Strzelanie w Lidze Mistrzów rozpoczęte w 42. sekundzie


Edinson Cavani bohaterem... Arsenalu

13 września 2016 Strzelanie w Lidze Mistrzów rozpoczęte w 42. sekundzie

Tęskniliście, prawda? Równiutko o 20:45 wróciła do nas ukochana faza grupowa piłkarskiej Ligi Mistrzów. Niezbyt długo musieliśmy czekać na pierwszego gola tego wieczoru. Zaledwie 42 sekundy potrzebował Edinson Cavani, aby wyprowadzić na prowadzenie swoje PSG w starciu z Arsenalem. Niestety tylko tyle dobrego możemy powiedzieć o urugwajskim napastniku.


Udostępnij na Udostępnij na

Emery jak nie Emery

Początek spotkania na Parc des Princes mógł stworzyć w naszych głowach dość fałszywy obraz tego, jak w obecnym sezonie w Europie będzie wyglądać francuska drużyna. Objęci przez Emery’ego paryżanie od pierwszego gwizdka rzucili się na Arsenal, który przez pierwsze 15-20 minut nie potrafił wręcz wyjść z własnej połowy. Taki pressing, taka intensywność – to wszystko właśnie charakteryzowało Sevillę prowadzoną wcześniej przez hiszpańskiego trenera. PSG prowadziło dzisiaj co prawda już od 1. minuty po główce Cavaniego, co zdecydowanie ułatwiło dalszą grę, jednak niemoc londyńczyków musiała zastanawiać.

Po początkowym szturmie paryżanie nieco odpuścili. Podopieczni Unaia Emery’ego nie forsowali tempa, nie narzucali swoich warunków gry, ale – co najbardziej rzucające się w oczy – nie wykorzystywali bierności „Kanonierów”. Drużyna Wengera wyglądała na rozbitą i czekającą tylko na dobicie. Zazwyczaj żwawo reagujący przy linii bocznej Emery był dzisiaj wyjątkowo spokojny. Wyglądało to tak, jakby Hiszpan próbował dostosować się do posiadanych zawodników, a nie wypracować u nich swój własny, niepowtarzalny styl, który sprawiał w Sevilli, że meczów z Andaluzyjczykami obawiały się i Real, i Barcelona.

Cavani jak (nie) Cavani

Osobny akapit należy się Edinsonowi Cavaniemu, którego wtorkowy występ również może wpływać na ocenę całej drużyny PSG, ale także samego Emery’ego. O Urugwajczyku powiedziano w ostatnim czasie wystarczająco wiele, choć oczywiście nie należy umniejszać jego umiejętności. 29-latek od paru dobrych lat nie schodzi poniżej pewnego – wysokiego zaznaczmy – poziomu. Nie mówimy tu o kilku, lecz kilkunastu albo nawet kilkudziesięciu golach zdobywanych sezon w sezon. Z drugiej jednak strony, jego chimeryczność, brak opanowania lub, ujmując to w dosadnych słowach, partactwo w polu karnym mogą doprowadzać do łez. Reprezentant Urugwaju powinien zakończyć ten mecz w pojedynkę. Bramka z 42. sekundy mogła wprawić w osłupienie. Wszak do tej pory Cavani musiał najpierw zmarnować 4-5 dogodnych sytuacji, żeby w końcu wpisać się na listę strzelców (choć nie zawsze było to regułą). Dzisiaj obrał inną taktykę. Odfajkował bramkę tuż po pierwszym gwizdku, by później budować napięcie i uratować skórę rywalom. Najpierw, jeszcze w pierwszej połowie, nie trafił do pustej bramki, później dwukrotnie przegrał pojedynek jeden na jeden z Ospiną, a w międzyczasie nie był w stanie wykorzystać bardzo dobrego podania w pole karne od Di Marii, niedokładnie przyjmując piłkę na klatkę piersiową. Skończyło się na tym, że Arsenal doprowadził do remisu w pierwszej tak naprawdę groźnej akcji ofensywnej. Ze strzałem Iwobiego golkiper PSG jeszcze sobie poradził, ale wobec dobitki Alexisa był bezradny.

Niewidocznie aktywny Krychowiak

Grzegorz Krychowiak nareszcie doczekał się występu od pierwszej minuty w drużynie z Paryża. Reprezentant Polski bez wątpienia nie ma się czego wstydzić, ale do swojego CV meczu z Arsenalem wpisać nie może. Jego problem w tym pojedynku polegał jednak na założeniach taktycznych aż nadto widocznych od pierwszych minut. Zadaniem „Krychy” była asekuracja zarówno Verattiego, jak i Rabiota. Polak praktycznie nie opuszczał koła środkowego, wykonał zaledwie jedno podanie w trzeciej, atakującej strefie boiska. Skupiając się na defensywie, całkowicie oddał pole w ataku swoim kolegom, którzy zdecydowanie częściej wędrowali pod pole karne londyńczyków. Dlatego można było odnieść wrażenie, że Krychowiak za wiele sobie na Parc des Princes nie pograł. Nic bardziej mylnego. W ekipie PSG tylko wspomniany Veratti i Maxwell wykonali więcej podań od reprezentanta Polski. Co ciekawe, to właśnie z włoskim pomocnikiem podopieczny Adama Nawałki najczęściej wymieniał futbolówkę. Sęk jednak w tym, że najczęściej były to krótkie podania, właśnie do najbliżej ustawionego zawodnika.

Można w pewnym sensie stwierdzić, że Krychowiak zagrał przeciwko Arsenalowi bardzo bezpiecznie, nie podejmując wielkiego ryzyka. Kto jednak śledził jego poczynania pod skrzydłami Emery’ego w Sevilli, ten wie, że Hiszpan często desygnował go właśnie do indywidualnych zadań. Podobna sytuacja miała miejsce przeciwko Arsenalowi. „Krycha” mądrze się ustawiał, faulował tylko wtedy, kiedy było to konieczne, i nie podejmował niepotrzebnego ryzyka, wiedząc, że jest tak naprawdę ostatnią barierą przed linią defensywną.

Przewinie się pewnie niemały tłum turystów przez Wieżę Eiffela zanim paryżanie zrozumieją, jak mogli pojedynku z Arsenalem nie wygrać. Londyńczycy byli po prostu londyńczykami z tego sezonu. Nie stwarzali okazji, nie zagrażali bramce rywala, ale i tak potrafili ugrać w miarę korzystny wynik. Jak już wspomnieliśmy, sam Cavani powinien zamknąć ten mecz przynajmniej dwukrotnie. Stało się inaczej i Arsenal absolutnie narzekać nie może. „The Gunners” byli we wtorkowy wieczór zdecydowanie słabsi, z kolei zespół PSG ma jeszcze naprawdę spory margines poprawy.

Komentarze
adek504 (gość) - 8 lat temu

Nie zgodzę się, że Arsenal był zdecydowabie słabszy. PSG wypracowało sobie pare dogodnych okazji, ale 2 z nich wykreował Ospina, a 1 niewiarygodny bilard w środku pola. Natomiast Arsenal potrafił stłamsić rywali i nie pozwalałim wyjść za połowę, ale ich błąd polegał na tym, że brakowało pomysłu w ostatniej fazie ataku.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze