Nowy-stary trener


26 marca 2015 Nowy-stary trener

Karuzela trenerska w T-ME rozkręca się coraz bardziej, a trzecim z kolei nie potrafiącym wytrzymać jej tempa w 2015 r. okazał się Kamil Kiereś. Z powodu niezadowalających wyników został zwolniony kilka dni temu, a jego miejsce zajął Marek Zub, który przez długi czas świętował sukcesy na Litwie z Żalgirisem Wilno. 


Udostępnij na Udostępnij na

Prześladowca Lecha

Po potwierdzeniu informacji o zatrudnieniu Zuba w Bełchatowie na piłkarzy Lecha Poznań padł zapewne blady strach, ponieważ szkoleniowiec ten jeszcze bardzo długo kojarzyć im się będzie skrajnie negatywnie. Przypomnijmy, iż w sezonie 2013/2014 to właśnie prowadzony przez nowego coacha GKS-u Żalgiris Wilno pokonał „Kolejorza” w III rundzie kwalifikacji do fazy grupowej Ligi Europy. Choć poznaniacy zwyciężyli w rewanżowym meczu 2:1 (podczas którego polscy kibice nie okazali rywalom szacunku, wywieszając na jednej z trybun skierowany ku nim obraźliwy transparent), to decydujące okazało się pierwsze spotkanie, przegrane przez chłopców Mariusza Rumaka 0:1. Dwumecz zakończył się zatem wynikiem 2:2, ale to Litwini awansowali dalej dzięki większej liczbie goli zdobytych na wyjeździe. Mimo że w decydującej fazie Żalgiris poległ z Red Bullem Salzburg aż 0:7 (pierwszy mecz 5:0, drugi 2:0), nikt satysfakcji po pokonaniu Lecha we wcześniejszej rundzie nie miał prawa im odebrać, podobnie zresztą jak Markowi Zubowi.

Urodzony 24 sierpnia 1964 r. w Tomaszowie Lubelskim szkoleniowiec powraca do ojczyzny po prawie trzech latach spędzonych u naszych wschodnich sąsiadów, gdzie zdobył wszystko, co tylko mógł, a mianowicie: 2x mistrzostwo A ligi (odpowiedniczki polskiej ekstraklasy, rozgrywanej systemem wiosna – jesień ), 3x Puchar Litwy i raz Superpuchar. Wychodzi więc na to, że nowy trener bełchatowskiego teamu jest obecnie najbardziej utytułowany wśród wszystkich sterników polskich klubów. Złośliwi powiedzą pewnie, iż litewska liga jest o wiele gorsza od naszej, ale jednak 1,5 roku temu to Żalgiris wyeliminował Lecha z LE, a nie na odwrót. Poza tym Marek Zub, choć kojarzony głównie z prowadzeniem litewskiego potentata, pracował przez wiele lat na polskiej ziemi, a jego największym rodzimym sukcesem pozostaje wicemistrzostwo kraju wywalczone w sezonie 2006/2007 z (nomen omen) GKS-em Bełchatów (jako asystent pierwszego coacha, Oresta Lenczyka). Oprócz swojego nowego – starego zespołu szkoleniowiec prowadził dotąd m.in. Polonię Warszawa, Świt Nowy Dwór Mazowiecki czy Widzew Łódź.

Bolesna porażka

Bohater najgłośniejszego trenerskiego transferu kończącego się tygodnia nigdy nie był wybitnym piłkarzem, reprezentował mało znane kluby polskie, może z wyjątkiem warszawskiej Polonii, oraz jeden zagraniczny – Fc le Lorrain Arion. Swoją szkoleniową przygodę rozpoczął w przełomowym dla całej Polski roku 1989 jako opiekun drużyny U-18 Iglopolu Dębica. Następnie pracował jako asystent w kilku drużynach, by w 1996 r. po raz pierwszy poprowadzić zespół samodzielnie. Był nim KS Piaseczno, który reprezentował niegdyś także jako piłkarz. Oprócz wspomnianego wcześniej sukcesu, w postaci wicemistrzostwa Polski z sezonu 2006/2007, Zub nigdy wcześniej ani potem – do momentu rozpoczęcia pracy na Litwie – nie mógł pochwalić się innymi osiągnięciami. Wywalczenie drugiego miejsca na koniec rozgrywek to spory wyczyn, ale pan Marek pewnie nawet dziś czuje spory niedosyt, myśląc o tamtym okresie.

https://www.youtube.com/watch?v=gu4PqyaN2ZI

Przegrany finisz Orange Ekstraklasy z Zagłębiem Lubin bolał tym bardziej, że 26 maja 2007 r. gdzieś o godz. 18.30 to GKS cieszył się z mistrzostwa. Wszystkie mecze ostatniej kolejki tamtej edycji polskiej najwyższej klasy rozgrywkowej rozgrywane były o tej samej porze (18.00) i zdecydowanie lepiej swój finalny mecz rozpoczęli bełchatowianie dowodzeni przez Zuba. W 13. min. wygrywali oni z Pogonią Szczecin 1:0 po golu Rafała Boguskiego, a dodatkowo prawie kwadrans później w równolegle rozgrywanym pojedynku Legia Warszawa – Zagłębie Lubin Piotr Włodarczyk dał prowadzenie „Wojskowym”. Niestety dla GKS-u po przerwie ich główny rywal w walce o majstra przebudził się i zdołał wbić warszawianom dwie bramki, co oznaczało, że to „Miedziowi” zostali nowymi królami polskiego podwórka. Drużyna z województwa dolnośląskiego wyprzedziła na mecie rozgrywek podopiecznych Oresta Lenczyka i Marka Zuba o zaledwie jeden punkt!

Tamte bolesne wspomnienia okazały się jednak dla naszego bohatera przepustką do prowadzenia kolejnych zespołów, gdyż sezon 2006/2007, mimo pechowego zakończenia, był jednym z najlepszych w historii bełchatowskiego zespołu i to głównie dzięki solidnemu warsztatowi szkoleniowemu duetu Lenczyk – Zub. Ów warsztat tego drugiego docenił także w 2012 r. Waldemar Fornalik, obejmując stanowisko selekcjonera reprezentacji Polski po nieudanym dla nas finałowym turnieju Euro. Jednym z asystentów obecnego coacha Ruchu Chorzów miał być właśnie pan Marek, ale ten wybrał wyjazd na Litwę i samodzielne prowadzenie Żalgirisu. Czy żałuje tamtej decyzji? Pewnie nie, choć praca z narodową kadrą to zaszczyt i marzenie większości trenerów. Ostatecznie „Biało-Czerwoni” pod wodzą Fornalika zaprzepaścili szanse na udział w zeszłorocznym brazylijskim mundialu, a w tym samym czasie nowy sternik GKS-u kolekcjonował medale, prowadząc wilnian.

Jeśli zaś chodzi o kadrę Polski, temat powierzenia jej sterów (tym razem jako pierwszemu trenerowi) Zubowi powrócił całkiem niedawno, bo po zwolnieniu Fornalika jesienią 2013 r. Właśnie wtedy media prześcigały się w domysłach, kto może liczyć na uznanie w oczach prezesa PZPN Zbigniewa Bońka i zyskać przywilej dowodzenia reprezentacją. Faworytem numer jeden był oczywiście Adam Nawałka, ale niektórzy woleli, by następcą Fornalika został Zub, gdyż pokazał, że potrafi prowadzić drużynę do sukcesów. Ostatecznie nowym selekcjonerem mianowano Nawałkę (czas pokazał, iż był to słuszny wybór), zaś trener wileńskiego zespołu prowadził go jeszcze do 15 grudnia 2014 r.

Drugi raz do tej samej rzeki

Teraz powraca do Polski w celu ratowania coraz trudniejszej sytuacji beniaminka T-Mobile Ekstraklasy, prowadzonego wcześniej przez Kamila Kieresia. 2015 r. rozpoczął się dla bełchatowian bardzo źle, gdyż w sześciu meczach zanotowali aż pięć porażek. Obecnie GKS zajmuje 13. pozycję w lidze, a wypracowana przed przerwą zimową przewaga nad goniącymi go zespołami Ruchu i Zawiszy stopniała do zaledwie trzech i siedmiu punktów. Drużyna z województwa łódzkiego, wspierana przez potężny koncern PGE, nie może narzekać na brak funduszy, ale jej forma pozostawia wiele do życzenia. Jesienią ekipa Kieresia prezentowała ciekawy futbol, opierający się głównie na błyskotliwych  akcjach Michała i Matusza Maków, ale runda wiosenna w wykonaniu bełchatowian woła o pomstę do nieba. Zaledwie pięć zdobytych goli (w tym trzy przeciwko Wiśle) nie napawa optymizmem, biorąc pod uwagę fakt, iż do końca sezonu pozostało jeszcze kilkanaście spotkań (licząc dodatkowych siedem po fazie zasadniczej), a goniące GKS drużyny Ruchu i Zawiszy radzą sobie od niego o wiele lepiej.

Jeszcze nie tak dawno, bo przed wznowieniem rozgrywek 14 lutego, celem bełchatowskiego zespołu był awans do górnej połowy tabeli i walka o europejskie puchary. Dziś między zajmującym ósme miejsce Górnikiem Zabrze a GKS-em jest tylko pięć punktów różnicy i jeszcze wszystko może się zdarzyć. Nowy pracodawca Marka Zuba nie chce żegnać się z ekstraklasą zaledwie po rocznym pobycie w jej (nie)gościnnych progach, ale chyba priorytety przy ul. Sportowej 3 zmieniły się i były opiekun Żalgirisu Wilno musi przede wszystkim utrzymać zespół w T-ME, zanim pomyśli o pucharach. Czy mu się uda? Trudno orzec, gdyż, przy całym szacunku dla trenera, liga litewska jest jednak chyba o wiele słabsza od polskiej. Pracując na Litwie, jego zespół nie miał sobie równych, gdyż właściwie jako jedyny był w miarę profesjonalnie poukładany. Pozostałe teamy A ligi często borykały się z różnego rodzaju problemami, od finansowych począwszy, a skończywszy na infrastrukturalnych. Nasza ekstraklasa jest bardziej wyrównana i futbol prezentowany przez rodzime kluby może się chwilami podobać. Poza tym rozgrywanie dodatkowych siedmiu spotkań po rundzie zasadniczej niesie za sobą duże ryzyko. Równie dobrze można już po 2-3 spotkaniach zapewnić sobie pewne miejsce w środkowej części tabeli, jak i na ostatniej prostej stracić status ekstraklasowego zespołu.

Zatrudnienie Marka Zuba przez zarząd PGE GKS-u Bełchatów to ryzykowna decyzja, ale chyba była ona konieczna. O ile z dymisjami Franciszka Smudy i Angela Pereza Garcii można by polemizować, o tyle pożegnanie Kieresia powinno wyjść drużynie tylko na dobre. Gorzej już być raczej nie może, a bełchatowianie muszą wreszcie zacząć wygrywać. Bo skoro rozbity jesienią Zawisza notuje renesans formy, dlaczego nie może tego zrobić także GKS? Walka o utrzymanie będzie toczyć się do samego końca rozgrywek i każdy zespół musi być maksymalnie skoncentrowany na osiągnięciu swoich celów. Czy Marek Zub zdoła spełnić pokładane w nim nadzieje? Bez wątpienia zechce udowodnić, że nieprzypadkowo pewna część osób nie tak dawno widziała w nim nowego selekcjonera reprezentacji Polski.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze