Oni nigdy nie zagrali w Lidze Mistrzów


Próbowali dostać się do bram raju. Bezskutecznie

23 sierpnia 2016 Oni nigdy nie zagrali w Lidze Mistrzów

To już dziś. Cała Polska na to czekała tyle lat. Dzień, w którym zatrzyma się ziemia, na moment ustaną prawa grawitacji, a we wszystkich krajach braknie energii. I mistrz Polski awansuje do Ligi Mistrzów. Przez ten długi okres, dla wielu obejmujący niemal całe życie, co roku lamentowaliśmy, spoglądając, jak kolejni kandydaci wracają z batalii na tarczy. Ze spuszczonymi głowami kolejni piłkarze schodzili z murawy, albo nie potrafiąc wytłumaczyć porażki, albo nie ukrywając bolesnej prawdy – o tym, że byli po prostu słabsi. Najgorsze jest to, że wśród było naprawdę wielu solidnych zawodników, którzy dzisiaj niejednego rywala zjedliby na śniadanie. Paradoks zaś polega na tym, że zamiast nich bram upragnionej Ligi Mistrzów skosztują np. Kucharczyk czy (o zgrozo) Aleksandrov. Postanowiliśmy przejrzeć archiwa i stworzyć drużynę złożoną z najciekawszych piłkarzy, którym nie udało się nawet liznąć tych elitarnych rozgrywek.


Udostępnij na Udostępnij na

Jan Mucha

(Dwa podejścia do Ligi Mistrzów)

Szczególny przypadek, nie tylko nigdy nie miał okazji wystąpić w Lidze Mistrzów, ale też… nawet nie dostał szansy, by o nią powalczyć. Tak się składa, że zarówno w Żylinie, jak i Legii Warszawa w trakcie eliminacji był rezerwowym. Nie mamy jednak wątpliwości, że Mucha z czasów swojej najlepszej dyspozycji, z całym szacunkiem dla Arkadiusza Malarza, spokojnie byłby pewniakiem w jedenastce niemal każdego polskiego zespołu. Mamy wrażenie, że Słowak niemal w całej swojej karierze w ogóle nigdy tak na dobrą sprawę nie otrzymał tej jednej, jedynej poważnej szansy na przetestowanie swoich umiejętności w prestiżowych bojach. Szkoda, kto wie, może Wisła Kraków, przez niemal cały XXI wiek narzekająca na problem z bramkarzami, przegapiła ten klucz do sukcesu?

 Marcin Baszczyński

(Pięć podejść do Ligi Mistrzów)

Jeden z liderów kategorii, w XXI wieku jeden z najlepszy prawych obrońców występujących w ekstraklasie. Niestety, dwukrotnie trafił na Barcelonę, raz na Real Madryt. Z Anderlechtem szanse na awans po sporych osłabieniach zespołu zdecydowanie zmalały. A Ateny? Po tylu latach sam zainteresowany nie dość otwarcie mówi – w Grecji nie wszystko mogło wyglądać uczciwie. Kilkakrotnie był bliski przenosin do poważniejszych klubów, np. Panathinaikosu czy West Hamu. Ostatecznie skończyło się na transferze do Atromitosu Ateny, niektórzy twierdzili, że Cupiał miał już dość kilku zawodników. Baszczyński odszedł, unikając szóstej próby dotarcia do Champions League, tym razem zakończonej kompromitacją w Tallinie.

Marcelo

(Dwa podejścia do Ligi Mistrzów)

To też nietypowa kandydatura, gdyż…Marcelo w Champions League zadebiutuje dopiero teraz, w barwach Besiktasu Stambuł. Za pierwszym razem poniósł klęskę wraz z Wisłą Kraków. Skoro nie udało się w Krakowie, niemal wszyscy byli pewni, że w następnym klubie to już tylko kwestia czasu. Błąd! W PSV Eidhoven przez trzy lata zespół nie miał w ogóle okazji powalczyć o powrót do elity. Gdy zaś już mieście Philipsa wreszcie przystąpiono do eliminacji… zakończyły się one porażką z Milanem. Marcelo w dwumeczu zagrał tylko dziewięć minut, zresztą jeszcze tego samego okna wybrał przenosiny do Bundesligi. Jak widać, nie tylko legioniści zadebiutują w Lidze Mistrzów. Życie potrafi zaskakiwać.

Manuel Arboleda

(Dwa podejścia do Ligi Mistrzów)

Nie mogło w naszym zestawieniu zabraknąć i Mańka Arboledy. OK, można polemizować, czy Kolumbijczyk faktycznie był obrońcą na sforsowanie bram Ligi Mistrzów. Z drugiej strony bez niego Zagłębie i Lech z pewnością nie zdołaliby zdobyć mistrzostwa Polski. W Lidze Europy zaś kilka razy pokazywał, że jako szczytowej formie potrafi być niczym skała na środku obrony.

Ciekawa to zresztą postać. Człowiek przez kilka lat dzielący Polskę na dwa obozy – zwolenników i przeciwników jego gry w kadrze. Dowódcą tego pierwszego był sam redaktor Roman Kołtoń.

Z jednej strony głośno deklarujący swoją miłość do Boga i Franciszka Smudy, z drugiej próbujący wsadzić palce między cztery litery Euzebiusza Smolarka, a także, jak mawiali niektórzy, dość dobrze liczący swoje pieniądze. Tak, coraz mniej dziś w Polsce tak egzotycznych postaci jak Arboleda. Szczerze tęsknimy.

Edson

(Jedno podejście do Ligi Mistrzów)

Jeden z dwóch Brazylijczyków w talii Dariusza Wdowczyka, którzy poprowadzili Legię do mistrzostwa Polski. Kapitalna lewa i strzał z dystansu, od którego mogłaby się rozerwać niejedna „pajęczyna”. Człowiek, o którym swoje peany głosiłby Tomasz Wołek. Zresztą nie tylko on. Przez kilka tygodni sami się wkręciliśmy, ponieważ rzadko się spotyka tak charakterystycznych piłkarzy. Szkoda, że jego dalsza przygoda z Polską potoczyła się już tak źle. Najpierw kontuzje, potem psucie atmosfery w drużynie, a na koniec pożegnanie z Warszawą. Kilka lat później wrócił do Polski, próbując swoich sił w Kielcach. Po niezłym początku bardzo szybko przyszedł kolejny zjazd. Szkoda.

Radosław Sobolewski

(Cztery podejścia do Ligi Mistrzów)

Cztery mistrzostwa, cztery próby okupione mnóstwem krwi, potu, łez. Szkoda „Sobola”, bo z tej jedenastki chyba najbardziej boleśnie odczuł te wszystkie porażki. W Atenach najpierw dał nadzieję po pięknym golu, by już kilkanaście minut… wylecieć z boiska. W potyczkach o Ligę Mistrzów przeżył niemal wszystko. Później Barcelona i pojedynek, które po prostu nie mógł wygrać. O Tallinie lepiej już nie mówić. I APOEL, wielka nadzieja, ogromna presja i morderczy bój w cypryjskim piekle, po który Wisła do dziś nie wstała z kolan. Sam „Sobol” już nigdy jako piłkarz nie spełni swojego marzenia. Może jako trener?

Mauro Cantoro

(Cztery podejścia do Ligi Mistrzów)

„El Toro”, wielki profesjonalista, klasyczny typ zawodnika wytrzymałościowego, który w środku pola harował za dwóch, a nawet trzech. Paradoksalnie do Polski przychodził jako napastnik, dopiero po latach przystosowano go do fenomenalnej gry w roli pomocnika. Cztery próby. Szczególnie szkoda tej z Barceloną. We wcześniejszej rundzie Argentyńczyk otworzył wynik rewanżowego spotkania z Beitarem Jerozolima. Gdy nie „Duma Katalonii”…

Ostatnim jego przystankiem w Polsce była Odra Wodzisław. Po spadku z ekstraklasy wrócił do Ameryki Południowej. W październiku ubiegłego roku zakończył karierę.

Kalu Uche

(Dwa podejścia do Ligi Mistrzów)

Jeden z najlepszych obcokrajowców w historii ekstraklasy, być może numerem jeden w tej klasyfikacji. Niewiele brakowało, a Nigeryjczyk w ogóle nie zagrałby Polsce, Franciszek Smuda na początku nie był co do niego przekonany. Niesamowity skrzydłowy, wielokrotnie potrafi w pojedynkę zapewnić Wiśle trzy punkty. O tym, że nie był ogórkiem, najlepiej świadczy jego gra w La Liga. Przez kilka lat bronił barw Almerii jako etatowy pomocnik, pewnym punkt składu. Z perspektywy czasu można się bawić w twórców historii alternatywnej. Gdyby awansował z Wisłą, to… naszym zdaniem trafiłby jeszcze lepiej od Almerii.

Semir Stilić

(Jedno podejście do Ligi Mistrzów)

A to pech, Bośniak mógł już wkrótce zadebiutować w Lidze Mistrzów z APOEL-em, który wciąż ma szanse na awans do fazy grupowej. Problem w tym, że Stilicia w Nikozji już nie ma, właśnie rozwiązał kontrakt. W Lechu, trzeba przyznać, w trakcie fazy grupowej Ligi Europy radził sobie nadzwyczaj dobrze. Niestety, kolejne przygody brutalnie zweryfikowały umiejętności zawodnika, który nie poradził sobie np. w Karpatach Lwów. Czy to oznacza, że nie stać go było na Champions League? Nie, pomocnik przegrał przede wszystkim przez własne podejście do pracy, brak zaangażowania. Doskonale widać to było w Lechu, który odważnie poczynał sobie naprzeciwko Juventusowi czy Manchesterowi City. Gdy w grę wchodziły prestiżowe pojedynki, Bośniak potrafił się mobilizować. Reasumując – zawodnik z potencjałem na Ligę Mistrzów, lecz bez charakteru do tych rozgrywek.

Artur Wichniarek

(Jedno podejście do Ligi Mistrzów)

Miał zastąpić Lewandowskiego w Lechu, wyszła z tego wielka lipa w postaci jednego gola przeciwko Azerom. To może Widzew Łódź? Pudło, przyszedł pół roku po awansie tej drużyny do Champions League. Z Herthą Berlin również się nie udało tam kiedykolwiek dostać. Niezła kariera, fajne przygody, ale koniec końców w kluczowym momencie porażka. Trudno nie odnieść wrażenia, że była gwiazda Arminii na walkę o Ligę Mistrzów… po prostu się spóźniła.

Tomasz Frankowski

(Cztery podejścia do Ligi Mistrzów)

Kolejny wielki przegrany, następna ofiara greckiej tragedii. To ostanie, przegrane podejście „Franek” przeżył bardzo dotkliwie. Sfrustrowany potrzebował jeszcze jednego podejścia za granicą, chciał jeszcze zarobić. A skoro doskonale radził sobie w eliminacjach kadry Janasa, był to prawdopodobnie ostatni dzwonek na transfer. Niestety, kibice Wisły nie zrozumieli tej decyzji, wypominali kapitanowi zespołu, że opuszcza klub w kryzysowym momencie i to mimo wcześniejszych deklaracji o możliwym zakończeniu swojej kariery właśnie w Krakowie. Frankowski w ich oczach stał się zdrajcą. Okrzyknięty judaszem, odszedł do Elche. Co ciekawe, kilka lat później zawodnik wdał się w polemikę z kibicami „Białej Gwiazdy”… na forum internetowym.

Ławka rezerwowych

Dusan Kuciak, Cleber, Bartosz Bosacki, Sławomir Peszko, Karol Linetty, Maor Melikson, Stanko Svitlica

Wiecie, na czym polega paradoks? Taki Michał Pazdan czy Nemanja Nikolić grając tak dobrze, w przypadku odejścia jeszcze tego lata również dołączą do wspomnianej jedenastki. Pytanie, czy zdecydują się na taki krok. O ile jakoś stopera o to nie posądzamy, o tyle Węgier swoje lata już ma. Czas pokaże.

Zapisz

Zapisz

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze