Futbol jednak nie wraca do domu! Chorwacja rywalem Francji w finale


Anglicy zagrają tylko o brąz. Chorwacja w wielkim finale

11 lipca 2018 Futbol jednak nie wraca do domu! Chorwacja rywalem Francji w finale

Od dłuższego czasu smak strefy medalowej dla reprezentacji Chorwacji i Anglii na światowej imprezie był czymś obcym. Słynne pokolenie Davora Sukera i spółki znalazło się w najlepszej czwórce mistrzostw świata w 1998 roku, Anglicy uczynili to osiem lat wcześniej. Na rosyjskich boiskach obie ekipy nie zamierzały zadowalać się nawiązaniem do ówczesnych osiągnięć. Dochodząc do półfinału najważniejszej piłkarskiej imprezy, trudno nie myśleć o medalu z najcenniejszego kruszcu. Ostatecznie przed szansą na jego zdobycie stanie Chorwacja.


Udostępnij na Udostępnij na

Reprezentacja Chorwacji to prawdziwa zmora Anglików. Wystarczy przypomnieć chociażby eliminacje do mistrzostw Europy rozgrywanych w 2008 roku na boiskach w Austrii i Szwajcarii. Angielska kadra, prowadzona przez Stevena McClarena, uległa wówczas w kluczowym meczu Chorwatom, tracąc tym samym przepustkę na wspomniane Euro. Pojedynek na moskiewskich Łużnikach był idealną szansą na odwet za tamtejsze niepowodzenie. Jak się okazało, zemsta musi jeszcze poczekać.

Pod kontrolą Anglików

W pierwszej części gry podopieczni Zlatko Dalicia w żaden sposób nie potwierdzili aspiracji związanych z występem w wielkim finale przeciwko Francji. Anglicy dość szybko zweryfikowali nie do końca dobrą dyspozycję Modricia i spółki w fazie pucharowej, otwierając wynik spotkania już w 5. minucie. Lider Chorwatów sfaulował przed polem karnym Dele Allego, a inny gracz Tottenhamu – Kieran Trippier, zamienił stały fragment gry na bramkę. Boczny obrońca reprezentacji Anglii zanotował tym samym swoje pierwsze trafienie w barwach narodowych.

Kolejne minuty przyniosły przede wszystkim starania Anglików o kolejnego gola. Gorąco pod bramką Danjela Subasicia zrobiło się w 30. minucie. Dotychczasowy lider klasyfikacji strzelców Harry Kane znalazł się w sytuacji sam na sam z golkiperem drużyny rywala, lecz piłka trafiła wprost w bramkarza. Próba dobitki z linii końcowej spełzła na niczym. Futbolówka odbiła się od słupka, a następnie od nóg chorwackiego golkipera.

Chwilę później do akcji wkroczyli zawodnicy na co dzień występujący w Manchesterze United – Ashley Young i Jessie Lingard. Najpierw pierwszy z nich zdołał wybić piłkę spod nóg Ante Rebicia, który mógłby znaleźć się w dogodnej sytuacji, aby wyrównać stan rywalizacji. Dobra akcja ze strony Chorwacji zakończyła się ostatecznie rzutem rożnym. Dwie minuty później za sprawą Lingarda podopieczni Garetha Southgate’a mogli poprawić własną sytuację, ale strzał Anglika po świetnym dograniu Dele Allego minimalnie minął prawy słupek.

Chorwackie katharsis

Obraz gry po zmianie stron nie zmienił się do 68. minuty. Wówczas Sime Vrsaljko, który miał być nieobecny podczas dzisiejszego półfinału, dośrodkował z prawej strony do Ivana Perisicia. Zawodnik Interu Mediolan zdołał wyprzedzić Kyle’a Walkera i skierował piłkę do angielskiej bramki.

Był to moment prawdziwej metamorfozy ekipy z Bałkanów. Kluczową rolę mógł odegrać Perisić. Kolejna próba pokonania Jordana Pickforda tym razem zakończyła się obiciem słupka. Końcówka drugiej połowy mogła z kolei należeć do Mario Mandżukicia, który dwukrotnie znalazł się przed szansą na rozstrzygnięcie rezultatu. Jak się okazało, bohaterem miał zostać podczas dogrywki.

Rzuty karne? Nie tym razem!

Przyzwyczailiśmy się, że podczas tegorocznych mistrzostw świata w sytuacji, gdy dochodzi do dogrywki, o wszystkim ostatecznie decydują rzuty karne. Chorwacja tym razem uniknęła trzeciego dla nich konkursu „jedenastek”, aczkolwiek dodatkowe 30 minut gry mogło rozpocząć się dla nich nie najlepiej.

Zespół Southgate’a po raz drugi mógł wyjść na prowadzenie za sprawą Johna Stonesa. Jego strzał głową po dośrodkowaniu z rzutu rożnego z linii bramkowej wybił jednak Vrsaljko. W odpowiedzi na tę sytuację w doliczonym czasie pierwszej części dogrywki świetną akcję przeprowadził duet Perisić – Mandżukić. Podobnie jak wcześniej Pickford nie dał się jednak zaskoczyć.

Wyczekiwany moment dla chorwackiego napastnika przyszedł w 109. minucie. Dobra współpraca Perisicia z Mandżukiciem przyniosła upragniony efekt. Strzelec pierwszego gola dla Chorwacji odegrał głową do kolegi z zespołu, a ten swoim uderzeniem zmusił Pickforda do kapitulacji. To był ostateczny gwóźdź to trumny „Synów Albionu”.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze