Był sobie Widzew


Jeszcze całkiem niedawno Łódź uznawano za najbardziej piłkarskie miasto w Polsce. Futbol w Łodzi to przecież rzecz co najmniej święta, a to za sprawą dwóch odwiecznych rywali, ŁKS-u i Widzewa. Tymczasem owa rywalizacja może odejść w zapomnienie, po tym jak ogłoszono upadek drugiego z wymienionych klubów.


Udostępnij na Udostępnij na

Zbigniew Boniek
Zbigniew Boniek (fot. Pzpn.pl)

Idąc przedmieściami miasta, trudno znaleźć osiedle bez graffiti jednego czy drugiego klubu. Raz wygrywali jedni, raz drudzy, ale nie to było najważniejsze. Łódź, jak mało które miasto w Polsce, mogła poszczycić się dwoma klubami w najwyższej klasie rozgrywkowej. Co ważne, nie były to jakieś ogórki walczące rok w rok o utrzymanie. Zarówno ŁKS, jak i Widzew to kluby z bogatą historią, w której nie brak miejsca na liczne trofea. Sam Widzew przez wiele lat dominował w stawce polskich drużyn, zdobywając przy tym cztery tytuły mistrza kraju i siedem razy miano wicemistrza. Starsi kibice z pewnością do dziś wspominają europejskie wojaże Widzewa i świetne widowiska z wielkim Juventusem czy Liverpoolem. Wówczas barw RTS-u bronili tacy zawodnicy, jak: Zbigniew Boniek, Włodzimierz Smolarek czy Józef Młynarczyk – piłkarze uznawani za legendy polskiego futbolu.

ŁKS może i bez wspomnień z Ligi Mistrzów, jednak swoją cegiełkę w polskim futbolu także postawił dwukrotnie, triumfując w rozgrywkach ligowych. Jakby nie było, oba łódzkie kluby to dwie wielkie marki, wspaniali kibice, tworzący znakomitą atmosferę i fantastyczną rywalizację. Jeszcze kilka lat temu  z podziwem mogliśmy się jej przyglądać.

Jednak w ostatnim czasie w Łodzi trochę się pogorszyło, przy czym „trochę” to nadzwyczaj delikatne słowo. Derby Łodzi to przeszłość, historia i jedynie piękne wspomnienia. Dziś oba kluby znajdują się na zaścianku futbolowego świata, a powodem – jak to często w życiu bywa – są pieniądze. Mówią, że pieniądze szczęścia nie dają, jednak ich brak może wiele zmienić. To pieniądze doprowadziły do upadków Warty, Polonii czy Groclinu. ŁKS również lata świetności ma za sobą i aktualnie kopie piłkę na czwartym poziomie rozgrywek. Widzew po blamażu w I lidze nie uzyskuje licencji na grę w drugiej. Mało tego, nie zagra też w III ani nawet IV lidze. To po prostu koniec klubu. Miasto uznawane za kolebkę polskiego sportu staje się jego przepaścią. Niegdyś wielki Widzew i ŁKS, dziś marny Orzeł i Budowlani. Zdaje się, że wszystko, co piękne w łódzkim sporcie, to przeszłość, tak jak przeszłością staję się RTS Widzew Łódź. Komu to zawdzięczamy?

Głównym winowajcą upadku Widzewa jest nie kto inny jak Sylwester Cacek. Przedsiębiorca, milioner, a zarazem niedoszły zbawiciel RTS-u. Facet, który w Łodzi miał dokonać rzeczy wielkich, a przynajmniej nie zepsuć tego, co już istniało.

Kiedy przekazywałem Cackowi klub, Widzew był bez długów i grał w ekstraklasie – mówi prezes PZPN, Zbigniew Boniek.

Wystarczyło kilka sezonów pod wodzami Cacka, a zadłużony po uszy Widzew z hukiem spada na samiutkie dno futbolowej hierarchii. Sam „Zibi” chyba nie zdawał sobie sprawy, w czyje ręce oddaje losy Widzewa. W Łodzi wraz z przyjściem Cacka sukces sportowy zszedł na plan dalszy, postawiono na wielkie pieniądze. Jedyne, co pozostało z wielkich planów i jeszcze większych pieniędzy, to wielkie długi, które doszczętnie dobiły kulejący RTS. „Prezio” z pewnością na upadłości klubu nie straci i pewnie za chwilę zainwestuje w inną działającą JESZCZE markę. Grabarz Cacek może dopisać do swojego dorobku już drugi klub, który pociągnął na dno. Wcześniej zajmował się KS Piaseczno. O ile na Piaseczno można przymknąć oko, o tyle Widzewa – zasłużonego polskiego klubu z tradycjami – nikt mu nie wybaczy.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze