Choć Jorge Paixao tak czy inaczej miał się pożegnać z Zawiszą, to dziś dokonano jego ostatecznej egzekucji. W rolę kata wcielił się Ruben Jurado, który poprowadził Piasta do pierwszego zwycięstwa w tym sezonie.
Nikt w spotkaniu Piasta Gliwice i Zawiszy Bydgoszcz nie widział okazji do obejrzenia światowego widowiska, ale to, co zobaczyliśmy w pierwszej połowie, przerosło wszelkie oczekiwania. Z piłką nożną nie miało to nic wspólnego. Najbardziej zadziwiał fakt, że nieliczni kibice na stadionie nie poddali się po piętnastu minutach, tylko wysiedzieli do końca. Choć w sumie patrzenie na nieporadność niektórych piłkarzy musiała być nawet zabawna. Chociażby Anestisa, który dał się objeżdżać na prawej obronie, a sam w ogóle nie brał udziału w akcjach ofensywnych. Przyjęcie Piotra Brożka też przejdzie do kanonu zagrań bardzo nieudanych. Jednak to Piast przez większość pierwszej połowy przeważał i nawet strzelił gola, ale Wilczek znajdował się na spalonym i choć dobrze o tym wiedział, nie przepuścił piłki lecącej do Murawskiego. Ten ostatni był zresztą jednym z nielicznych jasnych punktów pierwszej połowy.
Cokolwiek dziać się zaczęło dopiero tuż przed gwizdkiem na przerwę. Najpierw rykoszet po strzale Wagnera omal nie zmylił Cifuentesa, a w odpowiedzi Wilczek po dośrodkowaniu Podgórskiego główkował tuż ponad poprzeczką. Najlepszą okazję zmarnował jednak Wagner, który po centrze Wójcickiego miał otwartą niemal całą bramkę, ale z dwóch metrów głową uderzył obok niej. Nawet te kilka okazji nie zmieniło zdania obserwatorów o pierwszej połowie.
@cwiakala dla polskiej piłki lepiej byłoby gdyby ten mecz się nie odbył
— Kuba Grzeszkowski (@KGrzeszkowski) August 29, 2014
https://twitter.com/AdrianLiput/status/505396108135510016
Badia i Carlos, reszta nie gra w piłkę.
— Przemysław Michalak (@PrzemysawMicha2) August 29, 2014
W drugiej części meczu „popis” dał Cifuentes. Bramkarz Piasta ewidentnie wyspecjalizował się w odbijaniu piłki, bo właściwie każdą, lecącą nawet prosto w niego, piąstkował w bok. Do tego miotał się po polu karnym jak Żyd po pustym sklepie i tylko ofiarność jego partnerów ratowała gospodarzy od utraty bramki. Na jego szczęście odpalił Jurado, który po dośrodkowaniu z prawej strony i biernej postawie obrońców podbił piłkę z woleja i ładnym strzałem z powietrza pokonał Sandomierskiego. Wbrew obawom z pierwszej połowy mecz zdecydowanie się rozkręcił. Choć schemat był stały — Zawisza naciskał, Piast strzelał. Podanie Kadu, uderzenie Wójcickiego obok słupka i bum, dośrodkowanie z kornera i Wilczek najwyżej wyskakuje do piłki. Sandomierski nie zadaje sobie trudu, by ruszyć do niej i jest 2:0. Potem znowu: Wójcicki w słupek, po strzale Vasco Murawski wybija piłkę z linii bramkowej, a w odpowiedzi Badia dośrodkowuje idealnie do Jurado, który strzela swojego drugiego gola.
Ten mecz na pewno wlał optymizm w serca fanów gliwickiego klubu, ale obecnie pokonanie Zawiszy nie jest wyznacznikiem żadnej siły. Na pewno wszystkich w Piaście cieszy przebudzenie Jurado, a także niezła postawa Wilczka i Badii. Trzeba jednak dodać, że goście wcale nie byli tu bez szans i stworzyli sobie własne, by uzyskać dobry wynik. Zabrakło jednak szczęścia i skuteczności. Czy więcej będzie miał go Mariusz Rumak, który przejmie Zawiszę? Cóż, szczęściu trzeba pomóc. Na przykład wywalając ze składu zagraniczny szrot.