Dziwny przypadek Getafe, adios La Liga?


16 kwietnia 2016 Dziwny przypadek Getafe, adios La Liga?

Trudno sobie wyobrazić Primera Division bez wojującej rokrocznie o środek tabeli ekipy z południowego Madrytu. Nad Getafe zbierają się jednak czarne chmury, a kibice spoglądają na przyszłość z niepokojem. Oto bowiem "Los Azulones" pikują ku pierwszemu w historii spadkowi z La Liga.


Udostępnij na Udostępnij na

Z czym może kojarzyć się przeciętnemu polskiemu kibicowi nazwa Getafe? Niektórzy przypomną sobie eksponowaną swego czasu na koszulkach reklamę Burger Kinga, inni zwrócą uwagę na sprytną akcję mającą na celu zwiększenie zapełnienia trybun z pomocą aplikacji Getafinder, ale w Hiszpanii klub z Madrytu jest znakiem niespełnionych nadziei, potencjału, którego nigdy nie było im dane uwolnić.

W 2004 roku Getafe po raz pierwszy w historii awansowało do najwyższej klasy rozgrywkowej. W swojej bogatej historii występów na szczycie „Los Azulones” dwukrotnie meldowali się w finale Pucharu Króla, uznając jednak wyższość Sevilli w 2007 roku (0:1), a rok później Valencii (1:3). Klub zaistniał również w Europie – w sezonie 2007/08 odpadli dopiero w ćwierćfinale Pucharu UEFA po dwumeczu z Bayernem.

Droga w La Liga nie zawsze była usłana różami, a wręcz można powiedzieć, że ekipa z Madrytu co sezon fundowała kibicom prawdziwy rollercoaster. „Błękitni” potrafili najpierw bić się o górę tabeli, żeby rok później balansować na granicy utrzymania. Ale tak źle jak w obecnych rozgrywkach jeszcze chyba nie było. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że tegoroczna temporada może okazać się pechowa.

GetafeMiejsca

Stwierdzenie, że Getafe nie idzie, mogłoby konkurować w kategorii niedopowiedzenia roku. Ekipa ta ostatni swój mecz wygrała trzy miesiące temu, 17 stycznia. Od tamtej pory „La Geta” śrubuje niechlubny rekord 12 spotkań bez kompletu punktów i raczej w najbliższym ligowym spotkaniu przeciwko Realowi Madryt tej serii nie zatrzyma. Ale to nie koniec ich problemów, od zimowego wygranego starcia z Espanyolem drużyna z Madrytu strzeliła tylko cztery bramki.

Zarząd „Azulones” zaczął wyciągać wnioski i na początku tygodnia podano do wiadomości, że z posadą trenera pożegnał się Fran Escriba. Gwoździem do trumny byłego szkoleniowca Elche była ostatnia porażka z Villarrealem 0:2. Wiadomo już, że następcą 50-latka będzie Juan Esnaider, który od razu został rzucony na głęboką wodę, mając za zadanie wyciągnięcie drużyny ze strefy spadkowej.

Co ma do poprawy nowy trener? Na pewno musi odnaleźć receptę na ofensywną impotencję Getafe, bo skoro dwa ostatnie gole dla drużyny strzela środkowy obrońca Emiliano Velazquez, to fakt ten nie najlepiej świadczy o napastnikach. Ponadto wynik 41% celnych strzałów na bramkę jest jednym z najgorszych w całej lidze. Mniejszy procent wykręcili tylko piłkarze Granady i Levante, a więc towarzysze niedoli w walce o utrzymanie.

Jak twierdzi Esnaider, problem nie leży na boisku, tylko w głowach zawodników. Na konferencji prasowej przed sobotnim starciem z Realem podkreślał, że nie zamierza stawiać wszystkiego na jedną kartę, szukać rozwiązania na siłę.

Starałem się pracować bardziej psychicznie niż taktycznie. Będziemy chcieli poprawić swoją skuteczność przez motywację i zobaczyć, czy przyniesie efekt. Nie zamierzam naciskać na napastników, bo wiem, że to jest problem, z którym musi uporać się cały zespół.

Czasu pozostaje coraz mniej, na sześć kolejek przed końcem Getafe traci dwa punkty do miejsca poza strefą spadkową. Jeśli ekipa „Azulones” chce uniknąć pierwszej w historii degradacji z La Liga, potrzebny jest solidny wstrząs. Pytanie, czy z nowym menedżerem za sterami będziemy świadkami trzęsienia ziemi w południowym Madrycie, czy będzie to jedynie wyłom przyspieszający spadek do Segunda Division?

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze