiejętności.

Jeszcze raz wracamy do Diego Costy. Do końca nie wiadomo było, czy Simeone zdecyduje się na wystawienie Brazylijczyka obok Radamela Falcao. Costa nie jest, co prawda, typowym wysuniętym atakującym, ale – mimo wszystko – decyzja o grze dwoma nominalnymi napastnikami była ze strony argentyńskiego trenera dość odważna. Czy skuteczna? Nie bardzo. Po pierwsze Atletico nie było w stanie dograć dobrych piłek do wspomnianej dwójki, więc już tutaj od razu zrodził się problem nie do przeskoczenia. Ciekawe jednak, że to Real miał większe problemy z konstruowaniem ataków pozycyjnych. W drugiej połowie już praktycznie zaprzestał nawet tego typu prób, spokojnie wyczekując na szanse z kontry. Te w końcu się pojawiły i Oezil dobił rywala. Simeone, niestety, nie zareagował, bo trzymanie Diego Costy do ostatniej minuty było, co by tu dużo nie mówić, dziwne. Wydaje się, że dużo więcej drużynie dałby choćby Adrian. Hiszpan pojawił się, oczywiście, na murawie, ale Atletico w dalszym ciągu nie mogło uzyskać przewagi w momencie, gdy Falcao i Costa nie mieli możliwości wykazania się swoimi strzeleckimi umiejętnościami. Zawiodła przede wszystkim druga linia z Gabim i Mario Suarezem na czele.

Za jakieś pół roku znowu będziemy czekać na derby Madrytu. Tym razem na Calderon. Ponownie będą pojawiać się szumne zapowiedzi, jak to Atletico przerwie w końcu fatalną passę w starciach z „Los Blancos”. Skończy się zapewne jak zwykle, bo „Atleti” najzwyczajniej w świecie nie potrafi grać przeciwko rywalowi zza miedzy. Jeśli tak doświadczonym piłkarzom puszczają nerwy już po pierwszym golu z 15. minuty, to nie rokuje to zbyt dobrze. Bernabeu nie zostało zdobyte i chyba jeszcze długo zdobyte w derbach nie zostanie. Na własnym obiekcie „Rojiblancos” będą mieli zdecydowanie większe szanse, ale jakoś nie jestem w stanie sobie wyobrazić, żeby mieli w jakikolwiek sposób zaszkodzić przeciwnikowi. Na sobotnią porażkę złożyło się wiele czynników. Goście próbowali grać pressingiem, wywierali presję na podopiecznych Mourinho, ale ci, gdy wytwarzała się stosowna sytuacja, uciekali spod topora i wykorzystywali często zbyt nieprzemyślane sposoby gry zdobywców Ligi Europy.

Mimo że Atletico ciągle ma pięć punktów przewagi nad Realem, to sobotni mecz pokazał, że nadal jest to liga dwóch. W Valencii dzieją się rzeczy wręcz tragiczne, Malaga ciągle gra w kratkę, a Atletico nie będzie wiecznie prezentować się tak jak przed derbami. Chyba że faktycznie niesamowity Real Betis włączy się do polowania. Poniekąd będziemy mogli się o tym przekonać już w najbliższy weekend, kiedy do Sewilli przyjedzie Barcelona. Katalończycy urządzili sobie w minioną sobotę kolejną manitę, ale znowu nie byli w stanie zachować czystego konta. Brak koncentracji na Benito Villamarin może być tragiczny w skutkach, o czym przekonał się już w tym sezonie Real Madryt. Tak czy inaczej miło było patrzeć w ostatnich dniach na wydarzenia z hiszpańskich boisk. Ciągle wiele się dzieje i niech tylko ta Barcelona zacznie tracić punkty, bo chcemy też pasjonować się walką o tytuł mistrzowski.

Komentarze
~kibic Barcy (gość) - 11 lat temu

nie podzielam zdaqnia, aby Barca zaczęła gubić
punkty, lecz bez bicia przyznam, że chciałoby się,
aby w tej lidze było jeszcze chociaż ze dwóch
kandydatów więcej do tytułu mistrzowskiego - i to
nie tylko na papierze. Liczyłem na Malagę, ale ich
arab coś w heja leci, trochę nadzieje odżyły po
występach Atletico - lecz mecz z Realem pokazał,
że może to być bardzo złudna nadzieja.

Odpowiedz
~E123 (gość) - 11 lat temu

Jeżeli uważasz, że Barca nie zgubi w tym sezonie
punktów chociażby w 1 meczu, to zajmij się lepiej
golfem albo tenisem...

Odpowiedz
~kibic Barcy (gość) - 11 lat temu

ty tępy hojo! nie napisałem, że Barca nie zgubi
punktów, tylko, że jako kibic Barcy, nie życzę im
tego, tak jak życzy im tego autor artykułu w
ostatnim zdaniu. Więc, zanim zajmę się golfem czy
tenisem, ty zajmij się w końcu szkołą i czytaniem
ze zrozumieniem, tępy hojo!

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze