Były zachwyty, pozostał niedosyt – czyli debiut Walii na mistrzostwach Europy


Czy możemy być zawiedzeni postawą podopiecznych Colemana w półfinale?

7 lipca 2016 Były zachwyty, pozostał niedosyt – czyli debiut Walii na mistrzostwach Europy

Piękny sen Walijczyków dobiegł końca. Po świetnej grze w fazie grupowej, wymęczonym zwycięstwie nad Irlandią Północną i kapitalnej grze przeciwko Belgom "Smoków" zatrzymała w półfinale bezbarwna reprezentacja Portugalii. W najlepszej ekipie z Wysp Brytyjskich z pewnością pozostaje więc spory niedosyt, ale gdy uczyni się retrospekcję na pewno i olbrzymia duma – gracze Chrisa Colemana osiągnęli na Euro 2016 największy sukces w historii walijskiego futbolu.


Udostępnij na Udostępnij na

A czy ktokolwiek by się tego spodziewał?

Raczej nie. „Smoki” wcale nie były pewniakiem nawet do wyjścia z całkiem silnie obsadzonej grupy B i z pewnością niemal każdy z nas jeszcze przed Euro dałby im większe szanse na pożegnanie się z turniejem po jego pierwszej fazie aniżeli na zajście aż do półfinału.

Naprawdę niemal nic nie zwiastowało tego, że Walia zostanie czarnym koniem mistrzostw. Owszem, w zeszłorocznych eliminacjach do Euro podopieczni Colemana radzili sobie zupełnie przyzwoicie (zajęli w swojej grupie drugie miejsce za Belgami), lecz wówczas siła tego zespołu opierała się niemal tylko i wyłącznie na świetnej postawie Garetha Bale’a.

Gwiazdor Realu miał udział przy aż dziewięciu z jedenastu trafień swojej reprezentacji podczas batalii o awans do turnieju we Francji. Wówczas nie było świetnego Bale’a i jeszcze lepszego Ramseya – błyszczał jedynie ten pierwszy i choć powiedzenie, że zapewnił swojej drużynie awans na Euro w pojedynkę byłoby sporym nadużyciem, to z całą pewnością bez niego Walijczycy na turnieju we Francji by się nie znaleźli.

Gareth Bale miał udział przy dziewięciu z jedenastu trafień swojego zespołu w eliminacjach do Euro.

Jasne, była jeszcze solidna obrona, która straciła w dziesięciu meczach eliminacyjnych jedynie cztery gole, lecz jeśli spojrzymy na to, z kim rywalizowały „Smoki” oprócz naszpikowanych gwiazdami Belgów, to wcale ten wyczyn nie robi na nas specjalnego wrażenia. Bośnia i Hercegowina, Cypr, Izrael i Andora – to nie są rywale,w meczach z którymi zachowanie czystego konta jest jakimś nie lada wyzwaniem.

Jednak wówczas – tuż po eliminacjach – malkontentów było niewielu, ba ze świecą w ręku trzeba by szukać chociażby jednego. W końcu Walijczycy już wtedy osiągnęli ogromny sukces – po raz pierwszy w historii zdołali awansować na mistrzostwa Europy. Ale czy można było oczekiwać, że zaliczą na nich debiut marzeń?

Sukces na turnieju we Francji Walijczycy odnieśli w swoim debiucie na mistrzostwach Starego Kontynentu.

Przed turniejowe mecze towarzyskie utwierdziły nas w przekonaniu, że podopieczni Colemana raczej jadą do Francji po nowe doświadczenia, aniżeli po walkę o wejście do strefy medalowej. Porażka ze Szwecją i Ukrainą oraz remis z Irlandią Północną – to wyniki Walijczyków w ostatnich sprawdzianach przed Euro. Wówczas mogliśmy się zastanawiać jedynie, czy „Smoki” nie będą jedną z tych drużyn, które bardzo obrzydzą nam powiększone do 24 zespołów mistrzostwa Europy…

Piękny sen czas zacząć

Chociaż nie w aż tak pięknym stylu. Pierwszy mecz podopiecznych Chrisa Colemana na Euro 2016 wcale nas specjalnie nie zaskoczył – nieźle dysponowane „Smoki” po wyrównanym spotkaniu pokonały Słowację. Taka tam rywalizacja outsiderów Euro…

Potem przyszedł czas na Anglików i porażkę po bramkach rezerwowych w drugiej połowie spotkania. Swojego drugiego gola na Euro strzelił wówczas Gareth Bale, lecz na jego trafienie odpowiedzieli zmiennicy, Vardy i Sturridge. Po raz kolejny nic specjalnego, aczkolwiek już wtedy można było ujrzeć w Walijczykach potencjał, który to w pełni uwydatnił się w kolejnym spotkaniu.

Mecz z fatalnie radzącą sobie na Euro reprezentacją Rosji był prawdziwym popisem podopiecznych Chrisa Colemana. A szczególnie jednego gracza, schowanego dotychczas w cieniu Garetha Bale’a, Aarona Ramseya. Piłkarzowi Arsenalu wychodziło w ostatnim meczu grupowym niemal wszystko – Walijczyk nie tylko strzelił bramkę oraz zaliczył asystę, ale i dzielił i rządził w środku pola. W tamtym spotkaniu wydawał się znacznie ważniejszym ogniwem swojego zespołu od gwiazdora Realu.

https://twitter.com/ArsenalsRelated/status/748985555418017793

Zwycięstwo 3:0 nad Rosjanami dało Walijczykom wyjście z pierwszego miejsca w grupie B i mecz w 1/8 finału ze słabiutką Irlandią Północną. Zgromadziwszy sporo oczekiwań po świetnym meczu ze „Sborną” podopieczni Colemana w pierwszym spotkaniu fazy pucharowej nieco nas zawiedli. Owszem wygrali z rywalami z Wysp 1:0, lecz po meczu, który obejrzeli do końca chyba tylko najzagorzalsi fani obu reprezentacji…

No właśnie, ale już parę dni później przyszedł czas na zdecydowanie najlepszy występ „Smoków” na Euro 2016, a być może najznakomitszy w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, czy nawet w ogóle w historii piłkarskiej reprezentacji Walii. Zwycięstwo 3:1 nad naszpikowaną gwiazdami Belgią było więcej niż imponujące.

Chris Coleman postawił na turnieju we Francji na wielokrotnie sprawdzane ustawienie 5 – 3 – 2, które zapewniało Walijczykom duże zagęszczenia graczy w obronie oraz spory potencjał w grze z kontra ataku. I te dwie rzeczy widzieliśmy właśnie w rywalizacji z Belgami – „Smoki” nie dość, że skutecznie murowały dostęp do własnego pola karnego, to jeszcze raz po raz kuły swoich rywali szybko rozgrywanymi akcjami w ofensywie. No a poza tym miały w swoich szeregach Aarona Ramseya, gościa, którego statystyki przed półfinałem Euro 2016 mówiły same za siebie…

https://twitter.com/ArsenalsRelated/status/748988270151860225

Brutalne przebudzenie

A dla fanów futbolu z całej Europy (oczywiście z wyjątkiem Portugalczyków) także i bardzo smutne. Walia mogła nam się na tym turnieju naprawdę podobać, a jeśli oglądalibyśmy akurat jedynie mecze „Smoków” z Rosją i Belgią, moglibyśmy wręcz uznać, że jest to zespół z potencjałem na zwycięstwo w całych mistrzostwach.

Jednak pech chciał… no dobra nie tylko pech, ale i głupota Aarona Ramseya, że lider reprezentacji Walii z powodu otrzymania we Francji dwóch żółtych kartoników został wyeliminowany z meczu z Portugalią. Niby nie ma graczy niezastąpionych, gości, bez których daną drużynę aż ciężko poznać, lecz zawodnik Arsenalu chyba rzeczywiście kimś takim dla stał się dla „Smoków” w czasie Euro. Wczoraj bez swojego dyrygenta walijscy ofensorzy nijak nie potrafili współgrać w akcjach do przodu…

Z drugiej strony z pewnością nie możemy w pełni usprawiedliwić porażki podopiecznych Colemana z Portugalią absencją ich lidera. Tak się czasem zdarza (a nawet całkiem często), że po lepszym meczu przychodzi ten dużo gorszy, że po paru wybitnych spotkaniach grająca sensacyjnie dobrze na pewnym turnieju ekipa łapie 90-minutową zadyszkę.

Pamiętacie może przygodę Rosji z Euro 2008? Będący czarnym koniem turnieju podopieczni Guusa Hiddinka po świetnej grze wyszli z grupy, w ćwierćfinale sensacyjnie pokonali naszpikowanych gwiazdami Holendrów, by w meczu o finał dać się kompletnie rozbić Hiszpanom. Historia nieco inna niż ta, której autorem stali się Walijczycy we Francji, gdyż wówczas Rosjanie grali jeszcze lepiej niż w tym roku „Smoki” oraz w półfinale trafili  na znacznie mocniejszy zespół. Jednak pokazuje ona, że rewelacje wielkich turniejów nieraz zupełnie zawodzą w ich najważniejszych momentach.

Przygoda Walijczyków z mistrzostwami we Francji może żywo przypominać nam występ reprezentacji Rosji na Euro 2008.

Ale czy ktokolwiek może czuć się zawiedziony?

Z pewnością sami piłkarze i ich trener odczuwają spory niedosyt, gdyż finał był rzeczywiście na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło zagrać nie gorzej niż w poprzednich meczach i zamiast wracać do domu bez medalu (na Euro nie ma brązowych krążków), „Smoki” mogłyby dziś zacząć przygotowania do spotkania o puchar.

Jednak my, fani, nie mamy prawa czuć się zawiedzeni występem Walijczyków nawet i w meczu z Portugalią. To, że narobili nam oni wcześniej sporych nadziei, wcale nie znaczy, że w każdym meczu powinniśmy oczekiwać od nich cudów… czy nawet zwycięstwa nad – bądź co bądź – znacznie mocniejszą kadrowo drużyną z Półwyspu Iberyjskiego, którego to cudem z pewnością byśmy nie nazwali.

„Smoki” wracają do domu z podniesionymi głowami. W swym debiucie na Euro zaszły dalej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać i w gruncie rzeczy naprawdę szkoda, że nie będą miały szansy walki o brązowy medal. Nawet i porażka z Francją czy Niemcami w meczu o trzecie miejsce mistrzostw Starego Kontynentu byłaby pięknym dopełnieniem przygody Walijczyków z Euro 2016.

Walijczycy wracają do domu bez medalu. Czy to dobrze, że na Euro nie rozgrywa się meczu o 3. miejsce?

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze