FJW: Marcin Wasilewski


7 kwietnia 2014 FJW: Marcin Wasilewski

Marcin Wasilewski w ubiegły weekend świętował awans do Premier League w barwach Leicester City, którego piłkarzem jest od obecnego sezonu. Z tej okazji postanowiliśmy przybliżyć filmową wręcz karierę jednego z najbardziej lubianych reprezentantów Polski ostatnich lat. Przed państwem – „Wasyl”!


Udostępnij na Udostępnij na

Marcin Wasilewski
Marcin Wasilewski (fot. Grzegorz Rutkowski / iGol.pl)

W odległych czasach, chociaż wcale nie aż tak odległych, Polska miała reprezentację piłkarską, która awansowała na mundial w Korei i Japonii. Drużyna, w której gwiazdami byli Radosław Kałużny, Tomasz Wałdoch czy (przede wszystkim) Emmanuel Olisadebe nie składała się z wirtuozów futbolu. Przeciwnie, była to grupa piłkarzy, których w dzisiejszych czasach określiłoby się mianem solidnych wyrobników. Aspektem, który budował zespół narodowy sygnowany nazwiskiem Jerzego Engela był charakter. Każdy z każdym, każdy za każdego. Gotowi przelewać na boisku nie tylko pot, ale i krew, jeśli trzeba było. Będący jednością, nieustępliwi, wielcy swoim zaangażowaniem.

Marcin Wasilewski zagrzewający kolegów do walki przed meczem Polska – Anglia
Marcin Wasilewski zagrzewający kolegów do walki przed meczem Polska – Anglia (fot. Grzegorz Rutkowski / iGol.pl)

Po awansie na czempionat 2002 drużyna zbyt mocno uwierzyła we własną wielkość, gdzieś rozmyła się atmosfera ducha zespołu znana z eliminacji, pojawiła się buta, przesadna pewność siebie. Efekt pamiętamy wszyscy, ale jedną rzecz z tamtej drużyny możemy wspominać z rozrzewnieniem. Patrząc na szarpaną podziałami i pozbawioną tożsamości kadrę kolejnych selekcjonerów, możemy tęsknić za prawdziwą drużyną narodową. Wiele mówi się o tym, że dzisiejszej kadrze brakuje piłkarzy z charakterem. Brakuje takiego Tomka Hajty, który potrafił przebiec 70 metrów spod własnej bramki po to, by zrugać rywala, który zaatakował nieprzepisowo jego kolegę, a który sam potrafił bez pardonu skasować zapędy rywali. Teraz takich zawodników, takiej atmosfery w kadrze nie ma, ale są w Polsce piłkarze, którzy potrafili tchnąć ducha w „Biało-czerwonych”. Zalicza się do nich z pewnością Marcin Wasilewski, zawodnik udowadniający, że w piłkę nożną gra się sercem, prawdziwy walczak z charakterem mogącym obdzielić pół drużyny.

Marcin Wasilewski w trakcie towarzyskiego meczu przeciwko RPA
Marcin Wasilewski w trakcie towarzyskiego meczu przeciwko RPA (fot. Grzegorz Rutkowski/iGol.pl)

Obecny w reprezentacji z przerwami od 2002 roku Wasilewski urodził się 9 czerwca 1980 roku w Krakowie. Nie z grodem Kraka jest on jednak najbardziej kojarzony (mimo faktu, że podkreśla swoje przywiązanie do byłej stolicy Polski), a z Poznaniem, w którym zbudował swoją markę jako piłkarz, dał się poznać jako „Wasyl”, którego znamy wszyscy. Mimo że więcej czasu spędził w Śląsku Wrocław, Amice Wronki czy Wiśle Płock, to krótki okres w Lechu wystarczył, by do obrońcy przylgnęła etykietka  „Rzeźnika z Poznania”. Nieustępliwość, odwaga do wsadzenia głowy tam, gdzie większość piłkarzy bałaby się wcisnąć nogę, bezpardonowość i charakter – tymi przymiotnikami da się określić grę Wasilewskiego. Jednak, wzorem Nigela de Jonga, (były?) reprezentant Polski potrafi oddzielić boiskową agresję od życia prywatnego. W jednym z przygotowywanych przed Euro 2012 materiałów telewizyjnych tak swojego męża opisywała Joanna Wasilewska – Rozpieszcza dzieci, tak, ale one wiedzą, ile mogą u taty. Muszę powiedzieć, że w roli Taty Marcin sprawdza się bardzo – Jeśli ktoś zostawia na boisku całe serce, naturalnym jest, że i dla najbliższych mu go nie brakuje, prawda? Rodzina jest dla „Wasyla” niezwykle ważna, co często podkreśla w wywiadach.

Artur Boruc i Marcin Wasilewski
Artur Boruc i Marcin Wasilewski (fot. Grzegorz Rutkowski / iGol.pl)

„Bestia” jest dobrym duchem zespołów, w których gra. Lubiany przez kolegów, trenerów, a przede wszystkim kibiców za cechy swojego charakteru, poczucie humoru, zaangażowanie we wszystko, co robi. Ariel Jacobs, były trener Polaka z belgijskiego klubu, opisał go w następujących słowach – Ma doświadczenie na arenie międzynarodowej i kadrze narodowej. Patrząc z tej perspektywy muszę powiedzieć, że jest wart, by na niego stawiać. Zawsze daje z siebie wszystko – z kolei jego były kolega z Brukseli, Sacha Kljestan, mówił – To fajny gość. Dobrze jest mieć go w drużynie. Jest dobrym człowiekiem. Budzi respekt, bo zawsze chce wygrywać. To jest ten rodzaj zawodnika, którego chcesz mieć w drużynie.

Marcin Wasilewski i nieśmiertelny numer 27 na plecach
Marcin Wasilewski i nieśmiertelny numer 27 na plecach (fot. Grzegorz Rutkowski / iGol.pl)

O waleczności bohatera niniejszego tekstu najlepiej może świadczyć jego heroiczny powrót na boisko po kontuzji, która zbudowała jego legendę. 30 sierpnia 2009 roku podczas meczu ze Standardem Liege „Wasyl” doznał podwójnego, otwartego złamania nogi po brutalnym faulu Alexa Witsela. Początkowo wydawało się, że kariera reprezentanta Polski może zostać zakończona – Nie było wiadomo, czy w ogóle będę normalnie chodził. Bałem się po pierwszych dwóch operacjach. Lekarze mówili, że wszystko będzie dobrze, ale przecież nie było, skoro cały czas była groźba, że dojdzie do zakażenia. Ale kiedy już ranę wyczyszczono, uspokoiłem się. Potem była trzecia i czwarta operacja, wszystkie w ciągu zaledwie dziesięciu dni. Kiedy wybudzałem się z narkozy, patrzyłem na zajmujące się mną pielęgniarki i na lekarzy, starając się z wyrazu ich twarzy wyczytać, jaka jest sytuacja. Dziś myślę, że pewnie w tych najgorszych momentach, kiedy jeszcze nie było pewności, czy zabiegi się udały, ukrywali przede mną prawdę. Bardzo mnie wtedy wspierała żona. Była ze mną w szpitalu od rana do wieczora. Córkę, która miała wtedy rok, zawiozła do teściów w Krakowie, a synem zajęła się żona Darka Dudki, kolegi z reprezentacji – reprezentacji, dla której „Czołg” pozostał ważną postacią. Na oficjalnym profilu polskiej kadry życzenia powrotu do zdrowia złożyło zawodnikowi 1352 osoby, a przed meczem eliminacyjnym z Irlandią Północną piłkarze zespołu Leo Beenhakkera nałożyli koszulki z hasłem „Wasyl, jesteśmy z Tobą”. Wszyscy z niecierpliwością oczekiwali powrotu piłkarza do gry w piłkę, a to udało mu się już po dziewięciu miesiącach. Przez ten okres kibice Anderlechtu w każdym meczu w 27. minucie (numer koszulki „Bizona”) przerywali doping i skandowali jego nazwisko. Na boisko „Czołg” wrócił 8 maja 2010 roku, w ostatniej kolejce sezonu ligowego. Gdy w maju 2013 roku zawodnik ze łzami w oczach kończył przygodę z belgijskim klubem, przed swoim ostatnim występem został pożegnany przez kibiców, właściciela zespołu, Rogera Vandena Stocka, i dyrektora generalnego, Hermana van Holsbeecka. W meczu z Zulte Waregem Wasilewski zagrał 7 minut, a dzięki remisowi 1:1 Anderlecht zdobył swoje 32. mistrzostwo Belgii. Po kilku miesiącach znalazł zatrudnienie w zespole Championship, Leicester City, z którym w ubiegły weekend zagwarantował sobie awans do Premier League po dziesięciu latach nieobecności „Lisów” w elicie. Kibice Anderlechtu nie zapomnieli o swoim ulubieńcu – pod koniec ubiegłego roku pofatygowali się oni liczną grupą na spotkanie Championship po to, by dopingować „Wasyla”. Po spotkaniu wzruszony piłkarz chciał podziękować fanom za wsparcie, a Ci… zaczęli go nosić na rękach. Czy którykolwiek z polskich piłkarzy doczekał się takiego uwielbienia?

26.03.2013 roku w spotkaniu z San Marino „Wasyl” wszedł do klubu wybitnego reprezentanta. Był to, jak do tej pory, jego ostatni występ w biało-czerwonej koszulce. Debiutował u Zbigniewa Bońka, w 2002 roku. Stałym punktem kadry stał się po mundialu w 2006 roku, dwukrotnie wystąpił na mistrzostwach Europy, w 2008 i 2012 roku. Był ulubieńcem Leo Beenhakkera, regularnie stawiał na niego Franciszek Smuda (z którym nie do końca było mu po drodze jeszcze za czasów gry w Poznaniu), kapitanem kadry został zaś u Waldemara Fornalika. Pod nieobecność Kuby Błaszczykowskiego na meczu eliminacji mundialu w RPA kadrowicze wybrali „Wasyla” na kapitana drużyny narodowej. Do legendy przejdą słowa, którymi mobilizował on swoich kolegów po odśpiewaniu hymnu narodowego przed meczem Polska – Anglia, w październiku 2012, a które idealnie oddają energię, zaangażowanie i charakter piłkarza z Krakowa – Dawać, kur..!

Krakowianin jest inspiracją nie tylko sportową, ale i muzyczną. Niejaki Liber zadedykował mu utwór pod tytułem „Niezniszczalny”, w którym opisał jego heroiczną walkę o powrót do zdrowia i sportu. Zawodników, którzy z takim zaangażowaniem i pasją grają w piłkę należy podziwiać i cieszyć się ich sukcesami. W październiku 2012 roku Marcin Wasilewski powiedział – Od zawsze podobała mi się liga angielska. Pasjonuje mnie, sentyment został z dzieciństwa. Marzenie o grze w Anglii już raczej się nie spełni, bliżej mi do końca przygody z futbolem niż rozkwitu. Szkoda, bo tam duże znaczenie mają cechy wolicjonalne, charakter i ambicja, czyli charakterystyką może bym i pasował – na szczęście życie napisało dla „Polskiego Czołgu” inny scenariusz. Już za kilka miesięcy będziemy mogli się fascynować występami naszego piłkarza w barwach Leicester City, beniaminka Premier League. W końcu sam trener Leicester, Nigel Pearson powiedział o nim – Wszyscy zawodnicy go uwielbiają. Obrońcy, którzy lubią bronić, to jest gatunek na wymarciu. Dał nam wiele doświadczenia, dzięki niemu wygraliśmy kilka meczów, których losy ważyły się do ostatnich chwil. Niesamowity profesjonalista, aż trudno uwierzyć, że tak dobrze prezentuje się po tej okropnej kontuzji. Kochamy go, on jest wielki! – Trzymamy kciuki i serdecznie gratulujemy!

Komentarze
~DamienPerquis (gość) - 10 lat temu

Kocham go po prostu ! Do kadry powinien wrócić.
Ktoś w tej szatni musi dać trochę życia a nie...
Tak samo Perquis i Boenisch ! Do kadry ich !!!

Odpowiedz
~............ (gość) - 10 lat temu

no tak ale on juz jest starym wyjadaczem ,choc
motywatorem to jest faktycznie dobrym

Odpowiedz
~DamienPerquis (gość) - 10 lat temu

Ale liczy się wiek czy to jak gra ? Bo według mnie
to drugie...
Wasyl do reprezentacji z powrotem !!!

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze