Football Factory


Czy przemoc może być do tego stopnia wciągająca, by stała się sposobem na życie? Otóż może. I nie jest to film z gatunku "Podziemnego Kręgu" czy "Romper stomper", ale prawdziwe studium chuligaństwa w, o ironio, najlepszym brytyjskim wydaniu. Opowiadana w filmie Nicka Love'a historia oparta jest na książce Johna Kinga "Football Factory", a ta została napisana na bazie autentycznych faktów i wydarzeń...


Udostępnij na Udostępnij na

Otóż w latach 80. Anglię zastraszył gang kibiców Chelsea, którzy nazywali się mianem „Headhunters” i potrafili nawet zabić kibiców konkurencyjnych zespołów. Do dziś na nazwę „headhunters” wielu mieszkańców Anglii dostaje ciarki na plecach. Chuligańskie widmo zostało dopiero powstrzymane na początku lat ’90. po tym jak w szeregi kiboli The Blues dostał się dziennikarz i pomógł policji wykryć liderów grupy. Reżyser Nick Love przeniósł wydarzenia do roku 2004, by pokazać na tle współczesnego Londynu dwudziesto-, trzydziesto- a nawet czterdziestoletnich kibiców, którzy znudzeni życiem i często przygnieceni niespełnionymi marzeniami co sobota tłuką się do nieprzytomności z kibolami innych zespołów w biednych dzielnicach, dokach i ubogich przedmieściach. Żyją od weekendu do weekendu, uwielbiają przypadkowy seks, trudno im się obejść bez lżejszych narkotyków i alkoholu. A często w tej „normalnej” rzeczywistości odnaleźć się nie potrafią.

„Football Factory” momentami zakrawa niemal na dokument, w którym reżyser podąża za ekipą zorganizowanych chuliganów i śledzi ich losy. Bardzo to może przypominać „Klatkę” Sylwestra Latkowskiego, ale trudno oba te filmy porównać. Nick Love bardzo zdynamizował wszystkie ujęcia, znakomicie (brawa!) dobrał muzykę i w odpowiednich momentach wstawiał typowy dla Anglików humor, co powodowało, że pomimo licznych brutalnych scen film się ogląda z przyjemnością i faktycznie zmusza do głębszych przemyśleń. Początkowo planowano, że „FF” będzie dziełem wysokobudżetowym z gwiazdorską obsadą, ale ostatecznie film nakręcono po skromnych kosztach, z ekipą bardzo bliską Love’owi choćby z „Human Traffic”, na czele z odtwórcą głównej roli Dannym Dyerem.

Niewątpliwie ten film należy dodać do kanonu filmów… sportowych. Choć przez ponad półtorej godziny nie widzimy żadnej relacji z meczu, nie poznajemy żadnego wyniku, a jedyny piłkarz, którego ujrzymy to David Beckham (do tego w tle, zamazany i na małym ekraniku, jeszcze w barwach Man. Utd), to czujemy bliskość wielkiej piłki. Bo tak właśnie odpiera się futbol na Wyspach, jako coś wyjątkowego. I nawet fakt, że filmowa kamera „transmitowała” przez chwilę tylko jeden mecz, 10-latków z Chelsea i Millwall, tego nie umniejsza. Okazało się, że z chuligańskich wybryków też można zrobić kawał dobrego kina! Szkoda tylko, że przez cały czas trwania projekcji ani razu nie ujrzymy herbu Chelsea, stadionu Stamford Bridge, ani nie usłyszymy żadnej opowieści związanej z historią największą miłości chuliganów, jak sami mówią o zespole „The Blues”.

Film niewątpliwie bardzo interesujący i wart uwagi niejednego sympatyka futbolu, a także przyzwoitego kina…

The Football Factory
(Wielka Brytania, 2004)
czas 93 min.
Reżyseria: Nick Love
Scenariusz: Nick Love
Na podstawie książki: John King „Football Factory”

Komentarze
~gib (gość) - 16 lat temu

film naprawde dobry warto obejrzec!

Odpowiedz
~___ (gość) - 15 lat temu

no film świetny

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze