Citko: Blackburn było za słabe!


W połowie lat 90. był największą gwiazdą polskiej piłki, a w kraju panowała "citkomania". Strzelił gola na Wembley. W Lidze Mistrzów w barwach Widzewa trafiał do bramek takich drużyn jak: Atletico Madryt, czy Borussia Dortmund. Jego karierę przerwała kontuzja ścięgna Achillesa i błędy lekarzy. Dwuletnia przerwa stoczyła go na dno, z którego mimo wszystko zdołał się podnieść. Dziś Marek Citko gra w drugoligowej Polonii Warszawa.


Udostępnij na Udostępnij na

W ostatnim meczu pokonaliście Ruch Chorzów 2:0. Było to zadziwiające zwycięstwo, ponieważ w rundzie jesiennej wygraliście zaledwie jedno wyjazdowe spotkanie. Tym razem pokonaliście lidera i to na jego terenie, a poza tym to już druga wygrana Polonii w drugim meczu. Skąd ta przemiana?

Przede wszystkim wzmocniliśmy się w obronie, bo słaba defensywa była główną bolączka Polonii. Doszło dwóch obrońców i bramkarz, który w ostatnich dwóch spotkaniach pokazał się z bardzo dobrej strony. Poza tym bardzo dobrze przepracowaliśmy okres zimowy i teraz są tego efekty. Myślę, że mamy dobrą, solidną drużynę i możemy powalczyć.

No właśnie, a o co tak naprawdę walczy Polonia w tym sezonie? Miejsce w środku tabeli już praktycznie macie, a strata do lidera jest dosyć duża.

Po prostu podchodzimy to każdego meczu indywidualnie, w każdym spotkaniu chcemy zwyciężyć. Resztą będziemy zajmować się później, bo tak naprawdę na razie samy nie wiemy na czym stoimy. Zobaczymy, co będzie z karami dla klubów zagrożonych czy zamieszanych w korupcję i wtedy będziemy mądrzejsi, okaże się, czy będziemy jeszcze mieli szansę na awans, czy też nie.

Dlaczego nie wystąpił Pan w meczu w Chorzowie? Słyszałem, że miał Pan grypę.

Tak. Trzy dni przed meczem złapał mnie wirus grypy i można powiedzieć, że przez cztery dni leżałem w łóżku, ale już jest wszystko w porządku i trenuje normalnie.

Prawdę powiedziawszy jest Pan jednym z najstarszych zawodników w Polonii, ma Pan pod swoją opieką kilkunastu młodszych kolegów. Z tego względu jest Pan jakoś specjalnie traktowany w szatni czy wszyscy są równi? Ostatnimi czasy pojawiły się plotki, że Fornalik stawia na Pana po tak zwanej znajomości.

Myślę, że nie. Jest Grzesiek Wędzyński, który jest starszy ode mnie i jeszcze paru doświadczonych zawodników, ale mamy świadomość, że jesteśmy w jakimś tam stopniu odpowiedzialni za tą drużynę, za młodszych kolegów. Czujemy się też odpowiedzialni za wyniki drużyny, bo jak zespół przegrywa czy gra słabo, to najwięcej dostaje się tym doświadczonym zawodnikom. A czy gram po znajomości? Cóż, powiem nieskromnie, że w 2006 roku kibice Polonii wybrali mnie najlepszym zawodnikiem. Ja sam nie dopuszczam do siebie takiej myśli, bo jeśli grałbym za stare zasługi, to wolałbym zrezygnować.

Nieraz Pan powtarzał, że Pana ulubionym trenerem jest Franciszek Smuda. Stąd moje pytanie: w czym Pana obecny trener Władysław Fornalik jest podobny do Smudy, a czego mu jeszcze brakuje?

Trenera Smudę zawsze będę wspominał sympatycznie, bo osiągnęliśmy wtedy największe nasze sukcesy, czyli Mistrzostwo Polski i grę w Lidze Mistrzów. Trener Fornalik na pewno jest troszeczkę innym trenerem, niż Franciszek Smuda. Przede wszystkim różni ich doświadczenie, bo trener Smuda można powiedzieć pracował już w najlepszych klubach, zdobył kilka razy Mistrzostwo Polski, grał ze swoimi drużynami w europejskich pucharach, a Fornalik prezentuje inny kierunek trenerski, który oparty jest przede wszystkim na mądrym prowadzeniu drużyny i dobrym przygotowaniu fizycznym. Wszystko po to, by drużyna była szybka i dynamiczna.

W tej chwili w Orange Ekstraklasie kibicuje Pan Lechowi Poznań, ponieważ trenuje go Smuda, czy raczej Widzewowi z racji tego, że w tym klubie odnosił Pan największe sukcesy?

Każdej po trochu. Jak gra Lech z inną drużyną, to kibicuję Lechowi, ale jak „Kolejorz” gra z Widzewem, to kibicuje zespołowi z Łodzi, ponieważ tam spędziłem więcej czasu, bo w Poznaniu nie grałem w ogóle.

Za kilka dni obchodzi Pan urodziny i nieubłaganie zbliża się tak zwany „Chrystusowy wiek”. Co Pan zamierza robić po zakończeniu kariery?

Nie myślę o zakończeniu kariery, bo gra cały czas sprawia mi dużo radości, sam dobrze się czuje, miałem jedne z najlepszych wyników wydolnościowych. Nie myślę o tym, a jeżeli przyjdzie taki moment to dalej chciałbym być przy piłce. Może zajmę się menadżerką.

Teraz rzucę hasło: Blackburn Rovers. Co się Panu z nim kojarzy?

Wielki szum w prasie.

A może warto było skorzystać z tej propozycji, jeśli oczywiście ona tak naprawdę była? Podobno Anglicy chcieli Pana kupić razem z tym Achillesem, z tą kontuzją!

Propozycja była, ale tak jak mówię, kierowałem się głównie aspektem sportowym, a wtedy Blackburn walczyło o utrzymanie. Miałem propozycję z lepszych klubów, więc kierowałem się tylko stroną sportową, a uważałem, że Blackburn to nie jest to o czym wtedy myślałem. Tak jak mówię, miałem propozycję z Hiszpanii, z Anglii, innych lepszych klubów i dlatego nie odszedłem.

Na sam koniec chciałem zapytać o reprezentację. Jutro (wywiad przeprowadzony 23.03.2007 r. – TB) i w środę Polacy grają z Azerbejdżanem i Armenią. Jak Pan myśli jak będą wyglądały te mecze, bo kadra Beenhakkera jest dosyć odmłodzona i być może młodzi zawodnicy będą chcieli się pokazać przed nowym trenerem?

Jeżeli szybko strzelimy bramkę to będą to spokojne mecze, a jeżeli nie to z każdą minutą będzie grało się coraz trudniej, przeciwnik będzie nabierał pewności i będzie ciężko. Uważam jednak, że mamy duży potencjał i ci wszyscy zawodnicy, którzy wyjdą na murawę chcą się pokazać przed nowym trenerem, bo oni jeszcze nie mają tej pewności miejsca w kadrze, z racji tego, że cały czas ta drużyna się buduje, ciągle są zmiany. Uważam, że u siebie, myśląc o mistrzostwach Europy, musimy wygrywać z takimi drużynami.

Tomasz Banasiuk
[email protected]

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze