Polski Guardiola zdetronizuje Legię?


26 lutego 2015 Polski Guardiola zdetronizuje Legię?

Mało kto przypuszczał, że po dwóch pierwszych wiosennych kolejkach T-Mobile Ekstraklasy Jagiellonia Białystok zdoła uzbierać na swoim koncie sześć punktów. „Żubry" mierzyły się przecież z aktualnym mistrzem – Legią – oraz niepokonanym  przez wiele miesięcy na swoim stadionie Śląskiem. Czy doskonałe rozpoczęcie przez podlaski klub drugiej fazy sezonu 2014/2015 oznacza, że może powalczyć nawet o mistrzostwo Polski? 


Udostępnij na Udostępnij na

Na pewno znaleźlibyśmy takich optymistów, ale prawdę mówiąc, nie ma ich zbyt wielu. Po dwóch lutowych spotkaniach „Jagi” dziennikarze rozpływają się nad formą białostoczan, choć na przydzielanie im złotych medali czy nawet miejsca na podium po zakończeniu rozgrywek jest jeszcze zdecydowanie zbyt wcześnie. Dlaczego? Ano dlatego, że prawdziwych mężczyzn, jak mawiał jeden z naszych byłych premierów, poznaje się po tym, jak kończą, a nie zaczynają. Jagiellonia wystartowała imponująco, ale trzeba od razu zaznaczyć, że zwycięstwo nad Legią raczej nie byłoby możliwe, gdyby „Wojskowi” grali z „Jagą” w późniejszym terminie, a nie na parę dni przed arcyważnym spotkaniem przeciwko Ajaksowi Amsterdam. Mistrzowie Polski nie ukrywali, iż chcieliby bardzo pokonać Holendrów (ostatecznie przegrali wyjazdowy mecz 0:1, dziś rozegrają rewanż) i dostać się do kolejnej fazy Ligi Europy, a potem – może nawet wystąpić w majowym finale tych rozgrywek, który zostanie rozegrany na Stadionie Narodowym.

By zaoszczędzić siły najważniejszych graczy przed zeszłotygodniowym polsko-holenderskim starciem, trener Henning Berg desygnował do boju przeciwko Jagiellonii mocno rezerwowy skład, co lepiej zgrana ekipa Michała Probierza skrzętnie wykorzystała. Pewna wygrana 3:1, a w następnym tygodniu pokonanie Śląska Wrocław 1:0 sprawiły, że były trener m.in Lechii Gdańsk oraz Wisły Kraków ponownie zaczął być nazywany „polskim Guardiolą”. Sam szkoleniowiec nie ukrywa radości ze świetnej postawy swojej drużyny, ale do składania deklaracji o wywalczeniu mistrzostwa jeszcze mu daleko. I słusznie, gdyż na przestrzeni kilku następnych miesięcy może wydarzyć się bardzo dużo, tym bardziej że polska ekstraklasa jest nieprzewidywalna jak mało która liga.

Koncentracja i cierpliwość

Jak już było wspomniane wcześniej, lutowym zwycięstwom Jagiellonii nie umniejsza nawet fakt, iż Legia przeciwko „Żubrom” wystawiła kilku rezerwowych zawodników, a gracze Śląska byli bardziej aktywni, lecz mniej skuteczni w starciu przeciwko białostoczanom. Chłopcy Probierza zrobili swoje, zgarnęli sześć punktów i teraz najważniejszym zadaniem urodzonego w Bytomiu szkoleniowca jest utrzymać wśród swoich podopiecznych należytą koncentrację. A z tym, jak wiadomo, bywa różnie. Polskie media nie potrzebują wiele powodów, by z dnia na dzień uczynić kogoś gwiazdą światowego formatu. Czasami wystarczy rozegrać kilka solidnych meczów i już nazwisko danego gracza jest odmieniane na różnego rodzaju portalach przez wszystkie przypadki. Tak było jakiś czas temu z „nowym Vierą”, jak nazwano 17-letniego Krystiana Bielika, który podpisał kontrakt z Arsenalem. Teraz zaś wszyscy dokoła ekscytują się rewelacyjną postawą bramkarza „Jagi”, Bartłomieja Drągowskiego.

Nie da się ukryć, iż ten niepełnoletni jeszcze golkiper ma zadatki na piłkarza dużego formatu, a dodatkowo wykazuje jakże ważną na tym etapie rozwoju cechę – pokorę. Wszyscy doskonale znamy historię przytaczaną przez dziennikarzy, mówiącą o tym, jak to przed jedynym z ligowych spotkań Bartek podziękował starszemu od siebie o ponad 10 lat Arkadiuszowi Malarzowi za to, że ten pewnego razu wypowiedział się pochlebnie o umiejętnościach bramkarza aktualnego wicelidera tabeli. Chwała mu za jego skromność, ale czasami odnosi się wrażenie, że chłopcy Probierza są nawet zbyt grzeczni. Na pewno wynika to z faktu, iż większość z nich jest wciąż bardzo młoda, ale jeżeli chcą oni realnie zagrozić Legii, Śląskowi oraz Lechowi w walce o mistrzowski tytuł, muszą wykazywać więcej bezczelności, a niekiedy nawet agresji.

Pierwsze dwa pojedynki rundy wiosennej Jagiellonia rozegrała przeciwko drużynom preferującym ofensywny styl, potrafiącym grać kombinacyjnie, co miało znaczny wpływ na przebieg tych spotkań. Wiadomo, że łatwiej gra się przeciwko rywalowi, który nie zamyka się pod własną bramką, czekając tylko na kontrataki, niż z drużyną ustawioną skrajnie defensywnie. Pokonanie przez białostoczan dwóch wysoko notowanych w Polsce klubów może okazać się dla nich notabene początkiem problemów. Probierz i jego ekipa udowodnili, iż zespoły chcące grać z nimi otwartą piłkę mogą zostać przez „Żubry” surowo skarcone.

W kolejnych pięciu meczach T-ME Jaga mierzyć się będzie kolejno z Koroną, Lechem, Górnikiem Łęczna, Podbeskidziem oraz Wisłą. O ile zespoły dowodzone przez Macieja Skorżę i Franciszka Smudę preferują raczej ofensywny styl, pozostałe trzy już nie wykazują tego typu zakusów. A to dla lubiących atakować białostoczan oznacza spory kłopot. Młodzi zawodnicy Jagiellonii będą musieli wykazać się maksymalną koncentracją oraz cierpliwością w konstruowaniu akcji zaczepnych. Pierwsza cecha przyda im się zwłaszcza w końcówkach meczów przeciwko wcześniej wymienionym zespołom, czekającym do ostatniej niemalże chwili na jakąś kontrę. Cierpliwość potrzebna zaś będzie przy stosowaniu ataku pozycyjnego, z którym – jak wiadomo od dawna – polskie zespoły mają duży problem.

Brak doświadczenia

Trener Michał Probierz na pewno zdaje sobie sprawę z tego, że jego zawodnicy muszą uzbierać w kilku następnych meczach jak najwięcej punktów, gdyż później jego młodym podopiecznym może zabraknąć kondycji i boiskowego cwaniactwa. Kiedy rudna zasadnicza dobiegnie końca i dojdzie do rozgrywania dodatkowych siedmiu spotkań, białostoczanom zacznie kotłować się w głowach. Załóżmy, że w pewnym momencie prześcigną Legię i zajmą lokatę lidera – jak się wtedy zachowają? Mało doświadczonym zawodnikom z Podlasia mogą zacząć drżeć nogi, a zdobywanie bramek może przestać przychodzić tak łatwo jak dotychczas. Wtedy swoją piłkarską mądrością i obyciem będą musieli popisać się tacy gracze jak Michał Pazdan czy Mateusz Piątkowski. Obaj z niejednego pieca chleb jedli i powinni potrafić wspomóc młodszych kolegów w trudnych momentach. Z drugiej jednak strony gracze ci nie mają w swoich życiorysach jakichś większych sukcesów i w kryzysowych momentach też mogą spanikować.

Dlatego Probierz powinien szczególnie troszczyć się o swoich piłkarzy, nie nakładać na nich dodatkowej presji. W ostatnim wydaniu polsatowskiego „Cafe Futbol” trener „Jagi” powiedział, że w obecnie ok. ośmiu jego podopiecznych ma szansę na zagraniczny transfer. Takie słowa mogą białostocką młodzież zmobilizować do jeszcze cięższej pracy, ale też i niepotrzebnie namieszać w ich głowach. Wielu z tego zaszczytnego grona, o którym wspomniał były szkoleniowiec Arisu Saloniki, może zacząć grać na swój rachunek, tzn. nieważne dla nich będą wyniki klubu, lecz możliwość zaprezentowania swoich możliwości skautom zagranicznych potentatów. Pojawią się wtedy bezproduktywne dryblingi, próby efektownych podań oraz strzałów, co jedynie zaszkodzi wiceliderowi T-ME.

Swoją drogą, czy młodzi zawodnicy Jagiellonii już dziś muszą na siłę być wypychani z Polski do średnich europejskich zespołów? Nawet jeśli nie uda im się zdobyć mistrzostwa, mogą przecież spróbować, już jako o wiele bardziej doświadczeni gracze, jeszcze raz rzucić rękawicę Legii. W obecnym sezonie jest na to chyba jednak zbyt wcześnie. Stołeczny klub najprawdopodobniej pożegna się lada moment z Ligą Europy i będzie mógł skupić się na walce o tytuł. Nawet bez kontuzjowanego Ondreja Dudy i wytransferowanego do drugiej ligi chińskiej Miroslava Radovicia „Wojskowi” są głównym faworytem do wygrania T-Mobile Ekstraklasy. Legię można lubić lub nie, ale trzeba przyznać, że w tej chwili dysponuje najlepszą kadrą spośród wszystkich rodzimych zespołów. Dodatkowo pieczę nad klubem z Łazienkowskiej sprawuje Henning Berg, który pokazał już, że choć mało doświadczony, potrafi kierować poważną ekipą.

Co Legii przeciwstawić może Jagiellonia? Młodzieńczą fantazję, ambicję oraz chęć utarcia nosa bardziej utytułowanemu rywalowi. Niby sporo, ale chyba jednak za mało, by już teraz mówić o narodzinach nowej siły w polskim futbolu. Poza tym jeden świetny sezon nie świadczy o tym, że dany klub można okrzyknąć już mianem rewelacji. Zawisza Bydgoszcz jeszcze nie tak dawno zdobywał Puchar Polski i starał się przebić do europejskich pucharów, a gdzie jest dzisiaj? Czy to samo może spotkać „Żubry”? Jeżeli właściciele białostockiego klubu zaufają na dłuższą metę Probierzowi i pozwolą mu odważnie wprowadzać kolejnych młodych zawodników do składu, raczej nie podzieli on losu Ryszarda Tarasiewicza. Choć, znając niecierpliwość polskich prezesów i ich skłonności do wymieniania co jakiś czas szkoleniowców, takiego pesymistycznego scenariusza także nie można całkowicie wykluczyć.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze