Miał być pierwszym wielkim ruchem transferowym Borussii Dortmund. Miał zastąpić Götzego, a stał się synonimem marnotrawienia pieniędzy w wykonaniu "Żółto-czarnych”.
Żeby jednak byś sprawiedliwym – Henrich Mchitarjan nie jest złym piłkarzem. Choć doprowadza do wielkiej irytacji kibiców BVB, to trzeba mu oddać, że przejawia jakieś przebłyski umiejętności. Problem w tym, że robi to stanowczo zbyt rzadko. Nie wiadomo, czy ktoś przecenił jego wartość, czy po prostu u Ormianina szwankuje psychika. Jeśli jednak zawodnik najpierw marnuje okazje do wprowadzenia swojego zespołu do kolejnej fazy Ligi Mistrzów (zmarnowane „setki” przeciwko Realowi) a w kolejnym nie potrafi pomóc swojej drużynie, która znajduje się w trudnej sytuacji i marnuje kolejne świetne okazje do zdobycia goli, to coś jest nie tak. Szczególnie jeśli piłkarz takowy kosztował 27,5 miliona euro. Dla porównania – za mniej więcej taką kwotę Bayern ściągał Ribery’ego, Thiago i Neuera, a do Realu oddał Kroosa.
Choć sam na początku w niego wierzyłem i gdy wiosną na przestrzeni sześciu meczów zaliczył trzy bramki i cztery asysty, naprawdę myślałem, że od tego momentu zacznie pokazywać pełnię swoich możliwości. Tak się jednak nie stało (lub stało, ale to nic nie zmienia) i jedno jest pewne – Mchitarjan już legendą BVB nie zostanie, chyba że w tym negatywnym sensie. Nie on pierwszy, bo w Bundeslidze już było kilku takich, którzy zdecydowanie rozczarowali swoją postawą. Przyjrzałem się transferom niemieckich klubów na przestrzeni ostatnich niemal 14 lat i w ten sposób poniżej znajdziecie kilku piłkarzy, u których stosunek ceny do jakości był zdecydowanie zawyżony.
Luuk de Jong (z Twente Enschede do Borussii M’Gladbach za 12 milionów euro, sezon 2012/2013)
Od razu zaczynamy od mocnego uderzenia. Używając terminologii bokserskiej – precyzyjny prawy prosty. Idealnie w głowę księgowego „Źrebaków”. Ten transfer po prostu nie mógł skończyć się sukcesem. Nikt do dziś nie potrafi określić tego, po co właściwie Holender został ściągnięty na Borussia Park, i to za bardzo duże, jak na warunki Borussii, pieniądze. Przy stylu gry preferowanym przez Luciena Favre’a, opartym na szybkiej grze, wymienności pozycji i dużej aktywności napastników, typowa „9” jest zbędna. A takim typem piłkarza jest de Jong. Na początku można było się jeszcze łudzić, że chodzi może o poszerzenie składu, umożliwienie zagrania innym wariantem… ale nie. Tak się nie stało. Ostatecznie były król strzelców Eredivisie w 45 meczach strzelił osiem goli i zaliczył cztery asysty. Łatwo wyliczyć, że za każdą bramkę Borussia zapłaciła 1,5 miliona euro. Po nieudanych 18 miesiącach de Jong został wypożyczony do Newcastle (gdzie zresztą ani razu nie trafił do siatki), a latem tego roku oddany za 5,5 miliona euro do PSV.
Marcus Berg (z FC Groningen do Hamburger SV za 10 milionów euro, sezon 2009/2010)
Sprawa od początku wyglądała dość podejrzanie. Z jednej strony, Szwed z 17 bramkami został właśnie trzecim strzelcem Eredivisie, a do tego latem dorzucił siedem bramek na mistrzostwach Europy U-21. Z drugiej strony, Berg miał już 23 lata, a i kwota na niego wydana nie należała do najniższych, nawet jak na standardy klubu z Hamburga. Widocznie liczono, że porównania do Ibrahimovicia okażą się prorocze. Nic z tego. Pierwszy sezon: 44 mecze, 10 bramek. Dla HSV, które wtedy zaliczyło ostatni dobry sezon (trzecie miejsce), było to za mało i od tego momentu zaczął się brutalny zjazd Berga. Najpierw było wypożyczenie do PSV (41 meczów, 11 bramek), kompletnie nieudany powrót do Hamburga (14/2, 12/1), aż po zakończeniu kontraktu przeszedł do Panathinaikosu, w którym nieco odżył. Jednak jego przygoda w Niemczech okazała się kompletnym niewypałem.
Amoroso (z Parmy do Borussii Dortmund za 21,5 miliona euro, sezon 2001/2002)
Transfer, jak na tamte czasy, za ogromne pieniądze. Dość powiedzieć, że był to ówczesny rekord Bundesligi. I to za Brazylijczyka, który po ściągnięciu z Udinese za 28 (!) milionów euro przez dwa sezony strzelił zaledwie dwanaście bramek. Do mistrzowskiej drużyny BVB wprowadził się jednak całkiem nieźle, w samej tylko Bundeslidze zdobywając osiemnaście goli. Był to jednak jego jedyny tak udany sezon. W kolejnym strzelił zaledwie dziewięć bramek we wszystkich rozgrywkach, a w następnym zagrał tylko w ośmiu meczach. Ostatecznie Borussia rozwiązała z nim kontrakt, bo nie było jej stać na wypłacanie jego pokaźnego kontraktu. To właśnie m.in. ściągnięcie Amoroso doprowadziło BVB niemal do upadku.
Evanilson (z Parmy do Borussii Dortmund za 15 milionów euro, sezon 2003/2004)
Kolejny Brazylijczyk, choć kupiony za kwotę już nie tak szokującą. Należy jednak pamiętać, że był to prawy obrońca. W ogóle jego historia jest dość pokręcona. Karierę europejską rozpoczął właśnie w Dortmundzie, do którego trafił z Cruzeiro. Następnie został sprzedany za 17 milionów euro do Parmy, by kolejne dwa lata spędzić… na wypożyczeniu w BVB. Tam w końcu go wykupili za wspomnianą wyżej kwotę, ale ta decyzja okazał się błędna. Evanilson zagrał w 22 meczach w ciągu kolejnych dwóch lat i bez żalu pozwolono mu odejść z klubu.
Marcell Jansen (z Borussii M’Gladbach do Bayernu Monachium za 14 milionów euro, sezon 2007/2008)
Akurat w wypadku tego transferu wszystko zapowiadało się wręcz świetnie. 21-letni Niemiec, reprezentant kraju, przyszedł po kilku dobrych sezonach w Gladbach, które właśnie spadło. Miał zająć lewą stronę defensywy, co umożliwiłoby przesunięcie Lahma na prawą stronę. Ostatecznie Jansen nie prezentował się na tyle dobrze, żeby zrezygnować z dwójki skrajnych obrońców Lahm – Sagnol. Według „Kickera” w mistrzowskim sezonie gorzej od niego grali tylko Schweinsteiger i Klose (z 14 sklasyfikowanych zawodników). Oczywiście nie znaczy to, że grał słabo – po prostu Bayern to taki klub, w którym od każdego piłkarza wymaga się czegoś specjalnego. Dlatego też zaledwie po roku Jansen opuścił Monachium i za 8 milionów euro przeszedł do HSV.
Jose Manuel Jurado (z Atletico Madryt do Schalke 04 Gelsenkirchen za 11 milionów euro, sezon 2010/2011)
Wcale nieczęsto zdarza się, żeby Hiszpan trafiał do Bundesligi. Dlatego też wszyscy z zainteresowaniem śledzili poczynania Jurado w Schalke. Choć w pierwszym sezonie broniły go jeszcze liczby (8 bramek i 5 asyst we wszystkich rozgrywkach), tak jego gra pozostawiała sporo do życzenia, o czym świadczy chociażby średnia nota wystawiona przez „Kickera” – 4,13. Nic dziwnego, że już w kolejnym sezonie zaczął powoli tracić miejsce w składzie. Na wiosnę został już niemal zupełnie wygryziony z podstawowej jedenastki przez młodego Draxlera i grał tylko wtedy, gdy zaniemógł Farfan. Okazało się więc, że Jurado jest w Gelsenkirchen zupełnie zbędny, więc najpierw oddano go na wypożyczenie, a ostatecznie sprzedano do Spartaka Moskwa. Łącznie z zainwestowanych 11 milionów Schalke odzyskało zaledwie 4,5.
Obafemi Martins (z Newcastle United do VfL Wolfsburg za 10,5 miliona euro, sezon 2009/2010)
To był chyba ten moment, w którym zaczęły się dziwne transfery do ekipy „Wilków”. Nic nie przemawiało za wydaniem na Nigeryjczyka takiej sumy. Poprzednie rozgrywki zakończył zaledwie z ośmioma golami na koncie, a do tego przez niemal pół sezonu zmagał się z różnymi urazami. Jakby tego było mało, ten nominalny napastnik tylko dwukrotnie w swojej karierze w lidze przebił barierę 10 bramek, i to najskromniej, jak tylko się dało. Wolfsburg może mówić o szczęściu, że na Martinsie stracił tylko półtora miliona euro, sprzedając go rok później do Rubinu Kazań. Nigeryjczyk Bundesligi nie zawojował – w 16 meczach strzelił sześć bramek, co dla napastnika ściągniętego za taką sumę jest wynikiem żenującym.
Breno (z Sao Paulo do Bayernu Monachium za 12 milionów euro, sezon 2007/2008)
Kogo stać na ściągnięcie dwóch młodych obrońców za kwotę 26 milionów euro w ciągu jednego okienka transferowego? Oczywiście, że tylko Bayern. Było już o Jansenie, pora na prawdziwego asa. Choć rozegrał zaledwie 28 spotkań w Bundeslidze, jest niemal legendą klubu z Monachium.18-latek kompletnie nie potrafił sobie poradzić w nowych realiach i nie mógł nawet na chwilę wywalczyć miejsca w pierwszym składzie. Udało mu się to dopiero na wiosnę 2010 roku w barwach Norymbergi, do której został wypożyczony, ale po rozegraniu zaledwie siedmiu spotkań zerwał więzadła krzyżowe w kolanie. Po długiej przerwie powrócił do gry i rozegrał nawet kilka meczów w Bayernie. Jednak gdy zaczęły nękać go kolejne urazy, podobno wpadł w depresję. Apogeum nastąpiło w październiku 2011 roku, kiedy podpalił własny dom, będąc pod wpływem alkoholu. W czerwcu 2012 roku został skazany na ponad trzy lata więzienia. Bayern wyciągnął do niego rękę i po 13 miesiącach część dnia mógł spędzać w klubie, trenując zespół do lat 23. Jest szansa na to, że w najbliższym czasie zostanie zwolniony z zakładu karnego, a chęć jego zatrudnienia już zgłosiło Sao Paulo. Czy ten pomysł ma jakiś sens? Jedno jest pewne – ściąganie Brazylijczyka do Monachium nie miało żadnego.
***
Jak widać, na przestrzeni tylko ostatnich 13 lat można znaleźć wielkie wtopy transferowe największych klubów w Niemczech. Powyższa kolejność jest zupełnie przypadkowa, ale na którym miejscu można by umieścić Mchitarjana? Na pewno w ścisłej czołówce, biorąc pod uwagę, ile pieniędzy wydał na niego Dortmund. Choć Jürgen Klopp twierdzi, że kwestią czasu jest, kiedy Ormianin zacznie zdobywać bramki. Co dziwne, nie wspominał nic o tym, że w zespole rezerw. Tak czy inaczej, nazywany w niektórych kręgach „akrobatą z Kaukazu” piłkarz będzie miał zapewne jeszcze pół roku, żeby odkupić wszystkie swoje winy i uratować swoje nazwisko. Inaczej na stałe zapisze się w historii Bundesligi jako jeden z najbardziej nietrafionych transferów.
o transferze Mchitarjana nie sposób mówić bez podania kontekstu - Bayern wykupił klauzule Goetze za 37 mln € - Borussia miała zatem mnóstwo funduszy na zakup klasycznej 10-tki... gdyby nie podkupienie Goeztego do transferu nigdy by nie doszło, podobnie jak do wartego 35 mln funtów transferu Andy'ego Carrolla do Liverpoolu... należy pamiętać, że w momencie przejścia do Dortmundu Ormianin miał bardzo dobry okres, pytały o niego czołowe kluby z Premier League... jego transfer do Dortmundu zatem był także potwierdzeniem rosnącej pozycji klubu w europejskiej piłce... ja bym "Heńka" jeszcze nie skreślał, wystarczy trochę więcej chłodnej głowy, a jego statystyki znacznie podskoczą...
Ale tu się rzecz nie tylko o statystyki rozbija. W kontekście BVB mówiło się też o Konoplyance i Firmino, kto wie, jak oni by się sprawdzili. Tak czy inaczej, te pieniądze można było spożytkować lepiej i dla mnie Mchitarjan to po prostu transferowa wtopa.