O tym, jak wiele Lewy stracił na przejściu do Bayernu


6 marca 2015 O tym, jak wiele Lewy stracił na przejściu do Bayernu

Przeglądając większość stron (głównie polskich) fanów Borussii Dortmund, polskich portali itp., czytałem o tym, jak wiele stracił Robert Lewandowski, zamieniając Signal Iduna Park na Allianz Arena. Bo Robben mu nie podaje, bo nie gra już tak dużo na szpicy. Zastanawiam się, jak długo będziemy dostrzegali tylko te negatywy i nie spojrzymy na grę Polaka z innej strony.


Udostępnij na Udostępnij na

Bardzo często czytamy o tym, jak słabo Robert dogaduje się z partnerami, co ma rzekomo rzutować na późniejsze zdobycze bramkowe przez Polaka. Rzeczywiście – klarownych sytuacji strzeleckich jest jakby mniej niż w Borussii Dortmund. Patrząc na to nieco trzeźwiej, dostrzeżemy znaczne różnice w taktykach Pepa Guardioli i Juergena Kloppa. Gra na Signal Iduna Park opierała się głównie na naszym reprezentancie – to zazwyczaj on dostawał podania, by wykańczać akcje, i to zdecydowanie on miał decydować o dorobku strzeleckim dortmundzkiego teamu. W Bayernie zawodników odpowiedzialnych za trafianie do siatki jest już więcej – po swoje do końca idzie zawsze Arjen Robben, który bardzo rzadko oddaje piłkę komuś innemu. Taki styl. Czy to się komuś podoba, czy też nie…

Prawdą jest też to, że nasz zawodnik ustawiany jest nieco bardziej cofnięty. Lewy w Dortmundzie był najbardziej wysunięty i rzadko wracał, by pomagać rozgrywać akcje; w Monachium jest to dla niego na porządku dziennym. Robert grał m.in. na pozycji lewego pomocnika, często zbiegał do skrzydeł, czego w jego poprzednim klubie nie widzieliśmy jakoś niesamowicie często.

Ale czy rzeczywiście z tymi kreskami stawianymi po każdym golu obok nazwiska 'Lewandowski’ jest aż tak źle? Kapitan reprezentacji Polski dopiero aklimatyzuje się w nowym klubie, dostosowuje się do nowej taktyki. Doskonale pamiętamy, jak nazywano go LewanDOOFskim, by potem wychwalać go pod niebiosa i żałować, że musiał opuścić jedną z najbardziej fanatycznych świątyń na świecie. Aby w miarę zobrazować jego sytuację, przeanalizujmy sezony 2011/2012 i 2014/2015. Dlaczego akurat te? W sezonie 2011/2012 Lewy po raz pierwszy zaczął aż tak regularnie występować w żółto-czarnym trykocie, rozgrywki 2014/2015 są oczywiście pierwszymi dla Lewego w Monachium.

W Bundeslidze statystyki wyglądają bardzo dobrze. Robert zaaplikował przeciwnikom dwadzieścia dwa trafienia oraz zanotował dziesięć asyst. W DFB-Pokal i Lidze Mistrzów uzyskał dodatkowo osiem bramek i dwa kluczowe podania. Ile czasu potrzebował na wyrobienie tej „normy”? Niemal 4000 minut (dokładnie 3968). Na jedno wpisanie się na listę strzelców potrzebował około 132 minut. Jeśli weźmiemy pod uwagę tylko same rozgrywki ligowe – mówimy wtedy o 2870 minutach i średniej o 90 sekund lepszej. Jak idzie mu od pierwszego lipca ubiegłego roku? W samej lidze wystąpił w 21 spotkaniach, przebywając na boisku 1648 minut (z 2070 możliwych, 80% możliwego czasu). W tym czasie zmuszał rywali do kapitulacji jedenastokrotnie (co ok. 150 minut). Pod tym względem ustępuje jedynie Robbenowi, Meierowi (królowi strzelców jesieni) oraz Bas Dostowi (objawieniu ostatnich kolejek). Tuż za plecami Polaka znajdują się Franco di Santo i były kolega z Borussii Dortmund, Pierre-Emerick Aubameyang.

Czy Lewandowski odstaje poziomem strzeleckim od każdego z tych zawodników?

Kolejno: nazwisko, liczba meczów, ilość czasu spędzonego na boisku, liczba trafień, średni czas na gola.

Arjen Robben: 19 spotkań, 1560 minut, 17 goli, 91 minut/trafienie
Alexander Meier: 22 spotkania, 1850 minut, 16 goli, 115 minut/trafienie
Bas Dost: 12 spotkań, 815 minut, 13 goli, 62 minuty/trafienie
Franco di Santo: 16 spotkań, 1400 minut, 11 goli, 127 minut/trafienie
Pierre-Emerick Aubameyang: 22 spotkania, 1811 minut, 10 goli, 180 minut/trafienie

Rzeczywiście średnie statystyki Roberta są gorsze niż wyniki kolejnych zawodników. Kluczowym faktem jest to, że Polak dopiero zaczyna grę w Monachium, i za rok, w tym samym momencie sezonu jego liczby najprawdopodobniej będą znacznie lepsze, być może nawet najlepsze.

Robert Lewandowski oczywiście „sprzedał się” Bayernowi Monachium za kilkukrotnie wyższą pensję. Wszak kto z nas chciałby zarabiać dużo więcej za swoją pracę? Oczywiście, że nikt… Bayern to też gwarancja trofeów na rynku krajowym, a do tego walka do końca o Puchar Ligi Mistrzów. Dodatkowo Polak stał się wszechstronniejszy dzięki grze na różnych pozycjach (m.in. cofnięty napastnik), na czym skorzystała nasza kadra, a i ewentualne „branie” na niego będzie jeszcze większe.

A i tak znajdą się tacy, którzy będą twierdzić, że Lewy na przejściu do Monachium tylko stracił.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze