Gdy na początku października zeszłego roku Jurgen Klopp przychodził do Liverpoolu, nikt nie oczekiwał od niego cudów. Niemiec dostał na Anfield Road nie tylko mnóstwo wsparcia oraz ciepłych słów, ale i ogromny kredyt zaufania. W czwartkowy wieczór w starciu z Borussią Dortmund on i jego piłkarze spłacili ten kredyt z niemałą nawiązką – stworzyli jedno z najpiękniejszych futbolowych widowisk ostatnich lat, a w dodatku wyszli z niego zwycięsko. Teraz czeka na nich już tylko finisz sezonu Premier League i rywalizacja w najlepszej czwórce Ligi Europy. Sprawdźmy więc, na czym stoją i o co walczą w obu rozgrywkach bohaterscy podopieczni Juergena Kloppa.
Liga Europy przepustką do Champions League?
Bez wątpienia głównym celem liverpoolczyków jest w tej chwili zwycięstwo w Lidze Europy. Najprawdopodobniej tylko ono może dać „The Reds” szansę na występ w przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów, a i samo w sobie stanowi przecież olbrzymią wartość. Przed Kloppem i jego piłkarzami już tylko maksymalnie trzy mecze i pierwszy wspaniały puchar może trafić do ich rąk.
Liverpool włożył w tegoroczny występ w Lidze Europy mnóstwo starań i ambicji. Jego droga do półfinału zdecydowanie nie była usłana różami, co dobitnie potwierdza już sam fakt, że w fazie pucharowej stanęli na niej Manchester United i Borussia Dortmund. O ile w spotkaniach z „Czerwonymi Diabłami” „The Reds” pokazali klasę i pewnie rozprawili się z odwiecznym rywalem z Wysp, o tyle w rywalizacji z byłym zespołem swojego szkoleniowca musieli pokazać coś więcej niż tylko boiskowe umiejętności. Charakter, nieustępliwość i wiara w zwycięstwo do ostatniego gwizdka – to wszystko zaprezentowali nam w miniony czwartek podopieczni Juergena Kloppa, strzelając rewelacyjnej Borussii cztery bramki w drugiej połowie spotkania i rzutem na taśmę odwracając losy walki o półfinał. Przeżyjmy to raz jeszcze!
https://www.youtube.com/watch?v=D_hOeRuexsA
Teraz, po wspaniałym triumfie nad dortmundczykami, los zestawił „The Reds” w półfinale Ligi Europy z hiszpańskim Villarrealem. Ich rywale to czwarty zespół Primera Division, który pod wodzą trenera Marcelino gra rewelacyjnie w defensywie, tracąc w rodzimej lidze w tym sezonie mniej bramek od „Barcy” i Realu. W dodatku w Lidze Europy Hiszpanie idą ostatnio jak burza – w fazie pucharowej w rywalizacji z Rapidem Wiedeń, Bayerem Leverkusen i Spartą Praga wygrali pięć spotkań i tylko jedno zremisowali, a ich bilans bramkowy to aż osiemnaście goli strzelonych i zaledwie trzy stracone. Jest więc czego się bać, ale przecież Juergen Klopp i jego bohaterscy „The Reds” już nieraz udowodnili, że uwielbiają wyzwania.
The official result of the #UELdraw… pic.twitter.com/GeDWNNW07R
— UEFA Europa League (@EuropaLeague) April 15, 2016
Faworytem drugiego półfinału jest rzecz jasna Sevilla, która po zwycięstwie w ćwierćfinałowych rzutach karnych nad Athletikiem Bilbao nadal ma szansę na trzeci z rzędu triumf w Lidze Europy. Wszystko więc wskazuje na to, że będziemy mieli w tym roku iście bajeczny finał tychże rozgrywek. Potencjalna potyczka broniących tytułu Hiszpanów z prowadzonym przez Kloppa Liverpoolem zapowiada się więcej niż pasjonująco, tym bardziej że jej stawką byłby awans do przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów. Tak więc „The Reds” zdecydowanie mają z kim i o co rywalizować.
Czy są jeszcze nadzieje w Premier League?
Po odpadnięciu z Pucharu Anglii i przegranej w finale Pucharu Ligi z Manchesterem City „The Reds” walczą na Wyspach już jedynie w Premier League. W niej zajmują dziś ósmą lokatę z 48 punktami na koncie i siedmioma meczami do rozegrania przed końcem sezonu. Do Manchesteru United znajdującego się na piątej, premiowanej grą w Lidze Europy lokacie, „The Reds” tracą zaledwie pięć oczek, a do czwartego (na tę chwilę pewnego gry w eliminacjach Champions League) City niewiele więcej, bo tylko dziewięć. W dodatku to właśnie podopieczni Kloppa zdają się być w tej chwili w największym gazie, a od obu drużyn z Manchester mają jedno ligowe spotkanie rozegrane mniej. Może więc to jeszcze nie koniec ich marzeń o sukcesie w Premier League?
Rzecz jasna, wyścig ligowy jest w tej chwili dla „The Reds” sprawą drugorzędną, jednak muszą oni pamiętać, że w przypadku niepowodzenia w Lidze Europy tylko świetne występy na rodzimych boiskach dadzą im upragniony występ w przyszłorocznych europejskich pucharach. Wątpliwe jest więc, by Juergen Klopp zdecydował się odpuścić rywalizację w lidze, wystawiać w niej rezerwy i liczyć jedynie na to, że jego zespół nie zawiedzie w starciach z Villarrealem, a następnie z Sevillą bądź Szachtarem Donieck. „The Reds” ciągle mają szansę na osiągnięcie korzystnego wyniku w Premier League i z pewnością zrobią wszystko, by ją wykorzystać. W końcu gra toczy się o naprawdę sporą stawkę.
Napawać optymizmem przed zbliżającymi tygodniami może kibiców Liverpoolu idealny wręcz kalendarz. Przed podopiecznymi Kloppa pozostały jedynie mecze z sześcioma zespołami, które już zupełnie o nic nie walczą (Chelsea, Watford, Everton, Swansea, Bournemouth i WBA) oraz potyczka z niemal pewnym spadku Newcastle. Nic tylko brać się w garść i zgarniać pełną pulę.
Jak widzicie, i w Premier League sytuacja „The Reds” wcale nie jest tak straszna, jak niektórzy ją malują. Zespół Kloppa wciąż ma o co walczyć, a że rywalizować będzie z drużynami, którym brak dziś marzeń oraz zmartwień, to wygląda na to, że wcale nie jest w tym boju skazany na niepowodzenie. Przed Liverpoolem jeszcze długa i męcząca końcówka sezonu. Oby zakończyła się happy endem!